poniedziałek, 7 września 2015

Rin

Rachnera... Ja tu jestem! Ja cie znam! Nie musisz udawać że ci glupio... Wystarczyło że zejdziesz z niego z szybko... Jak dobrze... Że łza ma jeszcze polowe mocy... Choć w tym tępie będę musiała zacząć zabijać... Znów... Gdy pajęczyca zadała mi pytanie szybko zabrałam blondyna z jej rąk u wniosłam na górę.
-Magnusa, gdzie Apokalipso???- wtem z jego pokoju wychyliła się niewysapana dziewczyna- Uhuhuhuhuhuuu to tak się sprawy mają~ Dlatego Alex wyszła... Alex, zaopiekuj się nową ciocią. Rachnera, nie rozwal, nie zdepcz, nie molestuj, nie bij nikogo... - wzięłam głęboki oddech bo zabrakło powietrza - Postaraj się być miła i nie zakładać maski... Przy okazji nie płeć nici, wiesz że ich nie lubię...
Po przemowie zatrzasnęły się drzwi do naszego pokoju. Pokoju ataku blondynów... Znów założyłam na niego naszyjnik i podałam mu zimny ręcznik odwracając się na pięcie.
-Po co mi to...?- spytał niemrawo.
-Zrób sobie okład tam gdzie cie bolii...
-A ty nie możesz???
Auuuuuuuuaaaaaaaa!!!- wydostało się z jego ust tuż po odgłosie mojego ciosu w twarz. Zrobił sobie posłusznie okład, po czym ja opatrzyłam silne stłuczenie na prawym poliku...
-Matko... Sieroto! Nie uważasz na siebie wcale a wcale!- nakrzyczałam... Bo co zrobię innego? Pogłaszcze po główce i powiem "Dobrze dziecko, zaraz zginiesz w tym tępie..." ?! Odpowiedział mi spojrzeniem zbitego psa...
-Przepraszam...- wydukał do tego- Ale co ja zrobię że mnie zdeptali?!
-Być uważnym!!! Dobry przykład!!!- wyknęłam wściekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz