niedziela, 13 września 2015

Coen

Spacerując po dachu, zauważyłem białego kota pędzącego po ulicy jakby uciekał przed czymś...
Prawdę mówiąc miałem go gdzieś, ale z drugiej... Kocizna na obiad? Może być.
Zeskoczyłem na dół, pędząc niczym Alicja za białym królikiem do Krainy Czarów.
W końcu chwyciłem rozpiszczane stworzenie.
- No witaj maluszku - uśmiechnąłem się - Zjeść cię czy nie?
Machało łapami, ewidentnie próbowało uciec. Szkoda zachodu.
- Zostaw mnie ty bezduszniku! - kot pisnął i nagle zmienił się w dziewczynę - Kota chcesz zjeść!?
Cały czas trzymałem ją za kołnierz, nie wyglądała na groźną.
- Miałem w zamiarze. - postawiłem dziewczynę na ziemi - ale teraz masz za dużo kłaków - od niechcenia pogładziłem jedną z jej kit - nie jest ci gorąco?
- Zostaw mnie! - zdzieliła moją odsłoniętą część twarzy, odczepiając przy okazji maskę - czym ty jesteś w ogóle!?
Uśmiechając się szyderczo.
- Rączka nie boli? - z satysfakcją patrzyłem na jej rozdziawione usta na widok mojej przeźroczystej twarzy - Hm?
Okrążyłem dookoła, napawając się widokiem jej jak przyrośniętego do ziemi ciałka. Ojeju, biedna, nie mogła się ruszyć z wrażenia.
Zabić? E, za dużo juchy do obierania teraz.
Zgwałcić? Zobaczy się.
No cóż.
Cały czas oglądałem jej ciało, podnosiłem gdzieniegdzie poranione ramiona, dotykałem ogona...
Nie ruszała się, tylko wodziła wzrokiem.
- No co jest? Nie możesz się na mnie napatrzeć? - chwyciłem ją w pół jak szmacianą laleczkę - chodźmy, moja zdobyczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz