wtorek, 8 września 2015

Le Kaoru Optymista

- Woohooooo! - krzyknąłem, siedząc na szyi nowo złapanego Morgortha i dumnie krocząc przez miasto - To jest zabawa!
Poklepałem stwora po nosie.
- To tutaj. Poczekaj chwilę, idę po żonę. - cały uchachany zapukałem do drzwi starej kamienicy, z której emanowała ognista energia Mii. Żaden cholerny zwierzak nie wejdzie mi w drogę.
Ktoś zszedł powoli na dół i lekko uchylił drzwi. Ten zapach... Kotołaczka? Na ognie piekielne, i to ta sama...
Chciała zamknąć drzwi, ale wsunąłem but.
- Przyszedłem po was. - wyszeptałem. - Nie gryzę dzisiaj.
Poddenerwowany tupot stópek zabrzmiał na schodach.
- Kto to!? - Miia z płonącymi oczyma wleciała w próg - O.. Kaoru! - rzuciła się na mnie - gdzieżeś ty był!? Myślałam, że się nie zjawisz!
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy problem... - Alice wskazała na Morgortha - To nadal żyje.
- Ha! nie dość, że po was przyjechałem, to na dodatek na czarnym koniu! - chwyciłem je obie w pasie, nie zważając na protesty tej drugiej, i szybko wbiegłem na golema.
Usadziłem je blisko siebie.
- Tylko nie skakać, nie palić i nie puszczać się! - Miia objęła moją klatkę piersiową - Morgorth, ruszajmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz