czwartek, 27 sierpnia 2015

Miia

Poklepałam Tou.
Szkoda, że się pokłóciłaś.
Nie przesadzaj. Ona zachowywała się jak jakieś dziecko z autyzmem, zamknięte w swoim bezpiecznym świecie!
Potrzebujesz przyjaciółki.
Nie bądź jak moja matka.
Muszę cię chronić.
Mój przyszły mąż mnie ochroni.
Jak będziesz odrzucać każdego, kogo napotkasz, każdego, kto wyciągnie do ciebie rękę, to zostaniesz sama.
Mam Kaoru.
Nawet za mną nie poszedł. Zrozum, nie możesz pokładać całej nadziei w jednej osobie!
On cię po prostu porwał, zmusił do towarzystwa. Podoba ci się to? Zapomniałam, jak nazywa się ta choroba, ale zachowujesz się tak, jakbyć go kochała. Ofiara kocha swojego oprawcę.
 Nie-na-tu-ral-ne.
Przestań.
Musisz przyjąć to do świadomości. Mimo, że władasz ogniem, nie jesteś potężna. Narobiłaś sobie wrogów. Teraz załagodź wasze stosunki. Ale jak? Wszyscy cię kojarzą z tym demonem. Jak przydupasa jakiegoś.
Tou. Proszę. Po prostu chodźmy do ratusza...
I schowajmy się, czekając na naszego wybawiciela? Skończysz jak ona. Tylko, że masz partnera do rozmów. Mózg jej wyblakł od tych wszystkich roślinek, to prawda. Ale staraj się mieć dobre kontakty z każdym, kogo napotkasz.
Skoro tak sądzisz...

Na ulicach nie było żywej duszy. Kopnęłam kamyk. Potoczył się do przypadkowej kałuży kwasu. Sekunda... Od kiedy w mieście są kałuże z kwasem wielkości samochodu? Coś było nie tak...i to bardzo.
Usłyszałam pomruk. Ale...to nie była Tou.
Gigantyczny radioaktywny potwór. Na obrzeżach miasta.
Stwór był cały... Kamienny? Jak się poruszał, widziałam kwasowe złączenia jego nóg. Otworzył paszczę, i wyrwał kawałek wieżowca. Przepraszam, połowę. Potrząsnął tym jak pies zabawką i rzucił w naszą stronę.
Biegnij!
Schowałam się za innym budynkiem. Miał małe oczka... Może mnie nie zauważy.
Przypomniało mi się coś. Jak jeden zmysł nie domaga, inne pracują za niego. Słuch, węch i odczucie drgań podłoża miał mocniej wyczulone...najpewniej. Wystrzeliłam kulkę ognia w kałużę po drugiej stronie ulicy. Wybuchła, odciągając uwagę kreatury ode mnie.
Widziałam złączenia jego łapy, stojącej bardzo blisko mnie. Może pozbawiając go środka ciężkości jakoś przetrwam?
Kolejna ognista kula.
Plan działał! Potwór zakołysał się i upadł z silnym grzmotnięciem. Wiercił się. Zamiast trafić w szyję, strzeliłam mu w oko. A szyję...miał bardzo grubą. Jeden strzał nie wystarczy.
Zauważył mnie. Kurde...
W ostatnim momencie schowałam się przed wystrzałem kwasu. Tou...Tou!?
Siedziała mu na głowie, grzmocąć rogatym ogonem po powiekach. Nie mógł jej nawet dosięgnąć karłowatymi łapami. Wystawił kolejną łapę. Teraz, albo nigdy.
Paraliżujący ryk wypełnił miasto.
Wyglądałam Tou. Zniknęła.
Otarła mi się o nogę.
Już jestem. A teraz, załatwmy tego potwora...

Stworzyłam ogromne ogniste działo. Cel..pal...ognia!
Część łba odpadła.
Załadowałam jeszcze raz.
I kolejny.
Ostatni strzał.
Kolos leżał nieżywy. Ale... Kawałki kamienia, które odłupałyśmy, zaczęły drgać i unosić się.
Odbudowywuje się!?
Zaczęłam biec. Do domu, do domu... Kluczyłam między uliczkami.
Byłam wyczerpana. Tou zawadzała mi, siedząc na ramieniu. Padłam na ziemię. Obraz zaniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz