poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rin

Ucieszyłam się. Skrycie zawsze traktowałam go jako przyjaciela. Pukanie? Było jakieś... Dziwne? Dochodziło od dołu drzwi... Albo ktoś stukał butem, albo to potworek czy coś. Blondyn powoli uchylił drzwi, miałam rację. Ogromne zmutowane szczury, wielkości owczarka niemieckiego. Pamiętam, bo mój ostatni właściciel go miał, niestety bidula zdechł. A nawet gościa lubiłam...
-Haaa!- razem z krzykiem wzięłam jeden wielki zamach Kuro. Tym sposobem, zamiast dwóch irytujących szczurów, mamy cztery kawałki zwłok...
Po mojej minie nie trudno było wywnioskować że NIE mam najmniejszego zamiaru ich dotykać.
Jednym skiniem palca, wyrzucił je energią daleko po za dom. W stronę miasta, nie wiem czy kogoś nie trafiło... Poszłam do kuchni i znalazłam butelkę wody. Wyszłam więc na zewnątrz, i przeczyściłam ostrze, po całej operacji spowrotem schowałam je do pochwy.
-Zmieniłaś się.- powiedział opierając sie o futrynę drzwi. Swoją drogą, cała chatka była dobrze zachowana.- No wiesz, miecze, zaradność i podobne, niby ludzkie ciało i takie tam.- zaśmiał się cichutko.
-A... A wiesz że to przez ciebie?
-Wiem. I jakoś tego nie żałuję.- odpowiedział z uśmiechem.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Był jakiś opał, i kominek. Więc co... Lubię ogień to... Szybko rozpaliłam w kominku. Ułożyłam drewno i węgiel po czym krzesiwem rozpaliłam ogień. Usiadłam około 3 metrów od źródła ciepła, nie przepadam za nim. Siedziałam i obserwowałam fale energi.
-Lubisz ogień, co?- spytał niepewnie. Było to słuchać w jego głosie.
-Zawsze lubiłam.- odpowiedziałam delikatnie.
Usiadł obok mnie. Poczułam jak coś okrywa moje plecy... Było to jego białe skrzydło. Spojrzałam na niego, dość podejrzliwie, on jedynie przekrzywił pytająco głowę.
-No co?- spytał ostrożnie. Czuję, że nie chce mi zrobić najmniejszej przykrości.
-Nic. Dawno się nie widzieliśmy... około 76 lat, nie?
-Coś koło tego...-odpowiedział.
-A powiedz... Jak się trzymasz, od śmierci Twojego brata?
-Dalej, jestem samotny, wywalił mnie z nieba, do piekła nie przyjmą, wszystko rozgrywa się tu. Po za tym, wtedy co mnie pocieszałaś to mi bardzo pomogłaś.
-Ta... Dzięki tobie żyje więc...
Usłyszałam spokojny i systematyczny oddech, a po chwili poczułam  ciężar na moim ramieniu. Zasnął. Dobra, nie mam serca go zostawić. Pamiętam jak łkał i krzyczał że boi się samotności. Położyłam się tak na środku, kładąc blondyna obok. Tak jakoś wyszło że leżałam zakryta jego białym skrzydłem... Zasnęłam niedługo po nim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz