-Co do życia na tej planecie, nie marzyłbym.- Powiedziałem nadal podłamanym głosem po porannej atrakcji.- Rin nie ma ochoty, ale ja się przejdę....
-Tym razem, uważaj na większych od siebie- parsknęła uszczypliwie, nie dziwię jej się, sam byłbym dla siebie wredny.
O! Kolczyk! Schyliłem się i podniosłem ozdobę. Mały, srebrny, grawera. Odkazić i będzie Git. Zanim wyszliśmy opróżniłem kieszenie z żelastwa zwanego ozdobami i elektryki- czyli słuchawek. Wyszliśmy. Powolnym marszem zmierzaliśmy ku centrum. Z Nienacka ujrzałem tę kotołączkę, którą wcześniej jakby uratowaliśmy. Ktoś ją ewidentnie próbował porwać, albo i nawet udało mu się. Zniknął. Nie, teleportował się. Czuję jeszcze jego aurę, ale jest w uj daleko... W oddali zobaczyłem dwie sylwetki- kotołaczka, całkowite przeciwieństwo białej, i uzdolniony.
Pociągnąłem Magnusa i pobiegliśmy w ich stronę.
-Hej! Ty! Masz może siostrę?!- zacząłem lekko wpieniony.
-Tak! Widziałeś ją!?- odpowiedziała mi z krzykiem i entuzjazmem.
-Eh...- Odsapnął wampir.
-Taaak... Ech.... Ktoś właśnie ją stąd zabrał, nie mam pojęcia gdzie, ale jej szamotanina wskazywała że wbrew jej woli...- widać chłopaczek wyczuł moment żeby się zawinąć. O nie, nie, nie, nie, nie. - Zostajesz- stwierdziłem oschle łapiąc go za frak i przyciągając z powrotem do siebie.- Znasz ją, my nie. Wydajesz się rozumnym chłopaczkiem. Więc nigdzie nie leziesz- czasem miły jak anioł czasem wystraszę jakbym był demonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz