niedziela, 16 sierpnia 2015

Len

Leciałem sobie spokojnie, w poszukiwaniu miasta. Które podobno jest najbardziej... Zamieszkałe? Czy coś takiego... Nie jestem mile widziany w niebie- tam się mnie boją, bo jestem opętany. Nie jestem też mile widziany w piekle- tam się mnie boją bo jednak jestem aniołem. Jedyne sensowne miejsce mojego bytu, jest tu. Na zniszczonej przez ludzi ziemi, na której teraz żyją różne dziwne stwory. Mam jedno schronienie, a w sumie, przyjąłem jakiś dom, około kilometra stąd. A widzę jakieś miasto, co mi się podoba! Wyczuwam demony... Nie lubię ich. Mimo to pofrunąłem dalej  uderzając moimi skrzydłami w masę powietrza. Lubię latać, wszystko na ziemi wydaje się takie małe. To powietrze jest rześkie, i jeszcze tak przyjemnie uderza o mnie. Do tego, mogę bawić się chmurami, co uwielbiam. Byłem chyba w centrum tego miasta. Nie znam go, ale może kogoś tu poznam. W pewnym momencie, poczułem coś dziwnego co kazało mi lecieć niżej. Zobaczyłem czarny dym, z demonicznym uśmiechem, i oczami... To był demon. Jakiś kotołak został przez niego powalony. Zaraz... To ona kazała mi tu przelecieć! W sumie nie ona, a moje wspomnienia... Zaraz ją zabije... Odwdzięczę się jej. Rzuciłem błyskiem który na chwilę zdekoncentrował potwora. Następnie, z pomocą magii, zmusiłem ją by zmieniła się w kota. Poprułem w dół, złapałem puszyste stworzenie i dwa miecze. Reszta na szczęście zmieniła się wraz z nią. Znów wzbiłem się na wysokość, demon spróbował nas gonić ale cisnąłem w niego ostrzem światła, niby piorunem który go unicestwił. Ona cały czas miała zamknięte oczy. Bała się? Pogłaskałem ją po głowie. Kocham koty! Są miłe i rozumne. Dobra, większość. Pofrunąłem szybciej, aby odstawić ją na ziemię w moim domu. O ile domem można nazwać coś co zamieszkuję od około 30 godzin... Dolecieliśmy, postawiłem ją na ziemi w pokoju.
-Nie zmieniasz się w kotołaka?- spytałem niepewnie, kładąc  przed nią oba miecze. Ta w końcu otworzyła oczy i spojrzała na mnie niepewnie. Uśmiechnąłem się szeroko. Po krótkiej chwili ujrzałem przed sobą blondynkę.- Pamiętasz mnie skądś?- powiedziałem lekko wystraszonym głosem. Bałem się jej reakcji.
Ta po prostu schowała ostrza do pochw i spojrzała na mnie.
-Jak mogłabym zapomnieć... Dzięki tobie jeszcze żyje, bo jestem kotołakiem.
Powiedziała, po czym sięgnęła pod kołnierz swojego ubrania i wyciągnęła naszyjnik. Był to niebieski kamień w kształcie łzy, na czarnym rzemyku. To była moja łza... Tak tamten dzień był co najmniej, okropnym dniem.
-A ty kojarzysz to?- spytała wskazując na wisiorek. Przytaknąłem, miałem jej odpowiadać ale, przeszkodziło mi podwójne pukanie do drzwi.- Ci...- powiedziała cicho i przyłożyła palec do ust, a drugą rękę delikatnie położyła na czarnej rękojeści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz