czwartek, 31 grudnia 2015

Mizu

Chcąc nie chcąc w końcu dotarłam do centrum miasta... chyba... Moją uwagę przykuły lodowe kwiaty rosnące dookoła. Ciekawe, czy były takie od początku, czy może zamarzły? Przez poświęcenie całej uwagi na podziwianie roślin nie zauważyłam gałęzi i potykając się, stoczyłam się w krzaki. Zanim zdążyłam wygrzebać się z liściastej pułapki, usłyszałam dziewczęcy głos. Wychyliłam głowę chcąc przyjrzeć się dziewczynie. Była ładna. Na pewno ładniejsza od właściciela kruków spotkanego wcześniej. Wyciągnęłam ręce w jej stronę. Pnącza się nastroszyły, ale to wszystko. Westchnęłam tylko i z powrotem schowałam się w krzaki. Trochę się powierciłam, a następnie z lekkim trudem wypełzłam z krzaków. Spojrzałam jeszcze raz na dziewczynę. Podbiegłam do niej szybko, przyłożyłam swoje zimne dłonie do jej twarzy. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Doprawdy... dlaczego nikt nie wydaje z siebie okrzyków doznania mini szoku termicznego? Odskoczyłam od niej i bez słowa ruszyłam przed siebie. Nagle przede mną zaczęły wyrastać kwiaty z lodu i wody, które prawdopodobnie miały zagrodzić mi drogę. Zamrażając wodne kwiaty udało mi się stworzyć gradzinę, która uderzając w niektóre lodowe rośliny skruszyła je i utworzyła przejście. Obróciłam się w stronę dziewczyny wgapiając się w jej oczy. Czego ona ode mnie oczekuje?

środa, 30 grudnia 2015

Sanae

Postanowiłam wyjść z ukrycia. Od kiedy pamiętam, chowam się za ścianami i trochę mi się to znudziło...możliwe, że wcześniej miało to jakiś sens, ale teraz żadnego.  Wyszłam na zewnątrz.
Hawaaa!~
Przeciągnęłam się powoli i dotknęłam jednego z cienistych pnączy, chwilowo pojawiających się na moich plecach.
Czasami cienie lepiej wiedziały o tym co czułam, ode mnie.
Teraz chyba się denerwowałam? Płakałam?
To ja potrafię płakać?  No cóż...kiedyś nie musiałam!  Nie miałam powodu!  Zapomniałam, że wciąż nie potrafię się do tego przystosować. Oh... A oto i kolejna głupota z mojej strony.
Wysunęłam głowę zza zniszczonej ściany, ponownie związując włosy. Upadek z samego szczytu na samo dno naprawdę boli. Pomyśleć że gdybym nie była taka łagodna...
Zauważyłam grupę kilku istot. Hmm... Zazwyczaj podeszłabym od razu, ale ani nie chcę być oglądana teraz, ani nie chcę konfrontacji z aniołem...
Tyle problemów! Niepotrzebnie!
Wzięłam miecz do ręki (tak na wszelki wypadek)  i postanowiłam zostać przy ścianie. Żebym tak mogła chwilowo nie płakać, to byłoby miło...

Apokalipso

Ostatnimi czasy mogę wychodzić sama. Nie to że mi zabraniali, tylko moje rośliny działają jak płuca miasta.
W sumie to... Jesteśmy w okresie zimowym~ Czemu by więc nie przystroić miasta?- z taką myślą wstałam z łóżka.
Gdy kotołaczka siedziała przy kominku, a pajęczyca tłukła się jeszcze na górze- zbiegłam po schodach. Złapałam za sałatkę i zjadłam jeden półmisek w którym prawdopodobnie była moja porcja. Zostawiłam im świeżej wody i wyszłam.
Udałam się do centralnego "Parku" tego miasta. Tam w mniej więcej środku przestrzeni którą chciałam ozdobić, mogłam to zrobić najszybciej. Co tu mówić, stanęłam, i sprawiłam by tęcza lodowych kwiatów wzrosła wokoło mnie. Następnie z impetem skoczyłam, by korzenie rozrosły się szybciej, i przejęły możliwy obszar. Co oznaczało, że całe miasto i okolice ozdobiłam kolorowymi kwiatami i soplami. W podskokach zaczęłam kierować się w stronę domu. Jednak szelest w krzakach, i odruch obronny wyrobiony od lat nakazał mi przystać. Na jeden delikatny ruch dłoni za mną wyrosło na oko 20 stosunkowo agresywnych pnącz. Moja sukienka zafalowała, a mnie samej zrobił się zimno... Oj Kalipso, musisz coś uszyć...
-KIM JESTEŚ?!- krzyknęłam srogo.

wtorek, 29 grudnia 2015

Mizu

Nie bardzo zrozumiałam jego słowa, ale postanowiłam w to nie brnąć. Obserwowałam ptaki dopóki nie zniknęły mi z pola widzenia. Ciekawe ile osób żyje w tym miejscu. Z mojego położenia byłam w stanie zobaczyć dachy budynków. Stałam w miejscu i rozważałam wszystkie za i przeciw pójścia w tamtym kierunku. Nagle wiatr zwiększył się oślepiając śniegiem i utrudniając utrzymanie się na nogach. Wiał w stronę owego miasta.
-Już dobrze, dobrze... pójdę tam... - szepnęłam. Zaraz po tym jak ruszyłam, wiatr się uspokoił.

Fiddlesticks

Spacerowałem sobie tanecznym krokiem po zamarzniętych polach, zbierając do kupy niedobitków z mojej małej potyczki. Nic wielkiego, już są pochowani... Jakieś trzy osoby, których los mnie nie obchodził.
Sam do siebie wzruszyłem ramionami.
Z lekką ulgą wstąpiłem na miękki śnieg z zlodowaciałej ziemi. Kije strasznie się na tym ślizgają.
Co ja tam widzę! Dzieciak!
Jako, że mam wieczny wyszczerz na twarzy. nie muszę się specjalnie uśmiechać w czyjąś stronę.
Ze świecącymi oczami podszedłem do przypominającej laleczkę z porcelany dziewczynki, stając stopą (a raczej końcem kija) tuż przed jej nosem, wręcz zatopionym w śniegu. Chyba mnie nie zauważyła.
- Od kiedy dzieciaki chodzą same po polach? - zaskrzeczałem, nie umiem już normalnie mówić, podkładając kosę do jej skrzydełek.
Odwróciła się w moją stronę. Wpatrywała się we mnie przez jakiś czas, po czym przyłożyła swoje dłonie do mojej prowizorycznej twarzy. Po chwili zabrała ręce i znów zaczęła  mnie ignorować.
Co to do jasnej miało być?
- Nie przegrzało ci się pod kopułą? - popukałem ją w głowę, nadal zachowywała się jakbym był powietrzem.
Nagle spojrzała na mnie jak na jakiegoś ułoma.
-Co chcesz... - powiedziała cicho, ale dobitnie.
- Na początku chciałem ciebie pozbawić skrzydełek albo życia, jeszcze się nie mogę zdecydować - kruki zaczęły tworzyć wkoło nas krąg, jak ja je kocham - A teraz zapytam się czym ty jesteś?
Dziewczynka nabrała powietrza, aż się jej policzki napompowały, a następnie zaczęła mówić.
-Jakby na to nie patrzeć, czego byś nie zrobił wyszłoby na to samo, tylko w innym tempie... - odczekała chwilę jakby się zapowietrzyła - poza tym nie jestem pewna czy w takim wypadku opłaca mi się tłumaczyć czym jestem...
- Wait, ty to jesteś jeden z deszcowców czy jakiś takich? Was to szło kroić milion razyni wiecznie wracaliście do kupy... - zamyśliłem się i machnięciem ręki wzburzyłem ptaki di lotu, sam udałem się w stronę miasta - Miłej randki ze śniegiem! - zaświszczałem i oddaliłem się.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

MizuMizu

Otworzyłam oczy. Jak długo spałam? Gdzie jestem? Powoli usiadłam czując pod rękami miły, śnieżny puch. Wstałam bez większego problemu, otrzepując swoje skrzydełka ze śniegu. Jak przyjemnie obudzić się w takich warunkach. Zaczęłam delikatnie sunąć po śniegu. Wszystko wydawało się takie martwe... wręcz cudowne. Ciekawe jak długo jeszcze będzie trwała ta cudna pogoda? Oby jak najdłużej... Zastanawia mnie, czy ktoś w ogóle żyje. A jeśli... zostałam sama? To byłoby... byłoby... wspaniałe! Nikt by wtedy nie miał nic przeciwko wiecznej zimie! Uśmiechnęłam się delikatnie na samą myśl, ale szybko uświadomiłam sobie, że to mało prawdopodobne. Przesunęłam ręką po różdżce. Dałabym wszystko, aby ten krajobraz utrzymywał się przez wieki.

sobota, 19 grudnia 2015

Rin

-Dzięki za komplement!-krzyknęłam z pokoju- Zaraz tam pójdę!
Aha. Tymczasem moje oczy jak pinć złotych wlepiały sie w magiczny ogień. Chłopak wciąż spał na moich plecach. Nie dbalam o to. Ogień ~ Pajęczyca wczłapała do pomieszczenia. Na ten widok parsknęła widocznym śmiechem. Ja niczym pięciolatka wgapiająca sie w ogień, jak w zabawkę za witryną. I wydawałoby sie zmęczony tym widokiem dzien w dzień anioł stróż, tylko tak to można ubrać w słowa. W końcu, z transu wybudziło mnie głośne burczenie brzucha. Mojego, jak i anioła. Spojrzeliśmy na siebie, i równocześnie roześmialiśmy sie doniśnie. Jednak nadal tylko my siedzieliśmy przy stole. Na zewnątrz jak makiem zasiał. Cicho, biało, zimno. Powiedzialabym że to biegun północny, a nie świat po apokalipsie. No cóż, może te nowe gatunki mają jakiś dobry wpływ na ziemię?

Rachnera

Przeciągnęłam się. Już ranek?
Wiele się pozmieniało. Ale nie ze mną...
Przejrzałam się w lustrze. Wielki pajęczy odwłok nadal był częścią mojego ciała.
Zagryzłam wargę i wciągnęłam na siebie zwykły t-shirt. Podpełzłam do pokoju wampirka. Uchyliłam drzwi, jeszcze spał. Aż bym coś z nim zrobiła.... Ale nie teraz. Podeszłam bliżej i nachyliłam się nad nim.
- Wstawaj! - poklepałam go po policzkach - rano już!
Mruknął coś w odpowiedzi gdy wychodziłam.
Będąc już w kuchni zauważyłam posiłek. Aż się oblizałam.
- Rin, postarałaś się... - objęłam moje miejsce przy stole.

piątek, 18 grudnia 2015

Rin

Żwawo wyskoczyłam z łóżka. Ogródek, jaki zafundowała nam Apokalipso jest świetny! Wiele dawnych warzyw. I kilka ...ekhem 'zmutowanych' warzyw mięsnych... Że tak ujmę, świeżo, zdrowo, ale z GMO i nic z tym nie zrobisz~  Sporządziłam porządniejszy posiłek dla kilku osób. Nasza grupka, jak była tak jest, tyle że... Kilka osób nie przetrwało... Niestety. Kotołaczka, tak mocno poraniona, zmarła. A jej siostra zniknęła w lesie i nie wróciła. Nie było to zbyt wesołe, kiedy przy obchodzie, znalazłam ją, zmarła prawdopodobnie na hipotermię... Magnus, Alex, czyli jego córka, ja, Len, Rachnera, i Apokalipso. Tak jakby, jesteśmy w jednym obozowisku. Obozowisku w którym kocham drzeć ryj. Domowe studio nagrań, kocham cię (<3) Śpiewam ile wlezie. Dalej rośliny wodne Kalipso były przydatne. Wody nie idzie tak łatwo oczyścić. No i też wchłania ona za wiele drobnoustrojów i innych takich tam... Zaraz. Skończyłam w kuchni, rozstawiłam posiłek przy stole, po czym powędrowałam do salonu. Uwaliłam się na kanapie i zakryłam kocykiem. Zima. Po co jest tak zimno? A co globalnym ociepleniem? Heh? Zwlekłam się jednak po chwili. Rozpaliłam w kominku, by ogrzać cały dom. Momentalnie było cieplej o jakieś 1,5 stopnia. Do tego MOGĘ OBSERWOWAĆ OGIEŃ! Moje esyfloresy, czerwoniutkie, pomarańczutkie! Ah! Zapatrzona w cud, nie zauważyłam że do pokoju wparował skrzydlaty. Oparł się o moje plecy, zabrał część koca, i znów przysnął. Powstawajcie! Wszystko gotowe no...!

niedziela, 13 grudnia 2015

NOWY ROZDZIAŁ!

Nowe. Nowe, wszystko nowe! No dobra, z wyjątkami...

Burza energtyczna, od wielu wieków zwiastuje koniec, bądź początek. Ta, zaś zapowiadała początek, dla kilku ras. Odrodzenie- coś na co każdy czeka. Z popiołu w ciało obrócone rasy zaczęły gnać w stronę najlepiej zachowanego miasta.

Krótki rozejm kilku istot, odnowił wielką osadę do czasów jej świetności. Przywrócił prąd i mieszkania, żywność łatwo dostępną... Do tego niektóre obszary nie są zanieczyszczone i napromieniowane. Jednak brakuje zasad, brakuje rządzącego nie tylko miastem a i całym światem. Wskazuje na to że wszystkie istoty myślące są blisko siebie, przez co walka trwa. Trwa i nie ma końca... Od przywędrowania tu kilkunastu bardziej, lub mniej skłóconych myślących, minęło kilkanaście miesięcy. Wszystko zaczyna się jeszcze raz. Szukanie sojuszy jeszcze raz, unikanie wrogów kolejny raz. Wszystko może się zdarzyć...

czwartek, 3 grudnia 2015

Kaoru ;__;

- Jesteście okrutne...  Matko, zabije cię, uduszę, posiekam, ugotuję na twardo i rzucę w piekielne czeluście na pożarcie potępionym! - krzyknąłem bezgłośnie, wypełniając powietrze dookoła dymem. 
Wyrwałem zdjęcia krztuszącym się dziewczynom i schowałem za pazuchę, zanim dym się rozrzedził.
- Koniec tego dobrego. - mruknąłem.

wtorek, 1 grudnia 2015

Evelyne

-O patrz kolejne! Tu mamy dziudzuusia!- krzyknęłam rzuczając się na zdjęcia by wyrobić się przed panem domu. Zdobylam je!- w geście triumfu uniosłam je do gory, a odbierającego się do nich chloptasia zatrzymałam druga dłonią.
-Mia!Chodź! Od tego cukrzycy można dostać! <3
-Słodkie;- jęknęła dnośnie. Chłopak będzie miał z nami przerąbane. . .

Miia

- Jaki byłeś rozkoszny! - uśmiechnęłam się na widok zdjęcia Kaoru w śpioszkach - Ale miałeś małe róóóżkii - śmiałam się patrząc na kolejne zdjęcia - A zobacz to, w szkole! - pokazałam Evelyn zdjęcie mojego męża wśród gromady dzieciaków - wywrócił się!
Znęcałyśmy się nad nim...ale z drugiej strony... Wreszcie mam coś do powiedzenia!
- Przestańcie, błagam - opadł bezwładnie na krzesło - Jesteście okrutne... ;_____;

Evelyne

Sprawnym ruchem dłoni, wytrąciłam fotografie z rąk chłopaka, i pozbawiłam je grawitacji. Przyleciały do mnie.
-Mia spójrz!- ryknęłam. Dziewczyna przyszła, obydwie, zaczęłyśmy zachwycać się małym Kaoru.
-Oddajcie mi to!- jęknął jakby w niemocy i zamiast użyć magi biegł w naszą strone niezdarnie.
-Cichaj!- Kolejnym ruchem dłoni wytrąciłam go z pola grawitacyjnego i unieruchomiłam ręce. Jeszce 20 fotek rogowcu~

Kaoru

Kaoru

- Matko, damy sobie radę sami, naprawdę - przystopowałem moją rodzicielkę chwytając za skrzydło - poza tym umiemy posługiwać się magią...
- Ona też? - chwyciła dłoń Mii - Uzdolniona  ognia? Cudownie! A więc, jeśli mnie będziecie potrzebować, to proście Kaoru~
Odleciała. W końcu.
- Zapraszam do siebie - wpuściłem obydwie do środka - wchodźcie.
Szybkim ruchem schowałem fotografie ustawione na kominku. Kuźwa, mamo...


poniedziałek, 30 listopada 2015

Bonie&Len&Rin&Apokalipso&Evelyne

Bonie
Wszystko mignęło nad miastem. Ale chmara jedzonka powoli zwalniała. Wzbiłam się do góry i łapałam ich po kolei do różnych rodzai kryształów, dzięki czemu zyskiwali nowych mocy i znaczeń dla mnie. Wróciłam do Kryształowego.
-Zabierz to- usłyszałam, podczas gdy siedziałam obok chłopaka.
-Nie, idź jeszcze spać, niebezpieczne. Wciąż- odparłam krótko, po czym zamknęłam ruchem dłoni jego powieki- Oyasumi.
Len
-Spać! ALE JUŻ!- Ryknąłem na całą posiadłość. Nie ma wiele czasu, wszystko idzie wprost w naszym kierunku- Macie 5 minut, inaczej siłą położę was spać!
Zażenowany po spotkaniu z Rancherą potruptałem sprawdzić jak się miewa reszta lokatorów. Ułożeni do snu byli już wszyscy, po za jedną. Uszastą blondynką.
Rin
-Hej... Len...- Jęknęłam pod nosem- Mogę spać obok ciebie...?- spytałam niepewnie, bojąc się jakby własnego głosu.
W odpowiedzi zawiesił mi znów na szyi jego łzę sprzed wieków. Uśmiechnął się delikatnie.
-Jasne, ale będziemy na dachu. Muszę to obserwować- stwierdził wesolutko, i co rusz byliśmy już na najwyższym w miarę płaskim punkcie okrycia domu. Spojrzał do góry, po czym z przepraszającym uśmiechem na ustach dotkną moich pleców i szepnął- Dobranoc, Rin...
Jedyne co pamiętam, to to że zmorzył mnie sen. Błogi sen, oparłam głowę na jego ramieniu i tyle mnie było.
Apokalipso
Po wrzasku aniołka, jednak stwierdziłam nie zadzierać, jednak dorwał mnie wampir. Ta, ten słodziutki, czarniutki i milusi Magnus~ Jednak to nadal demon. Spojrzałam na niego wyłupiastymi oczyma.
-Będzie dobrze- stwierdził krótko. Zabawa?! Może chowanego? albo berek? a jeszcze lepiej! KLASY!- Mnie jednak, po chwili umorzył sen. Nieunikniony, po całym dniu stawiania wieżyczek, i leczenia, ale nie tylko dlatego, on coś zrobił...


Evelyne
-Nie moje klimaty... -Burknęłam pod nosem.
-Och, czyżbyś była demonicą ofiarną?- spytała w końcu matka chłopaka, ja przytaknęłam, nie miałam co oszukiwać, i tak jestem od wszystkich obecnych wyższa o metr...- WSPANIALE! Wieki, nie mieliśmy kolejnego demona w szeregach! Witaj wśród swoich!
-Po "kwitek" była dokładnie jeden wiek temu, co śmieszniejsze, u pani...- wtrąciłam. Atmosfera była niezbyt przyjemna, trąciłam Kaoru w bok... ODEZWIJ SIĘ CHŁOPIE I USPOKÓJ SWOJĄ MAMĘ!!!

sobota, 31 października 2015

Rachnera (w końcu) / Coen

~~Rachnera~~
Właśnie myłam sobie ramiona, gdy do łazienki wpadł Len. (Mycie pajęczej reszty mojego ciała polega na polewaniu gorącą wodą, nie dosięgam tam rękoma) automatycznie się zakryłam, w końcu byłam półnaga... Cała czerwona się na niego spojrzałam.
- A ty tu co? - fuknęłam - puka się...
- Masz iść spać! - zakomendował zasłaniając oczy- a poza tym marnujesz wodę!
- Cichaj - odwróciłam ręką go w kierunku drzwi i wypchnęłam - pozwól mi się chociaż ubrać...
- Ale sz-szybko! Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo ;_; - jąkał się w progu, nadal zasłaniając oczy.
Wsunęłam na siebie sweter i podreptałam na górę.
- A pośpisz ze mną? - zapytałam cicho do jego ucha - Będziesz miał gwarancję, że zasnę...
- Rachnera! - usłyszałam wkuty głos Rin - śpij!
- Oj dobra, dobra... - zamknęłam drzwi i ułożyłam się na kocach.
~~Coen~~
Nie wiem, ile czasu spałem. Wiedziałem jedynie, że bardzo długo.
- Co mnie ominęło? - zdjąłem z twarzy jej merdający diabelski ogonek - weź to ze mnie...

wtorek, 27 października 2015

Bonie

-Gdzie ja nie... -uciszyłam go kolejnym pocałunkiem wysysającym energię.
-Teraz nie bawię się w niańkę, tylko naprawdę coś ci się może debilu stać! Burza energetyczna, odporni na nią są jedynie demony anioły i wampiry, jeśli dobrze nie ukryją swoich znajomych to może być po nich. Najlepsza kryjówka to sen. Dlatego wszystkie trzy rasy, poprzez osłabienie, mogą uratować swoich znajomych... Ciekawe jak oni wszyscy sobie poradzą. Za to w piekiełku teraz apokalipsa... Dusze po kolei uciekają, by stworzyć tę burzę i się odrodzić. Mnie to specjalnie nie interesuje, będę łapała co ciekawsze fragmenty do mojej kolekcji kryształów, ale i tak może być kiepsko... Ta burz jest ogromna, czyżby kolejne odrodzenie się którejś z ras? Może czarodzieje? Może furry? może strażnicy portalu...- zaśmiałam się szyderczo- Zabawne! Ten świat jest zabawny!
Spuściłam nogi z łóżka i machałam nimi wesoło, spoglądając w górę, na powoli nasuwające się na niebo sylwetki różnych ludzi, i stworzeń.

poniedziałek, 26 października 2015

Coen ;_;

Spartaczyła mi brooń...
Jak tu spać!? Bez ostrza w rękawie się czuję jak bez ręki...
Zwinąłem się w kłębek. A idź ty i nie rób ze mnie pantoflarza...
Szyć jej? Jeszcze czego!? Może butki polerować?
Rozpuszczone toto jak dziadoski bicz.
Nie miałem siły wstać. Wymacałem prawie po omacku jedno z jej skrzydeł i próbowałem urżnąć jeden z kryształów.
Chwyciła moją rękę.
I dupa.
- Śpij - usłyszałem tylko.

środa, 21 października 2015

Kaoru

- Może po prostu naszą nową lokację? - westchnąłem. Moja matka zmagazynowała w sobie chyba całą tę matczyną energię przez te lata, jak byłem na ziemi...
Klasnęła w dłonie i znaleźliśmy się przed jakąś rezydencją.
Dookoła rozpadliny pełne lawy i zionące ciemnością i oparami czarne wąwozy, dookoła jedna ścieżka pokryta czerwonym piaskiem - istny raj.
- Ciepło tu - Miia podciągnęła rękawy swetra - bardzo nawet...
- W domu jest chłodniej - matka otwarła drzwi - wejdźcie.

poniedziałek, 19 października 2015

Eveline

W sumie to pierwszy raz jestem w piekle. Jakoś nie śpieszyło mi się tutaj.
-Panno Eveline.- stwierdził do mnie głos, głos matki Kaoru- Witamy w "raju".- oznajmiła mi z uśmiechem. Odparłam jej tym samym niewinnym uśmiechem.
-Od czego zaczniemy zwiedzanie!- krzyknęła- Synku wybieraj! Twoi goście~ - Entuzjastyczna kobieta, podobna do mnie...

Bonie

Kopnęłam go w cztery litery tak że poleciał prosto na łóżko.
-Zamknij Ryjek!- syknęłam i wyrwałam mu nóż z ręki po czym zmienił się w diamentowe okruchy.- Dym jest zbyt oklepany*-stwierdziłam prędko- Phi!- nie zwróciłam uwagi w kontekście jego histerii.
-Spać!- wrzasnęłam gdy zaczął zbyt wyzywać mnie i moje ciuchy. Znalazłam się tuż przy nim i pocałunkiem zabrałam mu kolejną część energii, jedyne co mu pozostało to sen.

*zniknięcie to coś na zasadzie dymu Kaoru

Cołen :3 / Kałoru ¶∆¶

~~Coen~~
Westchnąłem ciężko.
- Zmęczony lekko jestem... Nie mam nieskończonych zapasów energii jak ty - powlokłem się do łóżka.
- A ty gdzie!? - przyfrunęła i złapała mnie za kołnierzyk - nie tak prędko!
Uwiesiłem się na tym kołnierzyku jak szmaciana lalka. Zrozum, jestem wycieńczony, umrę jak mi dasz tego swojego buziaczka "na dobranoc"... Zapadnę w sen wieczny i tyle ze mnie będzie miała...
- Nie myśl tyle, tylko mi szyj sukienki! - upuściła mnie na ziemię - skoro się mnie tak słuchasz, to chyba ze dwanaście kreacji nie będzie dla ciebie problemem?
Wysunąłem ostrze z rękawa i bezwiednie przysunąłem je do głowy.
- Jak mnie tak bardzo cenisz, to nie pozwól mi zapaść w depresję i się zabić - przejechałem ostrzem po skrystalizowanej części twarzy - jestem w stanie rozrąbać sobie ten kryształ i zginąć, jeśli nie przestaniesz mnie wykorzystywać - ziewnąłem - a teraz idę spać.
~~Kaoru~~
Łaziłem po domu. Nie mogłem się na niczym skupić, więc nie udzielałem się w tym, co robiły tamte dwie.
Łaziłem i ten dziwaczny kot Mii łaził za mną.
W kółko.
Może stworzę istotę z dymu i ją zabiję? Czy wtedy to się będzie liczyło?
Moja matka tak czy inaczej już okroiła mi liczbę dusz, miała jakieś wpływy u Tego na Dole... Ale słabo.
Ciekawe, czy będę mógł zabrać Morgortha. Miię na pewno... Tou? Wywalczy sobie miejsce.
Ale jak taki kolos się tam przedostanie? Magia...dym... No, tak... Nieważne.
Skupiłem się i powoli zacząłem tworzyć z mgły istotę. Miałaby wyglądać jak człowiek, mieć duszę... Ale żeby stała w miejscu.
Mamrotałem pod nosem zaklęcia, powoli kształtując postać kobiety. Nie wiem, dlaczego akurat kobiety...
Stworzenie poruszyło się. Nagle, z prędkością światła otworzył się portal.
W nim stała, zaskakująco (lub nie) moja matka.
Zmierzyła mnie wzrokiem.
- No chodź już, nie twórz tego czegoś - machnęła dłonią i zniszczyła moje dzieło - Weź żonę i cokolwiek tam chcesz i choć.
Wyszedłem z pokoju, pociągnąłem Miię i tę drugą, Tou poszła za nami.
- Idźcie przodem - popchnąłem obydwie do portalu - nie gadać. - kot wskoczył mi na ramię - Matko, mogę zabrać ze sobą coś jeszcze?
- Mów, synku - uśmiechnęła się - Co konkretnie?
- Morgortha - wskazałem na bestię za oknem - Popilnuje mi posiadłości.
Moją rodzicielkę lekko zamurowało.
- Zmniejszysz go, czy jak? - dostała kompletnego nieogara - rozmiar kieszonkowy, czy jakoś?
Skupiłem się i przetransportowałem giganta jako wielki, duszący smog do portalu.
- Idziemy - moja matka się otrząsnęła i poprowadziła mnie w dół schodami z jakiejś skały wulkanicznej z czarnymi poręczami w dół, do Hadesu...*

_____________________________________________
*od razu mówię, tu wątek Mii, Kaoru, Tou, mamuśki i Eveline się nie kończy. Zobaczycie co zgotuje im w tych piekielnych temperaturach los... Hehe.
Zapomniałam dodać. Pod nazwą Hades ukryłam Piekło, Serce Zła, Elizjum Demonów i wiele innych jego zakamarków, m.in. Pola Męk... Och, nieważne. Będę musiała kiedyś napisać cały rozkład Hadesu.

Bonie

-Rada!- krzyknęłam do niego- zniweluj zapach krwi bo zaraz przykusztyka się wampir lub taki jak ja!
Bezsensu miałby zginąć! Jest pomocnikiem idealnym! Za dużo zachodu jednak byłoby z ratowaniem.
-Hobby...- zamyśliłam się znów- Zbuduj domek z 300 tali kart. Pasi?- zajmie się na długi czas....- Czasochłonne. Albo zacznij szyć! Najlepiej w stylu lolita goth!

Coen

Skoro ma takie dobre wspomnienia z Dołu, to może coś ugram?
- Boniuś - zacząłem słodko - A kto wydaje kary w Piekle...? - muszę wiedzieć, do kogo mam się... No na pewno nie modlić...
- Nie piernicz głupot. Słyszę, co myślisz. Może ci załatwię coś lżejszego, nie obiecuję, trzeba zobaczyć, jak się sprawujesz. - pstryknęła mnie w nos, puściłem to mimochodem - a nasz Sędzia to nikomu nie chciał zdradzić własnego imienia, chyba jedynie sam Ten Najniższy wie... Och, nieważne! Bierz się za zmywanie!
Poodnosiłem wszystkie naczynia do zlewu i pozmywałem.
Patrzyłem, jak się krzątała i w tym samym momencie się zaciąłem w palec. O kochana zgrabności.
Nie miałem nic do roboty... Chyba, że mi coś wymyśli. W sensie...nie miałem żadnego nie sadystycznego hobby.
Ciężko jest być psychopatą.

niedziela, 18 października 2015

Bonie

-Żyje.- odparłam ironicznie- Teraz jest dużo zabawniej, bo każda dusza z tego świata zazwyczaj coś przeskrobała, dlatego nabór mamy otwarty! Trochę gorzej z tym w niebie średnio w przeciągu wieku trafiają do nich 3 osoby. Ale co o tych sztywniakach! Piekło! Tortury, jęki i męki są na porządku dziennym. Jak i przyjemności, typu papierosy, alkohol czy nierządy! Czasem jak jest mafia to trzeba ich tam podpiłować, ale najczęściej ci co zmarli od katastrofy są postawieni wyżej od miliardów ludzi którzy trafiali tam kolejnych miliardów lat.- dokończyłam z ogromną ekspresją.
Smaczne, wino młodziutkie, ambrozja!

czwartek, 15 października 2015

Coen

Jadła aż się jej rogi trzęsły. W pewnym sensie to pochwała dla mnie. Ale mniejsza.
Kroiłem mięso strasznie powoli, przyglądając się jej figurze. Nie ma co, ładna babka mnie nawiedziła... Nieważne.
- Bonie - rozpocząłem pytanie - Co się robi w piekle?

Bonie

Z lekkim nie smakiem po wybrykach kompana poszlam do kuchni. Cale 3 puchary płynnego zlota. Delikatne, drogocenne, słodkie, odżywcze, z posmakiem metalu złota i winogron. Wyborne! Powoli delektowałam się posiłkiem i winem. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na pana na drugim końcu stołu.

środa, 14 października 2015

Coen

-fu*k. - potarłem brodę - kobieto, uspokój się... Popatrzeć nie można?
- Idź gotuj! - wrzasnęła - Już!
Westchnąłem i zacząłem w końcu gotować.
Po pewnym czasie była pieczeń, odlałem dla panienki "naturalne winko" i ustawiłem wszystko na stole.
- Obiad! - zakrzyknąłem - Chodź bo zjem!

Bonie (200 post OMG!)

Ma szczęście, że wolno w nich biegam, bo jak bym mu przywaliła to bym miała podwójny posiłek.
Z żyłką pulsującą na mym czole powoli się uspokoiłam i złożyłam zasłonę. Chłopak chamsko siedział i obserwował mój cień... ... ... ...
-Zginiesz.
Ruszyłam w jego stronę pędem. Wycelowałam prawym sierpowym w jego podbródek, polecał pod sam na 5 metrów wysoki sufit po czym z impetem uderzył o podłoże... Należy mu się...
-Pf!!!

Coen

Chyba nie widziała, że ją podglądałem. Postanowiłem nic nie myśleć i napawać się widokiem.
- To co chcesz? Gulasz, zapiekankę... Powiedz - zaszedłem ją od tyłu i chwyciłem za barki - panno wszechwiedząca...
Nadepnęła mi na stopę swoim butem na platformie.
-Sprawa kucharza a teraz spier... Jak chcesz żyć - warknęła.
- No dobrze, dobrze, tylko nie strzelaj mi tu piorunami - pociągnąłem ciało do kuchni. Co by tu upichcić?

Bonie

-Ale ty kucharzysz- odparłam zza parawanu, właśnie się przebierałam- No mówiłam no!
Popatrzyłam na niego stojąc na palcach. Znów się schowałam i zaczęłam zakładać czarną poszarpaną bluzkę. Cięcia były równe i pobrudzone krwią. Piękna! Bąbkowata czarna spódniczka przed kolano w drobną różową kratkę i kilka grubych łańcuchów. Standardowo już 10 cm platformy z materiałem za kolano. Moje ukochane butki~

wtorek, 13 października 2015

Coen

Mruknąłem coś tam w odpowiedzi wodząc wzrokiem za demonicą.
Lód i sól. Ciekawe.
Zacząłem ją tym nacierać jak porąbany i słuchać jej próśb o przestanie....
Skończyłem.
Przerzuciłem sobie jej wycieńczone ciałko przez ramię i wyszedłem z piwnicy.
- Booonie - zawołałem - mięso przygotowane do smażenia!

Bonie

-EJ no!- wrzsnęłam otwierając drzwi- chyba na serio nie umiesz... Masz sol i lód deklu...- tłuczone miesko smaczniejsze.
Chamsko posypalam jego kark solą i dołożyłam do tego miejsca Lod. Zaczelam dociskac, bo tak bardziej boli.
-Kumasz- spytałam zrezygnowanym tonem.- myślisz że na cholerę tam bicz, na cholerę lodówka. Co tak na łatwiznę...? Bez spuszczania krwi z żył. A nie z komórek pod skórnych które mają w sobie krew... Różne ostrza i kolce odpusc. Jestem głodna spraw by cierpiała!
W sumie, sam jej strach po mojej gadce tez mnie nasycił ale muszę mieć tego na wyrost nie wiadomo kiedy kolejne się trafi

poniedziałek, 12 października 2015

Coen Torturujący >:D

Zaciągnąłem nieprzytomne ciałko do piwnicy.
- Hej, a jak zacznie krzyczeć to zarżnąć? - wrzasnąłem do Bonie - Czy chcesz koncert?
- Uduś! - usłyszałem z góry.
Nie spuszczanie krwi bardzo okraja (hehe) repertuar tortur mojej receptury, a tymbardziej szafy z kolcami czy stoły do rozciągania.
Położyłem ją na stole i przypiąłem ręce i nogi kajdankami. Jeszcze się nie obudziła.
Powolutku rozebrałem ją do nagiego ciała. Nie, żeby była gruba, ale trochę ciałka miała...przyjrzałem się jej twarzy. Lekkie rysy, wręcz lekko azjatyckie. Niebotycznke długie elfie uszy lekko odejmowały jej uroku.
Powoli otwarła oczy. Fiołkowe.
- Gdzie...co...PUŚĆ MNIE! - wrzasnęła silnym głosem, krztusząc się, gdy ją dusiłem.

Bonie

Klasnęłam w dłonie kilka razy głośno i donośnie. Elfie młode mięsko. Chyba nie ma nic lepszego. Odżywcze z dozą magii a po spuszczeniu krwi to jak ambrozja!
-Możesz się pobawić. Ale nawet kropla krwi z żył ma nie ulecieć. To mój ulubiony napój. Nie możesz go od tak zmarnować blaurze.
Zleciałam do niego i dotknęłam porywacza i porwanej. Teleportowałam się do naszego domu.
-Poczekaj chwilę.- zostawiłam go z dziewczyną na rękach.
Zeszlam do piwnicy i przetransportowałam tam kolejną część mojego domku. Salę tortur. Nic dziwnego dla demona, trochę bardziej niezrozumiałe dla innych istot. Wrociłam na górę i usiadłam na swoim łóżku.
-Idź do piwnicy. Niespodzianka. Zamiast rany otwartej i soli, polecam lód i sol. Boli tak samo.- stwierdziłam podśmiewając się pod nosem. Diabelski uśmiech i zakryte oczy. Zakryte błękitną gęstą długą i delikatną grzywką. Chłopak zniknął w ciemności a ja susem wstałam i zaczęłam pakować ciuszki do szafy. Genialne miasteczko!

niedziela, 11 października 2015

Coen ;_;

Przeklnąłem swój nędzny los, gdy mnie postawiła na ziemi. Zagubiona elfka rzeczywiście wałęsała się po ulicy, a zielone włosy powiewały jej na wietrze. Naskoczyć na nią? Z tej wysokości to jest nawet możliwe...
Odwróciła się gwałtownie i posłała w moją stronę kilka strzał. Osłoniłem się skrystalizowaną częścią ciała.
Zdziwiona, zaczęła uciekać, a ja za nią.
Polując nigdy nie używałem magii. Musiałbym wytężyć umysł, co jest niw bardzo w moim stylu.
Chwyciłem kawałek starej rury. Ostrza na dłygodystansowca nic nie zdziałają. Tu trzeba rzutu.
Metalowa rura poleciała w kierunku głowy elfki, nie mijając celu. Idealnie.
Padła na ziemię, niepraytomna.
- Bonie, obiad! - zakrzyknąłem.

Bonie

Kobitka.
-Ty kucharzysz.- powiedziałam- To i łap zdobycz, wiem że umiesz.- zaczepiłam uszczypliwie i zrzuciłam go z siebie. No co? Poradzi sobie chłopaczyna! A jak nie to ja będę miała więcej do zjedzenia~

Coen

- Elf brzmi ciekawie - zaśmiałem się - ale jak facet to ty bierzesz od pasa w dół, ja nie homoś!
Zarechotała.
- Zacznijmy zabawę w kotka i myszkę z naszym COSIEM ~ zaświergotała i poleciała w stronę zapachu - a jak kobieta?
- To mi już obojętne...widzisz TO?
Wytężyła wzrok.
- Ja...widzę! - spikowaliśmy w dół.

Bonie Zakupoholiczka

Nigdy nie myślałam że na takim zadupiu będzie aż tyle ciuchów typu "Lolita Goth"! Ahh! To jeden ze szczęśliwszych dni tutaj! Do tego jest tu kilka demonów obsługujących sklepy, na szczęści mam przepustkę w postaci moich skrzydeł. Jeśli ktokolwiek z ustawionych ich nie zna, nie ma prawa żyć.
-Hej,Coen- zaczepiłam- czujesz ten odór? To chyba wampir, albo elf.- stwierdziłam- CO jemy dziś na obiad?- zapytałam podśmiewając się pod nosem.

Coen

Przeczesałem ręką włosy. Ach, kobiety...
- Komu w drogę, temu czas. - mruknąłem - no to chodźmy...
Bonie przeciągnęła mnie po wszystkich sklepach w caluchnym mieście.
- Padam z nóg - westchnąłem. Miałem do niesienia cały inwentarz.
- Nie przesadzaj! Mamy do obejścia jeszcze trzy sklepiki! - zaszczebiotała i chwyciła mnie za rękę - Lecimy!
Westchnąłem. Dlaczego mnie nie zabiła...
- Słyszę to! - spojrzała w moją stronę - to już ostatnie trzy! Naprawdę!
Jęknąłem w odpowiedzi. Zakupy z kobietą to najgorsze tortury...

Bonie

-Słyszę twoje myśli więc nie radzę...- syknęłam przez zęby.- Stare ale jare jako niektórzy mawiają...
Szczerze to ja mu powodzenia życzę. Potrafię być wredna. Zostawiłam go na chwilę samego, teleportowałam się do domu, i tym samym zaklęciem Avada keakdavra wróciłam do ratusza. mój pokój pojawił się w rogu holu. Materac cała szafa, wszystkie kamienie słoneczne i księżycowe. Pamiątka  z domu czyli z piekła, czyli czaszka wykonana z kwarcu razem z diademem w całości z czarnego diamentu. Ah. pomyśleć że większość kamieni szlachetnych ogarnia mnie i moją krew. To ekscytujące!
-Chodź idziemy.- stwierdziłam po chwili przyglądania się ciuchom w szafie.
-Po co?- odparł spod nosa.
- Po ciuchy! sporo tu ciucholandów...- Odpowiedziałam jeszcze delikatnie.

wtorek, 6 października 2015

Coen

- Nie chwal się - powiedziałem ponuro - niemożliwe, byś skłoniła do samobójstwa ponad trzy miliardy ludzi. Poza tym, człowiek swoją niezaradnością doprowadził do upadku cywilizacji. Inne rasy, na przykład wampiry, to urodzeni mordercy. Cała reszta oczywiście również mogą się nimi stać, to już zależy od gustu i braku wstrętu do ludzkiego mięsa. - zacząłem nienaturalnie wyginać sobie palce i słuchać, jak strzelają w nich kości - zresztą jest pyszne.
Szkoda, że nie zdążyłem sobie zrobić tego gulaszu, czy tam potrawki ... Młode mięsko szybko i łatwo by się przyrządziło.
Tej mi się tu nie opłaca zabijać. Stare mięso, z moich domysłów parę tysięcy lat. No i rzuca tymi zaklęciami bez większego wysiłku. Takie słynne avada keakdavra też pewnie zna.

Bonie

Dalej odnawiałam dom. A ten patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem. Nie było w nim czystego pożądania, a cos jeszcze. Jako demon powinnam wiedzieć, a nie wiem. Może znajdę cos lolita goth! Pojdziemy potem po ciuchy w sklepie obok. W sumie tylko po to tu jestem. No i jak już to cały swój pokój tu przeniosę. Będzie łatwiej. Jakieś 100 razy łatwiej, zamiast ogarniac cos na czymś być może zasnę. Mój kochany materacyk obity potrójnym jedwabiem! Kocham cie! Nigdy lepszego nie znajdziecie.
-Nie zastanawia cie czemu ludzie wygineli? Pominmy ze jakąś jedną trzecią do śmierci przez samobójstwo sklonilam ja, to dopiero była uczta...- powiedzialam wspominając tamte pyszne i smakowite czasy- To jak myślisz czemu?- trochę inwencji panie a nie milczysz...

poniedziałek, 5 października 2015

Coen

- Czemu nie - chwyciłem ją za rękę - uniesiesz nas dwoje czy mam nas przenieść?
- Znam wiele sztuczek! - klasnęła w dłonie i znaleźliśmy się w jakimś starym budynku - conieco odnowimy i będzie domek jak ta lala~
Patrzyłem z punktu podłogi jak zwinnie poruszała palcami w rytm rzucanych zaklęć oraz rytmicznie podrygiwała biodrami, jak do rytmu piosenki.
Pierwszy raz zacząłem coś innego dostrzegać w kobiecie niż zabawkę a następnie posiłek.
Zaczynam normalnieć? Niemożliwe.

Bonie

-Nie... Źle to robisz!- stwierdziłam machając pouczająco palcem- Należy powoli zginać przy tym rękę, wtedy skurcz mięśni zapobiegnie krystalizacji. A jeśli nie, poszukamy ziół czy coś... Świat tego pełen odkąd te gnidy znikły, nie powiem, byli smaczni i pożywni...
Ciekawe czy się zrazi. Choć, nie. To taki typ stwora który sam chętnie zabije, zje i zgwałci.
-Jakaś chałupka powiadasz? Moja jest albo w piekle, albo na drugiej półkuli... Ale skoro to drugie miasto, chodźmy do ratusza, kilka zaklęć i będzie najzaje... Domem na tym świecie! Idziesz?- zapytałam podnosząc się do góry.

Coen

Ech...
- Moja krew jest skażona. - nakłułem palec, na którym rana natychmiast zarosła kryształem - nie wypływa z ciała.
Zaśmiała się.
- Oj biedaku,  cóżeś zrobił, że ci krewka pociec nie chce? - obejrzała moją ciemną dłoń - Hmm?
Przewróciłem zamkniętymi oczami.
- No to co chcesz zrobić? Ja luksusowym apartamentem nie dysponuję - kopnąłem puszkę czubkiem buta - Może znasz jakieś lepsze lokum?

Bonie

-A bo mnie to wiedzieć!- rzuciłam- jak to nie dasz rady? Jesteś blaurem! To proste...
-To jak?- spytał obojętnie.
W odpowiedzi nakułam swoją dłoń i krew która z niej popłynęła leciała jak chciałam, zaślepiłam całą dziurę.
-Trudne?

niedziela, 4 października 2015

Coen

- Coen - mruknąłem. Jeszcze nie czułem się za dobrze.
Ciekawe, skąd pochodzi.
Od kiedy takie rzeczy mnie interesują? To przecież tylko malowana lala.
Ale silniejsza ode mnie malowana lala.
- Masz zamiar zabrać mnie z tego zadupia? - westchnąłem - Dachu sam nie naprawię, lepiej już mi to miejsce opuścić...

Why do you still look at me, like I belong to you?
It's like you won't let me go, no matter what I'll do...

Bonie

-Czyż odpowiedź nie jest prosta?- spytalam się słodko.- Ciebie. Jesteś jedynym interesującym gościem w okolicy zasługującym na mój szacunek.
Powinien się cieszyć ze jeszcze żyje... Ale, nawet ładny jak na wolno jażącego gościa.
-Zaniemówił żeś?- szepnęłam mu wprost do ucha- Jesteś oszołomiony? Jak brzmi twoje imię?

Coen

- What the fuck just happened - zamrugałem okiem, które szczęśliwie funkcjonowało - Tego się nie spodziewałem...
Oderwałem się od tej kolorowej demonicy.
- Czego ty tu chcesz.

Bonie

Biedactwo... Pomyślałam lądując w domku spustoszonym przez kotołaczkę. Chłopak zdyszany, blaur. Podeszłam bliżej, ale w pewnym momencie zorientował się że jestem.
Brawa!
Aplaus!
Co za debil...
Spadła mu maska. Uśmiechnął się perfidnie i:
-Przyjemnie się patrzy? Co? Zdziro?
-Bardzo! Nawet nie wiesz jak obojętne mi to jest...
Podeszłam bliżej i pocałowałam go. Poprzez pocałunek moje skrzydło powoli się regenerowało. Przezroczyste, jakaś neutralność. Gość powoli mdlał czułam jak pod moimi palcami powoli spowalnia się puls.
Przestałam.
Jesteś ciekawy. Chce z tobą porozmawiać. Ułamał kawałek z mojego tęczowego skrzydła i zmienilam go w tęczowy proch posypalam nim jego słabe ciało ciekawe w ile się zregeneruje...

Rin

Poszłam do kuchni. Len był przygnębiony.
-Len idziemy. Niedaleko stąd ktoś kogoś zabił.
-A ty skąd wiesz?
-Bo dusza Alex moja droga, wydaje z siebie ultra dźwięki słyszalne przez kotołaki i wilkołaki. Do tego ma bardzo specyficzny zapach, kazda rasa, jak i w zależności od płci i wieku, zapach siet zmienia.- Udzieliłam wyczerpującej odpowiedzi małej.-Rusz się! Zawsze możemy ją jeszcze uratować!- krzyknęłam do blondyna- Magnus pilnujesz żeby się nie zabiły sieroty tutaj...
Po tych słowach wyszlam z posesji wyciągając ze sobą anioła za frak.
-Normalnie byś to olała!-powiedział po dłuższej chwili lotu.
-Ale zapach zniknął! A to oznacza, ze ją złapał.
Przyśpieszył lotu. Zeskoczyłam z niego jak z samolotu i rozbiłam dach przy okazji raniąc go i wyrywając z rąk kapsułkę. Chwila bieganiny i przy kolejnym okrążeniu zebrałam jej krwi, a przy jeszcze kolejnym ją, uciekłam przez dach. Tym razem teleportowaliśmy się do ferajny. Nie dając mu nawet szansy na złapanie nas.
-Tez to czujesz?-spytał się mnie Len.
-Demon. Leci w jego stronę.- właśnie przysłonił nas ogromny przypominający nietoperzy cień- Olała nas, totalnie...- Po chwili wzięłam głęboki odech- Apokalipso! Masz więcej pracy! I chyba mamy twoją siostrę kotołaczko...

sobota, 3 października 2015

Coen

Delikatnie przejechałem bardziej tępą częścią ostrza z rękawa po jej plecach, przecinając sukienkę.
- Co ty... - zasłoniłem jej usta.
- Csiii... Nie pytaj. - przejechałem palcami po jej nagich pleckach, trzęsących się ze strachu. - Spokojnie... Skończę z tobą szybko.
Siedziała jak sparaliżowana.
No co, malutka? Ja wiem, jak z wami postępować. Powoli i...
Brutalnie.






Skończyłem.
Leżała na podłodze, dławiąc się w kałuży krwi.
Wpatrywałem się na nią z rosnącą satysfakcją.
- Tak mi przykro, że musiałaś tak skończyć. Ale life is brutal, of full zasadzkas.- przykucnąłem - zimna już mi się nie przydasz. - złożyłem ręce na jej klatce piersiowej i czekałem.
Nagle pojawiło się malutkie, błękitne światełko.
- Wybacz, malutka, ale nie pozwolę ci odejść na tamten świat tak łatwo - zamknąłem iskierkę w magicznej bańce - w takiej formie jesteś użyteczna.
Wstałem.
Co z tym ciałem?
Dawno nie jadłem bigosu.

poniedziałek, 28 września 2015

Rin

-Taki mądry to sam napraw...- kaszlnęłam.
Nie znam się na tym, ale mamy teraz bynajmniej jakieś udogodnienia. Czyli tak, wyżywienie, ciepło, ochronę, ewentualne leczenie, krwiopijcę łamagę, mnie, kotołaczke nadpobudliwą, i dziecko mamy... To prawie jak przed apokalipsą! Tylko bylibyśmy ludźmi. Nie mamy jeszcze mięsa, tak jakby... Cholerka... Choć Apokalipso bawi się genetyką, może to coś dać, a może i nie...
-Chodź już, bo przyjdą i zepsują to...- zaczepiłam i wyszłam za zewnątrz, a chłopak za mną. Zamknęłam kłódkę paznokciem, żeby nie było...
Wróciliśmy do głównego budynku, Apokalipso nadal zajmowała się kotołaczką. Biedactwo coś sobie naprawdę złego zrobiła... Albo oszalała i przestała uważać, tak tez być może...

sobota, 26 września 2015

Damian

- Spoko - uśmiechnąłem się - Gdzie podłączyć wtyczkę? - wkoło mojej dłoni zaiskrzył prąd - Pokaż mi.
Delikatnie odłączyła jeden z kabli.
- Rób swoją powinność. - podała mi czerwony przewód.
Przez tę sekundę czułem wszystkie kable w tym domu jak własne żyły. Nieprzyjemne.
- Radzę naprawić kable w ścianie naprzeciwko toalety - zamrugałem - coś tam jest przerwane - spojrzała na mnie z lekkim podziwem i skierowaliśmy się na górę.
Ta pajęcza wredota cały czas tam była.
Niech się udławi tym jabłkiem.
Oczy cały czas uciekały mi w jej stronę, ale to odruch bezwarunkowy, po prostu...jest na co patrzeć. Ale muszę przestać. Przecież jej nie cierpię :")

piątek, 25 września 2015

Eveline

Obudziłam się. Zamroczona i tak dalej, jako jedyna siedziałam jeszcze pod kocami i kołdrą. Usiadłam z mocną migreną. To jeszcze po tej tęczowej lali.
-E, młodziku. Czy ta, Miia, podała ci jeden zimny płomień? Bez niego będziesz miał nudności cały czas.- kłopotliwy będzie ten dzień- W sumie mi też by się zdał... Łepetynka boli po tej pindrze...

środa, 23 września 2015

Kaoru / Rachnera

~~Kaoru~~
Bardzo fajnie leży się w łóżku z dwiema kobietami.
Chyba, że jedna z nich to jeszcze dziecko, a druga ma cię w dupie... Nawet może w jelitach.
~~Rachnera~~
Nie moja wina, że na wszystkich lecę.
- Okres godowy - mruknęłam do Rin - Natura...
- Tia, natura. Pajęczyca najpierw gwałci, potem zjada własnego partnera... - prychnęła - Rachuś, więcej dystansu do siebie! - chwyciła mnie za policzki - W życiu liczy się nie tylko przetrwanie gatunku!
Odwzajemniłam jej uśmiech i zdjęłam jej ręce z twarzy.
- Wiesz, jestem trochę starsza... Ale dobra. Uwierzę. Jeśli wytrzymam dwa dni bez próby zjedzenia kogoś, to szyjesz mi spodnie - zastukałam wszystkimi odnóżami.
 - Zimą zimno w odwłok?- zaśmiała się.
- Tiaa... Tak jakby.

Magnus

Rudzielec opuscił kuchnie, pozostawiając tylko naszą ekipę. Alex zajęła jego miejsce przy stole i wyciągnęła swoją konsole. Spojrzałem na blondyna.
-Anioły coraz bardziej mi przypominają gołębie. -Wybuchnąłem śmiechem.
-Niech przypominają! Ja jestem sroka!-wykrzyknął, nadal potrząsając głową niczym prawdziwy gołąb. Taniec godowy? Padaczka? Powinienem pójść po Apokalipso? W tym czasie kotołaczka poszła do pokoju.
-skąd ty masz alkochol? Trzeźwy na pewno nie jesteś.-stwierdzilem stanowczo... chociaż w środku nadal się śmiałem.
-Jestem... Tak reaguje jak się stresuje -usiadł na krześle i uderzył głową w stół - Za... dużo.... ludzi... i połowy... nie znam-zaskomlał. Przestało mnie to śmieszyć. Dziewczynka odłożyła PSP na bok i pogłaskała anioła po plecach. Wydał z siebie tylko niezidentyfikowany dźwięk pełen rozpaczy. Z salonu dochodziły krzyki, a nasz nowy rudy kolega właśnie się z tamtąd wyczołgał. Co tam się właściwie stało?
-To...może poznaj-zaproponowałem.

Rin

Chłopaki rozpoczęli dyskusje, wyszłam, co miałam tom z nimi siedzieć i o czym gadać? Na wejściu, Rachnera...i pajęczyny, i biedne elektro dzieciątko.
-Zostaw- powiedziałam biorąc zamach Kuro - go w spokoju!- Rzuciłam mieczem przecinając wszystkie pajęczyny w pokoju.
-E... Rin...- wydukała, nie wiem czy przerażona, czy zirytowana, jednak stawiam na pierwsze.
-Panie elektryk, weź pan zwęgl te cudeńka, wiem że umiesz. Potem idź do salonu mam sprawę.
Zrobił o co prosiłam jota, w jotę. Wyciągnęłam miecz tkwiący w ścianie i schowałam do pochwy.
-Oj, pajączku, pajączku... Weź oszczędź panów w tym domu, dopóki się nie przyzwyczają!- kazanie kazaniem, nawet jak na mnie było długie... Al. chyba coś zrozumiała i wrócila do siebie. Teraz polazłam do pana elektryka.
-Chodź pokażę ci coś- powiedziałam i wyszłam przez okno na dwór- Spokojnie powietrze w tej okolicy nie jest zatrute, Dzięki apokalipso. No, chodź żeś wreszcie!
-Dobra- odparł pod nosem i po chwili mnie dogonił.
-Zauważyłeś, że nigdy nie dochodziły tu linie energetyczne. Wystarczyła jedna jednostka prądu by zasilić obieg. To jeden z tych- opowiadałam mocując się z zamkiem komórki, w końcu otworzyłam- bardziej zaawansowanych- ciągnęłam powoli schodząc w głąb- pętla zamknieta, którą ładuje zużywanie prądu, raz na jakiś czas potrzebuje dostarczenia tej jednostki. Ale, to chyba nie problem, co nie? To jak, dasz nam prądu?- spytałam nieco żartobliwie.
mam nadzieję że Rachnera jeszcze nikogo nie zaczęła podrywać...

wtorek, 22 września 2015

Damian

Wstałem z miejsca.
- Nie nazywaj mnie RUDYM! - wybiegłem za drzwi, ale potknąłem się o coś.
Nić pajęcza, ale gruba w... Nieważne.
Odkleiłem ją od nogi.
- Lepkie, co? - rozejrzałem się po pokoju, ale nie wiedziałem, skąd dochodzi głos.
- Do góry, głuptasku - pajęczyca najspokojniej w świecie przyglądała mi się z sufitu - Patrz na chmury, ponieważ orzeł spada z nienacka. - tu zeskoczyła, uginając te swoje osiem ohydnych kończyn - Język połknąłeś?
Jakby taa... Nie wiem dlaczego.
Chciałem podnieść stopę, ale w coś wdepnąłem, co było lepkie i białe.
Żyłka mi pulsowała coraz bardziej.
Oparłem się o drzwi tuż za mną, gdy podeszła bliżej.
- No co? Nie zjesz mnie teraz, przy świadkach. ZABILIBY cię. - mruknąłem - Co masz zamiar zrobić ze mną?
Oparła się ręką o ścianę tuż obok.
- Coś znacznie lepszego. - pasek pajęczej sieci wylądował na moich ustach - ale cicho sza...

niedziela, 20 września 2015

Len

Przyszła Apokalipso, niewiele czekając poszlem do kuchni. Znalazłem kolczyki i zacząłem je odkażać. Szybko poszło, to też szybko miałem nowe ozdoby, które od razu założyłem na ucho.
-Czuję się jak sroka... Co się błyszczy to zakładam.
-Ale nie jest większe od Ciebie, to nie jak sroka.- zaczepiła blond kotołaczka.
-Hyh.- parsknąłem jedynie- Jednak grzechocze!- odpowiedziałem potrząsając głową.
Już mnie lepiej nie pocieszaj, bo gorzej wyjdzie....

środa, 16 września 2015

Alex

Rudy pan mnie zignorował....
Posmutniałam i po krótkim zastanowieniu kopnęłam go z całej siły w kostkę. Pisnął jak mała dziewczynka.  Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilą po czym po prostu poszłam do taty. Wygląd na mocno zagubionego. Wyciągnęłam do niego ręce.
-Podniesiesz mnie?-Spytałam wesoło.

Rachnera

Zeszłam na dół.
Ale zrobię panu rudemu niespodziankę...hehehehehe..
Majestatycznie wkroczyłam do pokoju, chwyciłam pusty kubek po herbacie i wyszłam.
- Co ona tu do cholery robi!? - usłyszałam zza drzwi - wpuściliście tutaj TO!?
Ojeju, rudzielec się zdenerwował... Przykro~
- Hej, Rachnera! Nie przywitasz się z nimi? - usłyszałam głos Lena - No chodź!
- Ee, podziękuję, ci państwo mnie już znają.- odkrzyknęłam- rudy zwłaszcza.
- KTO JEST RUDY!? - wrzasnął - ODSZCZEKAJ TO!
Zaśmiałam się cicho. Oj te dzieciaki.

MAGNUS

-Do niczego się już nie nadaję.-Mruknąłem pod nosem. Odłożyłem cukier na blat. Widziałem kątem oka Apokalipso biegnącą w stronę poszkodowanej. Westchnąłem cicho i podałem szklankę z wodą ognistowłosemu. Oparłem się o ścianę i zacząłem go obserwować. Alex poklepała go po plecach
-Cześć-Powiedziała patrząc na niego wielkimi oczkami.

Rin

A ty czemu chcesz sufit zerwać?- odparłam przekornie.-Widziałaś Apokalipso? Czy się gdzieś zaszyła?
-Nie widziałam.- odparła, chyba pierwszy raz, krótko i zwięźle.
Poczłapałam do innego pokoju i w końcu, znalazłam dziewczynę.
-Jest sprawa. Jakaś kołaczka jest bardzo ranna, pomożesz jej?- spytałam niepewnie, w sumie jej nie znam.
-Okej!- odparła entuzjastycznie, i w podskokach zaczęła schodzić na dół. Żeby się tylko nie przeraziła...

Rachnera

Wystawiłam tors przez okno, pozwalając lekkjm podmuchom jesiennego wiatru rozwiewać mi włosy.
O, wracają.
A to kto...
Wpełzłam szybko na sufit.
Prędzej czy później mr. Pikachu i pani koteczka się tu zjawią, razem lub osobno.
- Rachnera? Jesteś tu? - usłyszałam Rin - Halo?
Spojrzała w górę.
- Co ty się tak czaisz?

wtorek, 15 września 2015

Len

Miej córkę silniejszą od siebie samego. Bezcenne. Ale i upokarzające. Rin wyszła z domku, i zobaczyła czy to na pewno my...
Widząc kotołaczkę, zaniemówiła.
-Idź po Kalipso!-krzyknąłem.-Magnus weź Pana krzykacza do środka i daj mu wody... Ja zostanę z dziewczynami.
Oznajmiłem zaklmykając to pole siłowe za nami. Dzisiejszy dzień będzie równie stuknięty co wczorajszy... A moje kolczyki??? Co z nimi???

Magnus

Dawno tyle nie dźwigałem. Wypuściłem powietrze ze świstem. MUSZĘ WYTRZYMAĆ!! MUSZĘ!!
-Walczyć na test?-Spytałem po dłuższej chwili. W sumie byliśmy już całkiem blisko.
-Przecież ja nic jeszcze nie umiem... kiedyś byłem szybki... a teraz w sumie nie wiem...-Nagle poczułem potrzebę wygadania się. Nagle podbiegła do mnie Alex i wyrwała jeden z ośmiopaków. Już miałem krzyczeć żeby uważała, przecież to ciężkie....ale wygląda na to że jest silniejsza ode mnie....

Len

-Nawet ja, jako anioł niewiele zdziałam...- powiedziałem wxruszając ramionami- Ona opanowała to do perfekcji. Nie ma rady, idziecie z nami...
Kotołaczka z entuzjazmem szła u mego boku, a chłopak posłusznie szurał butami o ziemię. Nie, nie szedł. Ciągnąłem go, nawet stanąć nie próbował... Chwila wędrówkiz gdy nagle przypomniało mi się po co w ogóle ruszyłem dupę z tej posiadłości. Materac Rin i cukier... Fak... Cukier... E market po drodze. Z materacem gorzej.
-Magnus- powiedziałem do wampira stając pod marketem- idź no po cukier bo mnie baby zastrzelo że zapomniałem ;w;
Poszedł i wrócił. Dwa ośmio-paki.
-No Rin może powiedzieć że już trenujesz!- powiedziałem uszczypliwie.- Nie martw się... Tylko jak znam życie bedzie mi kazała z Tobą walczyć na test...
-Nie gadaj. Idziom łapy mi oodpadną...- powiedział i powolnie ruszyliśmy w dalszą część drogi. Tym razem i Pan łaskawy lazł sam.

Alyss

Gwałtownie drgnęłam całym ciałem. Moja siostrzyczka! Co z tego że mnie wyrzuciła z domu? Stęskniłam się!
-Pomożecie mi ją znaleźć? muszę ją wyściskać!- Zawołałam wesoło.  Odruchowo wyciągnęłam przed siebie ręce wolne od skóry. Od razu było widać mięśnie i krew. Nie wiem jakim cudem mi się to jeszcze trzyma razem.
Na twarzy blondyna zobaczyłam jakby współczucie.
-Trzeba ją zabrać do kalipso-Stwierdził stanowczo wampir, patrząc  na mnie tymi czerwonymi ślepiami. E.... on mnie zje?

Coen

Schowałem ostrza na dźwięk kroków mojej zdobyczy i odwróciłem głowę.
- Co, nie wydrapałaś dziurki w ścianie?
- Cicho... - powiedziała wnerwiona - Więc co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytała.
Lubię jak stawiają to pytanie... No cóż.
- Powiedzmy, że ciebie wykorzystam. - szepnąłem.
Nie dosłyszała, podeszła bliżej - słucham?
- Powiedzmy, że cię wykorzystam... - powiedziałem jeszcze ciszej.
Ona przybliżyła się jeszcze bardziej.
Wykorzystałem moment i przeciągnąłem ją na moje kolana.
- No nie wyrywaj się - chwyciłem jej ogonek - bo ci wyrwę twoją puszystą białą kitę...
Przestała się wiercić.
- Co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytała po raz kolejny.
Przyciągnąłem ją bliżej i wyszeptałem do ucha.
Cała czerwona chciała ponownie się wyrwać, ale pociągnąłem jej ogonek.
Syknęła z bólu.
- Puść...
- Nie, dopóki nie skończę.

niedziela, 13 września 2015

Eveline

Dodatkowo zakryłam się kocem i odsunęłam na brzeg łóżka. Po co mi to... Co ja mam mu zrobić?? Nic. Nie mogę. Nie chce mi się... Kocyk raki milusi... Mia śpi... Ja zasypiam. Po co mi to było... Powoli umorzył mnie sen. Straciłam świadomość co dzieje się wokół. A jest dopiero popołudnie... Czemu nie mogę przespać zimy???

Miia

Przytuliłam się do niego. Milutko.
Nie ważne, że nie jarzy co się dzieje... Kaoruś móóój..
Co ja odpierdzielam.
Znowu ta aura?
Ech.
Ale fajnie jest.
- Hej, pani demonico! - podniosłam się - chce pani się ogrzać? Jest tu trochę miejsca...
Poderwała się z pod koca i wskoczyła pod kołdrę, ale od strony mojego niedoszłego męża, którego oblegałam plecy.
Tak lekko za blisko się do niego przysunęła, ale cóż.
Tou!?
Zamiast poduszki pod głową pojawiła się moja kotka. Ona to naprawdę jest dziwna...
No cześć... - pogłaskałam ją po głowie - Gdzieżeś była?
Przymknęła oczy, zezwalajac mi używanie jej jako poduchy.
Oczy mi się kleiły.

Eveline

Jednak szkoda mi małolata. Dostało mu się od największej suki jaką świat widział...
-Mia... Tak masz na imię? Prawda? Słuchaj Jeden drobny, zimny płomień. Przyłóż mu do czoła. Powinien się wchłonąć, i wybić Bonie w 100%. Posłuchaj ja nic wam nie zrobię. Chodzi o to, że tamtej dziwki nienawidzę. I tyle.- Próbowała go dźwignąć i zanieść na łóżko.-Pomogę.
Czarny dym opatulił chłopaka i przeniósł go za mnie na łóżko. Nastolatka od razu go zakryła i wskoczyła do niego pod kołdrę. Nie ogarniam, co się dzieje...
Złapałam koc, i zakryłam sobie nogi.  Zimno się robi~ Ziiimaaa nadchodziiii~ Nie chce, chce ciepełko i lato i wiosnę i kwiatki i tak dalej....

Kaoru na grzybach

Co je kurw... Gdzie... O! Ruszam małym palcem u nogi...
- Ale mi łeb napiernicza.. - rozejrzałem się dookoła. Tajemnicza wybawicielka rozsiadła się na łóżku.
- No co, demonicy żeś nie widział? - oglądała swoje paznokcie.
- Ta kolorowa menda już poszła? - mruknąłem siedząc na podłodze - Gdzie Miia?
- Martwisz się o jakiegoś dzieciaka, a nie o własne zdrowie psychiczne? Wstydź się. Co z ciebie za demon?
Westchnąłem.
- Dajcie mi kogoś zabić i zakończyć te męczarnie...
- E, raczej na więcej cię nie stać, niż na zabicie muchy, zwłaszcza teraz. Zawołam tę małą i niech się tobą zajmie.
Przed oczami latały mi kropki i migotały światła. Demonica wstała, przez moment mignęły mi róże, a potem odpłynąłem...
Jakieś wzory i słowa, ludzie... Normalnie się czuję jak na grzybkach halucynkach... Ledwo widzę Miię, coś mówi do mnie... Co?

Len

-Co do życia na tej planecie, nie marzyłbym.- Powiedziałem nadal podłamanym głosem po porannej atrakcji.- Rin nie ma ochoty, ale ja się przejdę....
-Tym razem, uważaj na większych od siebie- parsknęła uszczypliwie, nie dziwię jej się, sam byłbym dla siebie wredny.
O! Kolczyk! Schyliłem się i podniosłem ozdobę. Mały, srebrny, grawera. Odkazić i będzie Git. Zanim wyszliśmy opróżniłem kieszenie z żelastwa zwanego ozdobami i elektryki- czyli słuchawek. Wyszliśmy. Powolnym marszem zmierzaliśmy ku centrum. Z Nienacka ujrzałem tę kotołączkę, którą wcześniej jakby uratowaliśmy. Ktoś ją ewidentnie próbował porwać, albo i nawet udało mu się. Zniknął. Nie, teleportował się. Czuję jeszcze jego aurę, ale jest w uj daleko... W oddali zobaczyłem dwie sylwetki- kotołaczka, całkowite przeciwieństwo białej, i uzdolniony.
Pociągnąłem Magnusa i pobiegliśmy w ich stronę.
-Hej! Ty! Masz może siostrę?!- zacząłem lekko wpieniony.
-Tak! Widziałeś ją!?- odpowiedziała mi z krzykiem i entuzjazmem.
-Eh...- Odsapnął wampir.
-Taaak... Ech.... Ktoś właśnie ją stąd zabrał, nie mam pojęcia gdzie, ale jej szamotanina wskazywała że wbrew jej woli...- widać chłopaczek wyczuł moment żeby się zawinąć. O nie, nie, nie, nie, nie. - Zostajesz- stwierdziłem oschle łapiąc go za frak i przyciągając z powrotem do siebie.- Znasz ją, my nie. Wydajesz się rozumnym chłopaczkiem. Więc nigdzie nie leziesz- czasem miły jak anioł czasem wystraszę jakbym był demonem.

Coen

- Mamy towarzystwo, panienko.
- Gdzie? - zaczęła się rozglądać.
- Niedaleko. - uzdolniony i kotołak numer dwa byli przed nami... Nie widzieli nas. Dobrze. Można się elegancko teleportować.
- CO!? Powiedziałeś kotołak!?
- O, ja gadam na głos? Nie zauważyłem. - mruknąłem. Ale ona głośna.
- Dwutlenku czy ten kotołak jest podobny do mnie? - spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem w oczach.
-Wątpię - skłamałem, nie chcę tutaj siostrzyczek z kolegą - znikamy.
Zmarkotniała.
- Kłamiesz, bo czuję, że to na pewno ona.
- Szykuj się na ewentualne mdłości bądź ból - rozpocząłem proces teleportacji.
- Stój do cholery! - zaczęła się wyrywać.
Za późno.
Wylądowaliśmy na miejscu. Miło, domek. Z drzwiami zabitymi blachą.
- Niby masz mózgownice na wierzchu, a w ogóle nie myślisz... To gdzie jesteśmy, co dupku?
- Masz takie dobre uszy, a nie słuchasz? W miejscu bez wyjścia - upuściłem ją na zakurzoną podłogę.
- Dlaczego od razu nas tu nie teleportowałeś?
- Lubię dotykać kobiety. - powtórzyłem.
Przyłożyła sobie z otwartej ręki w twarz.
- Nie zniekształcaj tej swojej twarzyczki, będzie mi do czegoś jeszcze potrzebna. I tak, to jest inne miasto.
- A te coś to..? - zapytała niepewnie.
- Odczujesz to na sobie. - kocham się tak nimi zabawiać.
- Robisz to ze zwierzętami?
- Nie będziesz miała sił przemienić się w kotka, moja mała - przykucnąłem obok niej i podniosłem jej bródkę - Nie będziesz miała...
Dostałem z pięści w krocze.
- No, zachowuj siły, nie uszkodzisz mnie tak łatwo - powiedziałem z grymasem na twarzy - Jeszcze chcesz walczyć? Jestem cierpliwy.
Zmarszczyła brwi i poszła zwiedzać dom.
Nie ucieknie. Sam zadbałem o to, by dom stał się klatką na wytraszone ptaszęta... Przez okno nic nie zobaczy, niestety, zabiłem je metalową płytą. Z rtv i agd to tu niewiele mam. Żyję jakoś.

Alice

- Czemu zawsze trafiam na chorych pojebów... - mruknęłam do siebie.
- Chory to ja potrafię być.
- Super.
- No, ciesz się póki możesz, kotku.
- Mamusia mało cię przytulała w dzieciństwie, że tak mnie trzymasz...?
- Lubię dotykać kobiet, a powiem szczerze, moja mamusia była lekko zimna w obejściu, nawet nie mogła się ruszyć, więc korzystam teraz.
- Psychopata ze tragicznym dzieciństwem. Zajebiście. 
Zaśmiał się, ale nie puścił. Co za cham. Właśnie, jak on ma na imię?
- Tak przy okazji. Jesteś bezimienny czy jak?
- Coen. 
- A niesiesz mnie, gdzie dwutlenku?~
- Powiedzmy, że do miejsca bez możliwości wyjścia. - ścisnął mnie mocniej - Żadnej możliwości.
- Aha. - próbowałam zachować się nonszalancko. - - Jak cię wkurwię to mnie zabijesz, tak?
- Najpewniej. Ulżę sobie.
- Ile ty masz lat...? - spytałam. Cholera, psychol, pedofil może jeszcze nekrofil... Dlaczego nekrofil?
- Dwadzieścia.
- Wszyscy psychole to pedofile?
- Niektórzy to kanibale. Ci są gorsi.
- Grałam w grę gdzie był kanibal na bagnach. Zjadał dzieciaczki.
- Słodko.
- Tez tak myślę. Chyba go zabiłam, ale nie pamiętam.
- Ile osób zabiłaś w swoim życiu? - powiedział ponuro.
- Masz na myśli grę czy realizm? Jak to pierwsze to pojęcia nie ma, jak to drugie... Chyba parę się zdarzyło.
Przypomniałam sobie parę sytuacji z ostatnich dni ludzkości. To jak byli zdesperowani by pociągnąć za sobą tyle istnień. 
Rozmowa na poziomie, nie ma co. 
- Miło słyszeć. Więc sobie pomnóż tę parę przez liczbę dwa razy większą niż cztery.
- Co...?
Nie ogarniam. 
- Mnożyć nie umiesz? - westchnął - zabiłem około szesnaście osób.
- Parę nie miałam na myśli dwóch. Różne rasy, tak?
- Jasne... Nie przesmradzam.
- Skoro masz takie doświadczenie, to wiesz czy można zabić demona?
- Zemsta na demonie? Bardzo wyszukane - wolną ręką przeczesał włosy - Demona zabić może coś równie mocnego... Anioł lub inny demon... Człowiek... Musiałby się bardzo postarać.
- Jestem kotołakiem. Ale dzięki za odpowiedź.





Coen

Spacerując po dachu, zauważyłem białego kota pędzącego po ulicy jakby uciekał przed czymś...
Prawdę mówiąc miałem go gdzieś, ale z drugiej... Kocizna na obiad? Może być.
Zeskoczyłem na dół, pędząc niczym Alicja za białym królikiem do Krainy Czarów.
W końcu chwyciłem rozpiszczane stworzenie.
- No witaj maluszku - uśmiechnąłem się - Zjeść cię czy nie?
Machało łapami, ewidentnie próbowało uciec. Szkoda zachodu.
- Zostaw mnie ty bezduszniku! - kot pisnął i nagle zmienił się w dziewczynę - Kota chcesz zjeść!?
Cały czas trzymałem ją za kołnierz, nie wyglądała na groźną.
- Miałem w zamiarze. - postawiłem dziewczynę na ziemi - ale teraz masz za dużo kłaków - od niechcenia pogładziłem jedną z jej kit - nie jest ci gorąco?
- Zostaw mnie! - zdzieliła moją odsłoniętą część twarzy, odczepiając przy okazji maskę - czym ty jesteś w ogóle!?
Uśmiechając się szyderczo.
- Rączka nie boli? - z satysfakcją patrzyłem na jej rozdziawione usta na widok mojej przeźroczystej twarzy - Hm?
Okrążyłem dookoła, napawając się widokiem jej jak przyrośniętego do ziemi ciałka. Ojeju, biedna, nie mogła się ruszyć z wrażenia.
Zabić? E, za dużo juchy do obierania teraz.
Zgwałcić? Zobaczy się.
No cóż.
Cały czas oglądałem jej ciało, podnosiłem gdzieniegdzie poranione ramiona, dotykałem ogona...
Nie ruszała się, tylko wodziła wzrokiem.
- No co jest? Nie możesz się na mnie napatrzeć? - chwyciłem ją w pół jak szmacianą laleczkę - chodźmy, moja zdobyczo.

sobota, 12 września 2015

Magnus

-Co do broni... coś się znajdzie.-wzruszyłem ramionami. Oparłem się tyłkiem o blat i przeciągnąłem.
-Może jak się przejdziemy to znajdę jakąś sensowną broń.Właśnie,wczoraj mówiłaś że gdzieś pójdziemy-popatrzyłem na nią maślanymi oczami. Zapoznanie się z okolicą, zobaczenie czy z tym światem jest na prawdę tak źle i sprawdzenie czy gdzieś są lepsze warunki. Tak, to dobry pomysł. Być może w innej części planety istnieje jeszcze normalne życie.

Eveline

Znów coś mnie obudziło. Wyszłam z mojego przytulnego pokoiku, czyli sypialni. Najlepsze miejsce w tym pomylonym świecie. Wyczułam coś, czego nigdy czuć nie chciałam. Bonie... Ale... Ciało jest jak skorupka, puste. Urok... A czemu by nie pokrzyżować jej planów? Teleportowałam się tam gdzie przebywała. 3 demony, ciekawa mieszanka wybuchowa. Rzuciłam urok na chłopaka. Zaczął się wiercić i krzyczeć. Przywracanie świadomości jest bolesne, po za tym, kłócą się dwa silne zaklęcia. W końcu, jej ustąpiło. Zdjęłam swój czar, bo to bez sensu. Wystawiłam prawe przedramię przed swoją twarz, a palcem lewej rozcięłam je. Gęsta, złota krew, zaczęła płynąć strugą. Przepuściłam ją przez palce. Rana zagoiła się, A ja, miałam w ręku złoty miecz z własnej krwi. Jednym śmignięciem zbiłam wszystkie kryształy jej lewego skrzydła.
-Zejdź mi z oczu, albo wyrwę ci to skrzydełko laluniu.-wycharczałam powolutku się prostując.- Nie słyszałaś?!- spojrzałam na nią z ukosa.
Zaczęła powoli wychodzić. I dobrze, ta mała zdzira...
-Na przyszłość. Jej urok łamie czar ognia. Niech twoja przyjaciółka zza drzwi tu wróci. Ja nie gryzę.

Bonie

-Wolnego panie kolego.- odsunęłam rękę i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie od tak, znalazłam się w jego umyśle.
-Teraz wiesz jak to jest...- powiedziałam obejmując chłopaka w barkach. Byliśmy w czarnej przestrzeni. Zaczynał powoli płakać i się załamywać. Tak! DOBRZE! Moje skrzydła stworzyły osłonę, przez którą nikt go nie widział, ale nawet nie ma kto. To jest w nim. I to jest on sam.- I jeszcze się dziwisz. Czemu nie pozwalają ci być w piekle...
-Ja...ja...- wydukał w łzach.
Och.
Biedne, biedne dziecię.
Chwila... Co jest?! Coś zerwało mój urok! I to nie nic innego jak inny urok. Nikt nie umie rzucić silniejszego od mojego! Po za jedną zdzirą... Wywaliło mnie z jego umysłu. A miałam mieć tak pyszny posiłek... Eveline, gdzie jesteś aniołku?

Rin

-Naucz... CZEKAJ CO!?- Wywrzeszczałam na całą posiadłość.- Myślisz że to takie proste?! Czym będziesz walczyć? Jak będziesz walczyć? Jak szybki jesteś???- lecz widząc jego minę, jak zbitego psa, zmiękłam...- No dobra...- ciągnęłam- tylko będzie z tym dużo roboty i tak dalej... Ale to Jutro... Dziś lepiej nie. I tak już dużo wrażeń.

piątek, 11 września 2015

Kaoru

Zabiję cię, ty popierdolona suko! - chciałem wrzasnąć, ale nie mogłem. Nie panowałem nad niczym. Moim ciałem, mową... Jedynie umysł zostawał czysty. 
- Będę ci służyć - CO TY PIERDOLISZ!? PRZESTAŃ! WYŁAŹŻE SPOD TEGO UROKU CHOLERNE CIAŁO! 
- No. To się nazywa moc. A ty mała, co tu jeszcze robisz? Marsz do pokoju! - siłą woli ta cholera wyrzuciła Miię za drzwi - Teraz lepiej.
Alice zmieniła się w kota i czmyhnęła. Sukinkot. 
Mniejsza.
Ciało przestań. Proszę.
Błagam.
Gdzie ty kładziesz tę rękę.
Stoooop.
Wydrapię sobie oczy.
O, sekunda, NIE MOGĘ.
PRZESTAŃ DO CHOLERY
BĘDZIE MI SIĘ TO ŚNIŁO PO NOCACH
PIEEEEERDOOOOOL SIĘ BONIE!!!
Nie mogę nic zrobić, czuję się wręcz jakbym oglądał film w telewizji i nie mógł zmienić kanału, ani nawet mrugnąć.

Bonie

-Ha! Właśnie przyznałeś się że jesteś słaby! Przepraszam co? O Tym mówisz?- spytałam wskazując za okno na ogromny niebieski kryształ.- Fakt. Tysiąc ludzi to dużo. Ale, albo to , albo jeden demon. I wiesz~ Ta walka była nawet ciekawa. Nie zdajesz sobie sprawy o ile przyjemniejsze jest zabicie w torturach i męczarniach jednego demona. Czujesz całe cierpienie które zebrał, jego obecne cierpienie fizyczne, duchowe i umysłowe. Właśnie... Macie tu jakieś ciuchy w stylu ghotic Lolity? Szukam.
-Wynoś się stąd smarkulo- wycharczał.
-Hola, Hola...- nagle znalazłam się przy nim i złapałam ze jego brodę oglądając dokładnie rysy twarzy- Nie myśl. Że skoro test mam za sobą to nikogo nie zabije. Po za tym nie zwraca się tak do swojej Pani... Kotku.
Nie obchodzi mnie jego los, jego przeszłość. Zabawa z nim jest przyjemna. Chcę dłużej, nie oddam takiej zabaweczki. Jest w końcu czegokolwiek wart. Rzuciłam urok bo tak prościej. Zaczął kłócić się sam ze sobą. Wrzeszczeć i kulić się po pokoju. No szybciej~ Nie będę tak długo czekać!
-A więc Kaoru. Co poczniesz?

Kaoru

Westchnąłem. Dlaczego ja mam nadal serce i dlaczego ta kolorowa pinda siedzi u mnie na łóżku.
- Widzę cię - syknąłem - ściany mają oczy - wskazałem na białego pytona wpełzającego na tapetę - Jak chcesz się zakradać to sobie ustaw radar na zwierzęta również.
Miia spojrzała na nią zdziwiona.
- Ej, a ty to kto? - zapytała.
- Ha! Wnuczka Króla Demonów, Bonie Blau! - odparła z dumą - A wy? Demon i uzdolniona, jak widzę.
Przeciągnąłem ręką po twarzy.
- Kaoru Samamoto. To jest Miia Kagejihaima. Dlaczego bestialsko zniszczyłaś moją barierę? - powiedziałem sucho.
- Ech, słaby jesteś. - mruknęła, oglądają paznokcie - Żeby barier porządnych nie robić...
Razem z Alice i Miią zaczęliśmy jej szczerze nie cierpieć. Serio. Gościara odpycha zachowaniem.
- Nie mam ochoty dyskutować z tobą. Wynoś się z mojego domu.
- Właśnie, pytanie! Dlaczego nie zaliczyłeś testów dotąd? - ja to załatwiłam już daaawno...
Zaczęła pulsować mi żyłka.
- Jak masz dziadka króla, to pewnie i przywileje masz królewskie, ale czy sumienie to nie jestem pewien. Ja starałem się normalnie żyć, a nie działać jako morderca. - nienawistnym wzrokiem zlustrowałem ją od stóp do głów - Nie musiałaś uśmiercić tysiąca ludzi, wiem to doskonale...
- Hej, uspokój się - Miia pociągnęła mnie za rękaw, szepcząc - nie warto się na takich jak ona wysilać... Królewiątko miało lepiej i tyle.
Niech ta cholerna smarkula wypierdziela z mojego domu.
- Hehe...przyznaj, jestem po prostu silniejsza - uśmiechnęła się szyderczo - a normalne życie mnie nie interesuje.
- Zrozum, szlachcianko, że nie każdy ma tak dobrze jak ty, nie każdy rodzi się z taką mocą i nie każdy ma ułatwioną drogę do celu. - wysyczałem - A teraz wynoś się. Po dobroci, inaczej zawołam Morgortha.

Magnus

-Rin jest na dole?-Spytałem po chwili. Cofnąłem się o krok.
-Muszę z nią chwilę pogadać-Dziewczyna tylko kiwnęła głową.Poczuła się zignorowana? Lekko zmierzwiłem jej włosy i popędziłem na dół. Tym razem grawitacja była dla mnie łaskawa. Wślizgnąłem się do kuchni i stanąłem zaraz za blondynką.
-Naucz mnie walczyć.-powiedziałem stanowczo

Bonie

Doleciałam do jakiegoś miasta. Wyczuwam anioła i Demona... Oczywiście i kilka innych. Ale to tam, nic nie warte. Wybieram... Demona... Nie lubię aniołów. Moim oczom ukazał się ratusz, dobrze zachowany. Nieźle się urządził. Dotknęłam lekko ręką pola siłowego. W chwilę zmieniło się w różowy kryształ i pękło, sypiąc pyłkami leczniczymi naokoło. Wleciałam do środka. W sumie to przysiadłam na łóżku obserwując calutką sytuację już dobre dwadzieścia minut. Musi być słaby skoro mnie nie zauważył.
-Dusza?- wyszeptałam- Wrócić do piekła...?- parsknęłam głośnym i pogardliwym śmiechem- Jaja sobie robisz?! Zabroniono ci wrócić do piekła?! Oznacza wtedy że, cię tam nie szanują. Ja na przykład mogę robić co chcę! Wnuczka króla piekieł! ma coś do siebie! Co nie?!- wykrzyczałam z wyraźną pogardą. Dziwny. Demon. Trudno. Myślałam że będzie ciekawie...
Wiem, że zapewne będzie silny jest, jak na złość. Ale takie słowa z ust demona są pogardą. Nie mówcie mi że JESZCZE testy nie zaliczył. Ja to załatwiłam w jeden dzień i potem nikt nie może mi nic zrobić... Chyba będzie nudno.

Apokalipso

-Nie- odparłam szybko.- Nie zauważyłam że usiadłam przy drzwiach!- powiedziałam i roześmiałam się. Wstałam i pociągnęłam za klamkę. Drzwi otworzyły się naprawdę szybko. Straciłam równowagę i upadłam. Na niego. Czeeeeeemuuuuu? Mam pecha?! JA się pytam. Zaczerwieniłam się i zaczęłam głośno śmiać. Naprawdę to dziwne i śmiesznie za razem.

Magnus

Zupełnie nie wiedziałem co się dzieje na dole. Przeciągnąłem się. Przydałoby się zwiedzanie....czy coś. Złapałem za klamkę i z trudem ją pociągnąłem w dół, chyba troszkę się rozleniwiłem. Już zacząłem się modlić, by tym razem wełniane skarpety mnie  nie zawiodły, Byłem gotowy by opuścić swoją twierdze, bezpieczną strefę. Drzwi jednak postanowiły się zawiesić niczym internet explorer. Siłowałem się  z nimi dłuższą chwilę, zanim dostrzegłem osóbkę opierającą się o nie plecami.
-Gniewasz się?-Spytałem od razu.

Rachnera (krótkie bo brak weny)

Przez swoją nieuwagę rozwaliłam krzesło. Normalnie o moja zgrabności...
- Przepraszam... Muszę bardziej na siebie uważać.. Może to jakoś zrekompensuję? Mogę ewentualnie pozmywać po obiedzie, czy coś... - wydukałam.
Len spojrzał się na mnie krzywo.
- No dobra.. - podal mi talerze - to idź.

Apokalipso

Usiadłam przy schodach, bo co niby mam zrobić? Zjadłam i poszłam do niego. Siedziałam tak z boku, dopóki nie usłyszałam hałasu. Mimowolnie chyba... Pobiegłam na górę, i otworzyła drzwi. Siedział i spojrzał się na mnie dziwnie.
-O co...?- spytał. Nie wysłuchałam do końca i zbiegłam na dół.
Rachnera złamała krzesło.... A ja się tak wystraszyłam... Złapałam się za głowę i siadłam znów przy schodach... Ciekawe, kiedy coś się wydarzy...

czwartek, 10 września 2015

Magnus

Wysłuchałem tego uważnie po czym się odwróciłem.
-Nie bierz tego do siebie-Powiedziałem.-Wrócę za jakieś... pół godziny-poszedłem na górę.
Wyjąłem szkatułkę, a szklane buteleczki melodyjnie zabrzęczały. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ze środka wyciągnąłem flakonik i wypiłem całą krew. Przeciągnąłem się.

Kaoru

- Muszę to zrobić. Jedna dusza i... Będziemy bezpieczni. Wiecznie, nie zważając na nic, co się dzieje tutaj. - spojrzałem w cudne oczy Mii - Chyba zależy ci na przeżyciu? Albo ona, albo ja. Wybieraj.
Zwątpienie malowało się na jej twarzy.
- Ale... - zmarszczyła czoło - nie chcę poświęcać czyjegoś życia za moje dobro!
Nagle usłyszałem stukot butów na korytarzu.
Szybko otwarłem drzwi.
Kotołaczka podsłuchiwała.
- Wiem, co chcecie ze mną zrobić! Wy...zdrajcy! Szmaty! Ścierwa! - rzuciła się w stronę drzwi, które momentalnie zablokowałem - Wypuśćcie mnie stąd!
Ze zbolałą miną unieruchomiłem ją przy ścianie. Niech nie macha tym nożem na prawo i na lewo.
Deja vi?
- Nie chcemy ciebie zabijać. - znieruchomiała, gdy powoli artukuowałem te słowa - Mamy w planach kogoś innego, mianowicie twoją siostrę.
Wbiła nóż jeszcze głębiej w mój brzuch. Boli.
- Nie jest taka głupia, jaka się wydaje... - łzy pociekły po jej bladych policzkach - Zostawcie ją!
Jej ręka powoli wyciągnęła ostrze z mojej wątroby. Ulga.
Osunęła się na ziemię, łkając cicho.

Apokalipso

Zhadłam ile potrzebowałam. I szybko poszłam za nim. Nie mam pojęcia czemu to tak, czemu to on. Po prostu.
-Wypij chociaż wodę!- powiedziałam stojąc za nim.
Podskoczył z zaskoczenia, nie dziwię się. Tez bylabym w szoku.
-Jak znajdziesz mi nie skażone, jakieś sensowne zwierzę. To zrobię mięsne pomidory.- Zaśmiałam się-dziwne to, nie??? Ale...- lekko spoważnialam- wbrew pozorom jestem dość wybitnym biologiem i genetykiem.- znów się roześmialam- Dlatego ba przykład taka woda ci wyrasta. O! Dlatego tez mam ogniste lodowe i wodne kwiatki... Dlatego żyje bi cos musiało tą truciznę wchłaniać. Prawda?
Mam nadzieje że się nie zrazi...

Magnus

Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Skąd ona bierze tyle energii? Spiderwoman siedziała już w jadalni. Przywitałem się tylko skinieniem głowy i zacząłem wykładać zapełnione naczynia na stół. Spojrzałem na jedzenie trochę niechętnie. Nie przepadam za sałatą... Wole krwiste mięsko... albo najlepiej samą krew. Zerknąłem na dziewczynę.
-Nie jestem głodny...-Powiedziałem wychodząc z pomieszczenia.

Alice

Ratusz był... Tak nienormalnie normalny. Podobny do budynków sprzed katastrofy. Nawet nie wiem co powiedzieć.
Oboje czuli się jak u siebie w domu. Zadaje sobie pytanie: Co ja tu robię? Demon pokazał mi pokój. Weszłam do niego cała spięta.
W co ja znowu się wpakowałam...?

środa, 9 września 2015

Apokalipso

-Rozumiem...- odparłam z uśmieszkiem- No! To do jadalni! Ale już!- zrzuciłam go z krzesełka tak że wstał-Len!Rin! Pani Pająk! Nie pamiętam imienia... Śniadanie!
Radosnym krokiem wyszłam na zewnątrz i zaczęłam machać rękami na lewo i prawo. Po minucie zapukałam w okno do Magnusa.
-Otwórz- powiedziałam bezgłośnie, ale mnie zrozumiał i to zrobił- A teraz... Ustawiaj!
-He... E?!
Zapełniłam jego ręce misami z liści. Sześć mis wody. Talerze i łyżki. Tyle na tą chwile umiem zrobić z liści. Coś jak słatka, odprawiona nawet oliwą! Szwedzki stół w wersji wege, raz! Rośliny dalej rosły. Prawda jest taka że gdybym miała jakiś kod genetyczny mięsa, czy cos... Zrobilabym roślinę... Na przykład... Takie, mięsne pomidory! Tak, to by było coś! Tylko, upiec, ugotować, uprażyć czy usmażyć! I gotowe! pyszne danie mięsno pomidorowe! Właśnie... Skoro mam piekarnik mogę upiec chleb! Ziarna nie problem woda i drożdże tez nie! O wiem! Wiem co zrobię słodkiego! Marcepan! Trudne to nie jest, a cukier się znajdzie! Swoją drogą... Nigdy tak bardzo nie myślalam o gotowaniu... Babcia i tak była najlepsza. Nie dam rady jej pokonać. Ale coś tam upichce.
-Sałatka jak sałatka. Resztę widzicie, a woda Świerza, można rzec że przed chwilą wyrosła ( ^^ ).- wparowałam do domu i usiadłam przy stole.- Smacznego!- krzyknęłam zaczynając pić wodę. Znów jestem wesolutka. I dobrze.

Magnus

-Narzeczona-Powiedzałemn tylko. Nie chciałem zbytnio o tym rozmawiać.
-Po prostu uciekła, nie ma tematu. Zerknąłem na chusteczkę. Krwawienie trochę ustało.
-Rozumiem... -powiedziała cicho. Uśmiechnąłem się pod nosem.

Rachnera

Ech...zima? No tak. Niedługo już.
- Prawdę mówiąc zamiast koców przydałby mi się chłopak do grzania w nocy - zażartowałam - Nie no, za mały jest. Nie objąłby całego mojego ciałka - podreptałam w miejscu - ale znalazłam to - pokazałam jej szary sweter - i go zacznę nosić. A słuchawki i tym podobne? Nie widziałam... Nawet telefonu komótkowego nie zostawił.
- Chyba ten sweter to dobry pomysł - spojrzała na moje...ehem... - lekko powycinaną bluzeczkę masz. Zimno ci będzie...
Zeszłyśmy na dół. Nie wiem, jak się mieszczę na schodach, ale jeszcze nie zdewastowałam barierek.
Ubrana już w sweter, usiadłam w jadalni. Mało tu trochę miejsca, ale przeżyję.

Kaoru (krótkie, na telefonie lepiej mi się pisze) ;-;

- Do mojego domu - odwróciłem się w jej stronę - Bezpiecznie, ciepło i czysto, plus ten oto zwierzaczek do ochrony...
- Tou!? Gdzie ona!? - Miia nagle podskoczyła, rozglądając się - Pewnie została tam... samiuchna.. jak mogłam jej zapomnieć...
- Najpewniej ciebie znajdzie... przecież ona w jakiś tajemniczy sposób znika... pojawi się niedługo. - uspokoiłem ją, trykając piętami szyję Morgortha. - jesteśmy na miejscu - stanęliśmy przed ratuszem.
Otworzyłem przejście w niewidzialnej barierze i wprowadziłem nas wszystkich.

Rin

Uspokoiłam go. No i co? Anioł opętany. Nie trudno się domyślić. Skrzydła, jedno czarne, drugie nietoperze. Do tego czasami naprawdę widać w jego oczach demona i chuć. Po całej naprawdę niezręcznej sytuacji poszłam do Rachnery.
-Masz cos ciekawego? Wiem że przeglądasz pudła... Masz cos ciekawego dla mnie? A może jakieś słuchawki???
Spytalam na wejściu. Nos miała w pudłach. Porządek i przeglądanie różnych rzeczy byłego właściciela... Typowe.
-Jak znajdziesz grube pierzyny to oddaj. Tobie zrobimy cos z materacy i innych... Wykluczamy koce... Nie oddam kocyków. ( *^* ) A tak to z Lenem juz okej. Już.
Westchnęłam. 10 minut, krótko, a ile zrobił... To znaczy, ile zrobiło jego alter ego. To znaczy, demon co chowa się w jego wnętrzu. Usiadłam skrzynię na jej niby posłaniu. Ta wielkość jej starczy. To powinien starczyc materac z mej Chałupki dawnej. Jest porządny. Duży... Do tego jakaś kołdra, tyle że duża i ma sopoko legowisko. Wygodne i tak dalej. EJ... My się na zimę musimy ogarnąć! Bo to za przyjemne nie będzie... Spania. Ogrzewanie. Jakieś źródło pożywienia, wody. Co z tego że dużo tu tego... Ale i tak na 5 miesięcy nie starczy... Tak ziemia odreagowuje po tylu latach ocieplenia. Opodebrała sobie jeden miesiąc wiosny i jesieni... Ale śnieg nie spadnie. Będzie zimno, i to bardzo.

Alice

Próbowałam pozbierać moją szczękę. Niestety, nie było to w ogóle proste. Właśnie siedziałam koło Mii i demonka (Nie, nie wybaczyłam ci!). Trajkotali radośnie. A i jeszcze siedziałam na golemie. Golemie, który chciał nas zabić.
- Co to, kurwa jest? - spytałam cicho. To dla mnie za dużo. - Ekhem - Spojrzeli na mnie zaskoczeni. - Eee... Gdzie - idziemy to chyba złe słowo- się kierujemy?

wtorek, 8 września 2015

Apokalipso

Ach... 7 lat...  To długo czy krótko? Sama już nie wiem...
-Ja jestem samotna, bo zmarła moja siostra... A ty? Co się stało?
Zdaje mi się że już mi o tym mówił ale nie pamiętam dokładnie... Dlatego czasami traktują mnie nie poważnie. Nie zawsze podając powód, dlaczego to tak... Ludzie są różni. Ludzie są dziwni. A teraz, przede wszystkim samotni. Mi chyba ostatniego dane będzie uniknąć.

Magnus

Zrobiłem lekkiego zeza żeby na to popatrzeć. Już miałem pytać co to ale dziewczyna mnie wyprzedziła. Otrzymałem cały wykład, z kórego nie zrozumiałem ani słowa. Co prawda próbowałem zrozumieć, ale i tak cała przemowa była dla mnie jedną, wielką zagadką. Popatrzyłem na nią troche tak jak kiedyś patrzyłem na nauczycielkę od matematyki. Jak bym na czole miał wypisane "Nie rozumiem ani słowa."

Dziewczyna zaczęła przepraszać. Wspomniała o 7 latach samotności.
-Dokładnie tyle co ja.-Powiedziałem smutnawo.

Len

Jesteś demonem. Zakceptuj siebie samego...- takie słowa znów mnie dopadły w śnie... Cholera jasna! Budź się Len! Im dłuższy sen, tym dłużej nie jesteś sobą realnie... Szybko no szybko!!! Łza! Nie wiem... Może to opanuje cokolwiek! Ktokolwiek.
Poczułem pacnięcie na poliku. Kurwa. Po prostu pięknie... Siedziałem na Rin przygniatając ją do łóżka. Czyli 10 minut mu starczyło... Nie chcę wiedzieć co by było po kolejnych 10. Dotknąłem delikatnie swojego polika i uśmiechnąłem się krzywo. Jak szybko mnie zabije??? Zadałem sobie to pytanie kilka razy. Średnica moich tęczówek się zmniejszyła i zaczęły lekko drgać. Wystraszyłem się... Znów zarumieniony, wydukałem:
-Przepraszam... To... To nie ja! To nie byłem ja!- powolnie położyłem się na niej i przytuliłem- Przepraszam. Wiesz ja...
-Jesteś opętany. Wiem.- odparła.- Miałam jedynie nadzieję że wrócisz na czas. I nic nam nie będzie.
To się dzieje, kiedy mam stresa, lub jestem samotny, lub boje się że stracę bliską mi osobę. Niestety, czasem daje o sobie znać z znienacka.   A myślałem że styknie rok spokoju. Dwa dni nie zdzierżył... Najgorsze że to demon nierządu.
-Dziękuje- wyszeptałem wtórnie. Cieszę się że wie, rozumie... Choć to dziwne...

Rachnera

Holender... Zabrała mi zabawkę sprzed nosa!
Trzasnęłam drzwiami od strychu. Ha! Ale ja za to skradłam mu pierwszy... Hehehe...
Wyjrzałam przez okno. No...nie wygląda to wszystko najlepiej... Przeżyję.
Odeszłam od zabrudzonej szyby i odkryłam płachtę z małej skrzyneczki.
Wyciągnęłam ostry, chitynowy szpon.
- No, ciekawe co tu się kryje.. - szybko przekłułam zamek, jakby był z rozgrzanego masła - w środku było miejsce na wisiorek. Puste. Po co w takim razie ją zamykano?
Ze zrezygnowaniem przymknęłam wieko puzderka. Może znajdę tu na tym strychu coś dla siebie? Ale...najpierw tu ogarnę.
Rozpoczęłam Wielkie Sprzątanie. W moim wykonaniu lekko pokraczne, ale trudno.

Apokalipso

Nawet nie zna pierwszej pomocy. Heh... Podeszłam do doniczki a w niej wyrosły zioła lecznicze. Zerwałam jeden listek. Wróciłam do chłopaka, po czym zabrałam jego okład. Przykleiłam do jego nos ten listek i oddałam zimny materiał. Siadłam skrzyżnie opierając się o krzesełko na którym siedział.
-Tą roślinę modyfikowałam genetycznie. Pierwotnie była miętą. Teraz jest miętą leczniczą. Poprzez zmodyfikowanie liścia tak że nieznacznie nakłuwa skórę, i dodanie do pozbudzającej i rozluźniającej mięśnie mięty, co ułatwia wchłanianie się olejków eterycznych, różnego rodzaju ekstraktów z ziół i roślin leczniczych, oraz antybiotyku antytężcewego. Przyśpiesza proces redeneracji rany do kilku minut, odkaża, zapobiega infekcji i innym poważnym powikłaniom, a przy okazji odświeża. Mówimy o nacięciu i nakłuciu, rzecz jasna. Do ran rozległych używam rośliny na bazie Melissy, oraz jeśli mam możliwość zamrażam ranę. Mam także jedną roślinę uniwersalną. Jej liśćmi są płatki róż, i one wciągają trucizny, jakby... "Opatrują rany" czyli tamują krwotoki i rozprawadzają tą samą mieszankę co w tej roślinie, a przede wszystkim- pozwala na zregenerowanie energii życiowej. O którą trwa wojna. Każdy ma jej określoną ilość, gdy ją straci musi ją komuś zabrać. Wykluczając demony... Przepraszam... Zanudziłam moim wykładem. Od 7 lat jestem sama, nos mam w pamiętnikach i dziennikach rodzinnych... Z nich mam wiedzę...

Le Kaoru Optymista

- Woohooooo! - krzyknąłem, siedząc na szyi nowo złapanego Morgortha i dumnie krocząc przez miasto - To jest zabawa!
Poklepałem stwora po nosie.
- To tutaj. Poczekaj chwilę, idę po żonę. - cały uchachany zapukałem do drzwi starej kamienicy, z której emanowała ognista energia Mii. Żaden cholerny zwierzak nie wejdzie mi w drogę.
Ktoś zszedł powoli na dół i lekko uchylił drzwi. Ten zapach... Kotołaczka? Na ognie piekielne, i to ta sama...
Chciała zamknąć drzwi, ale wsunąłem but.
- Przyszedłem po was. - wyszeptałem. - Nie gryzę dzisiaj.
Poddenerwowany tupot stópek zabrzmiał na schodach.
- Kto to!? - Miia z płonącymi oczyma wleciała w próg - O.. Kaoru! - rzuciła się na mnie - gdzieżeś ty był!? Myślałam, że się nie zjawisz!
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy problem... - Alice wskazała na Morgortha - To nadal żyje.
- Ha! nie dość, że po was przyjechałem, to na dodatek na czarnym koniu! - chwyciłem je obie w pasie, nie zważając na protesty tej drugiej, i szybko wbiegłem na golema.
Usadziłem je blisko siebie.
- Tylko nie skakać, nie palić i nie puszczać się! - Miia objęła moją klatkę piersiową - Morgorth, ruszajmy!

Damian

Odeszła... I bardzo dobrze. Następnym razem ją zabiję. Spalę, ugotuje. Takie tam. Alyss była nieprzytomna. A ja wyczerpany.
Usłyszałem coś dziwnego. Jak kroki... Spojrzałem w stronę odgłosów.
Mam na to tylko jedną określenie: Fuck. Jakieś wielkie, ziemne coś. Golem?
Wziąłem kotołaczkę na ramiona i pobiegłem. Mam nadzieję, że cicho i, że mnie nie zauważy. Nas. Cokolwiek!
Teraz chyba każde życie jest krótkie.
Na całe szczęście potwór nas ominął. Ukryłem się niedaleko namiotu.

Magnus (krótko bo krótko ale...)

Dziewczyna pomogła mi wstać.
-Wiesz Magnus, krew ci leci...-Usłyszałem głos dziewczyny. Bez zastanowienia przyłożyłem sobie koszulkę do nosa. W sumie to nie wiedziałem jak zatamować krwotok. Usadowiła mnie na krześle, podała mi chusteczkę i kazała przechylić głowę do przodu.
-Dzięki..-Powiedziałem cicho.

poniedziałek, 7 września 2015

Rin

Zapłakana ze śmiechu zabrałam pół przytomnego Lena za strychu. Bezsensu zostawiać go Rachnerze, może być z tym źle. Położyłam go i zakrylam kołdrą. Sama potruptałam do regału i zaczelam przeglądać tytuły. 50 twarzy Greya z czego kojarze to było porno... Igrzyska śmierci, W pierścieniu ognia i Kosogłos- trylogia. Tyle pamiętam. Jeszcze Horry Portier. Ale ta seria to świat gigant. Różne encyklopedie i inne skarbce wiedzy, jak u rozrywki. Wzięłam jakąś pewniejszą pozycje i zasuadlam obok spiocha. Zacztytalam się w połowie przerwało mi trzaśnięcie drzwiami...

Rachnera gotowa na wszystko~

Ścisnęłam Lena mocniej, przyciągając blisko siebie
- Rinuś Rinuś... - westchnęłam - Daj no nam te pięć minut... Obiecuję, że nie będę szukać miejsca do złożenia jaj! - rzuciłam w stronę okna - A teraz wracajmy do zabawy...
Oparłam cały swój biust na jego plecach.
- Wygodnie ci? - usłyszałam zza okna - Złaź z niego.
- Rinuś no... - wzięłam głęboki wdech - ty naprawdę chcesz zagarnąć go tylko dla siebie? Nawet się nim zająć nie umiesz, przy mnie zachowuje się twardo (͡° ͜ʖ ͡°), chociaż z tobą spędza wiele więcej czasu.. Oj no wstydzić się powinnaś...
Wparowała przez okno.
- Że ja co!? Za chwilę spuszczę ci taki subtelny wpierdolik, że zrozumiesz, co znaczy "Nie molestuj!"
Wstałam, a Len bezwładnie osunął się na ziemię, caluchny różowy.
- Uspokój się, koleżanko - podeszłam do niej i oparłam ręce na jej barkach. - Przecież nie chciałam ci go kompletnie zabierać... Hehe... Dla mnie to twoje "molestowanie" jest jak francuski pocałunek, nic nie znaczy.
Po chwili roześmiałyśmy się.
- Ach, te nasze kłótnie do wpieniania ludzi... - Rin otarła łzę ze śmiechu - Nie, serio... Co z nim?
Chyba prawiczek przeżył pierwszy wzwód w życiu... - szepnęłam jej na ucho - nie może się pozbierać... (͡° ͜ʖ ͡°)
Zaczęłyśmy się obydwie śmiać jeszcze głośniej.  O boże... Do czego to doszło..

Rin

Rachnera... Nie myślisz kobieto serio.
-Len ma racje!- wykrzyczałam i uderzyłam kilka razy w sufit. Napewno usłyszała. Po za tym... On jest naprawdę sierotowaty.
- Po za tym, tez mam cycki!- wykrzyczałam oburzona, i magicznym sposobem znalazłam się przy oknie poddaszu- I do tego wszystko widzę.- wymamrotałam mierząc ją wzrokiem.
Len znów się zaczerwienił i okrył skrzydłami od pasa w dół. Okej... Rachnera spojrzała pośpiesznie na okno- mnie juz tam nie było, gdy znów skierowała wzrok w stronę Anioła byłam w oknie. Widziałam wszystko co robi, a Len chyba widzał mnie. W najgorszym wypadku skończymy bez okna...

Rachnera

- Ile się znamy? No.. Będzie z jakieś czternaście lat?  - podrapałam się po podródku - coś koło tego. Masz jakieś konkretniejsze pytania co do niej?
- Znaczy... Wiele pytań... - spojrzał na bok - mało czasu...
- Ee, tam, spocznij sobie - poklepałam wolne miejsce na materacu - posunę się.
Niepewnie usiadł na zakurzonej powierzchni.
- Jak wyglądała Rin w dzieciństwie? - zapytał cicho - jak się poznałyście?
Oparł się lekko o mnie. Mrrrr... Przyjemnie.
- Znaczy, była słodsza niż teraz... A jak się poznałyśmy? No.. Chyba łaziła po lesie czy coś i ją zauważyłam. Byłam od niej starsza, ale się jakoś nam dobrze gadało. Potem podrosłyśmy i nasze drogi się rozwiodły.. Ech, co tu opowiadać... - odwróciłam się delikatnie w jego stronę, nie ruszając pajęczym tułowiem i pochyliłam się - lepiej chcę poznać ciebie.
Widziałam, jak się czerwieni.
Aaa..biust. No tak. Żadna z jego lokatorek nie jest dumną posiadaczką tak majestatycznego (uwielbiam to słowo) biustu.. Wręcz mogę uznać, że jest prawiczkiem wśród desek i przypadkowego tatuśka.
Tajemniczym sposobem znalazł się nagle z przodu mnie, chyba nie z własnej woli.
- Em.. Rachnera... - delikatnie zsunął rękę ze swojej klatki piersiowej - nie spoufalaj się zbytnio..
- Cze-mu? - wyszeptałam mu do ucha - Jak się zdarzyła ci porządna kobieta to będziesz wybrzydzał?
Widziałam delikatny ruch jego skrzydeł.

Len

Wszedłem na strych. Po uzyskaniu pozwolenia na wstęp i ujrzeniu pająka... Zamarłem... To to ma cycki?! I cztery litery?! Do tego takie pożądne...  Jest mi gorąco... O Fuck! Odwróciłem się na pięcie i sam się spoliczkowałem. Właściwie to... Cholera... Po kiego jam tu przylazł?!
-Rachnera, powiedz mi, długo się znacie z Rin, co nie?- zacząłem juz po ochłonięciu- odpowiedz mi o niej. Bo wiesz... W teorii znamy się prawie wiek, a w praktyce to jakieś 4 dni...

Rachnera

Na korytarz wyszła jakaś zaspana brunetka.
Spojrzała się na mnie jak na jakiegoś zwierzaka i poszła do pokoju obok.
Okej...
Nie rozwal, nie zadepcz, nie molestuj nikogo.. To co mam robić?
Alex oprowadziła mnie po małym domku i wszystkim przedstawiła.
- Mogę zamieszkać na strychu? - spytałam się w końcu małej - Nikt tam nie urzęduje, co?
Mała przytaknęła.
Uchyliłam stare drzwi.
O....pajęczyny. Jak w domu.
Łaziłam po strychu i oglądałam stare rzeczy tam pochowane. Może powinnam zmienić mój top, by nie kusić losu? Co prawda to prawda, nie zakrywa za wiele, ale już się tak do niego przywyczaiłam... Nie, nie zmieniam nic.
Znalazłam jakiś stary materac oraz więcej szmat i ułożyłam z nich swojego rodzaju legowisko. No, normalnie legowisko dla pieska. Usadowiłam się na nim i wygięłam plecy do tyłu. Lubiłam tę pozycję, kręgosłup mi odpoczywał.
Len wszedł na strych.
- Mogę?

Rin

Rachnera... Ja tu jestem! Ja cie znam! Nie musisz udawać że ci glupio... Wystarczyło że zejdziesz z niego z szybko... Jak dobrze... Że łza ma jeszcze polowe mocy... Choć w tym tępie będę musiała zacząć zabijać... Znów... Gdy pajęczyca zadała mi pytanie szybko zabrałam blondyna z jej rąk u wniosłam na górę.
-Magnusa, gdzie Apokalipso???- wtem z jego pokoju wychyliła się niewysapana dziewczyna- Uhuhuhuhuhuuu to tak się sprawy mają~ Dlatego Alex wyszła... Alex, zaopiekuj się nową ciocią. Rachnera, nie rozwal, nie zdepcz, nie molestuj, nie bij nikogo... - wzięłam głęboki oddech bo zabrakło powietrza - Postaraj się być miła i nie zakładać maski... Przy okazji nie płeć nici, wiesz że ich nie lubię...
Po przemowie zatrzasnęły się drzwi do naszego pokoju. Pokoju ataku blondynów... Znów założyłam na niego naszyjnik i podałam mu zimny ręcznik odwracając się na pięcie.
-Po co mi to...?- spytał niemrawo.
-Zrób sobie okład tam gdzie cie bolii...
-A ty nie możesz???
Auuuuuuuuaaaaaaaa!!!- wydostało się z jego ust tuż po odgłosie mojego ciosu w twarz. Zrobił sobie posłusznie okład, po czym ja opatrzyłam silne stłuczenie na prawym poliku...
-Matko... Sieroto! Nie uważasz na siebie wcale a wcale!- nakrzyczałam... Bo co zrobię innego? Pogłaszcze po główce i powiem "Dobrze dziecko, zaraz zginiesz w tym tępie..." ?! Odpowiedział mi spojrzeniem zbitego psa...
-Przepraszam...- wydukał do tego- Ale co ja zrobię że mnie zdeptali?!
-Być uważnym!!! Dobry przykład!!!- wyknęłam wściekła.

Rachnera

Gwałtownie odskoczyłam.
Chyba za szybko zamknął kopułę i potknęłam się o kraniec...
Ale on jęczał tak rozkosznie... Normalnie jak jeden chłopak... Który potem zginął... Aż normalnie zaczęło mnie brać rozczarowanie dla samej siebie. Mogłam się na nim jeszcze powiercić...
Sadystka przeze mnie przemawia.
- Jezus Maria! Przepraszam najmocniej! - założyłam na siebie maskę zatroskanej - nie chciałam! Naprawdę! Musiałam się potknąć o jedną z moich nóg, tyle ich mam... Mocno cię boli? - wzięłam go na ręce - Zaraz ci ktoś założy okład, czy coś... - zaczerwieniłam się z własnej głupoty - Znaczy, ty sobie założysz! - szybko podreptałam do domu, z kotołaczką i wampirkiem na ogonie.
Wparowałam do holu, prawie zadeptując chłopaka podnoszącego się ze schodów.
- Tatuś! - Alex szybko podbiegła do trzęsącego się wampira - Co ty sobie znowu zrobiłeś?
- Gdzie go zanieść? - spytałam Rin, odwracając się lekko .