Wyszłam. Nie wiem czemu, ale spakowałam cały swój dobytek, i wyszlam z zamczyska. Dobytek to: cztery sukienki, dwie pary baletek jedne obcasy, trochę rzeczy z laboratorium, jeden kitel. Jeden kombinezon, a z 4 śpiwory, bóg wie ile kocy, jeszcze więcej uśmiechu i rośliny. Ah, no tak... Pamiątka po siostrze... Medalion założyłam na szyje. Dowędrowałam do jakiegoś domku. Wyczuwałam energie, na pewno wśród mich nie ma demona... Pójdę do nich... Za moim krokiem wyrastały rośliny które pochłaniały trujące gazy i promieniowanie radioaktywne. Zapukałam do drzwi.
-Heeeej- zawołałam promienie gdy tylko klamka się ruszyła, przywitała mnie blond kotołaczka, z mieczem...- Spokojnie, nic wam nie zrobię... Mam pytanie, jest tu uzdolniona ognia???
Jak odpowie że tak, poprostu Spale tą chatę...
-Nie, znasz ją?
-Nie zagrała mi na nerwach... Nie lubię jej...
Zaprosiła mnie do środka i przedstawiła mi wszystkich.
- A ty jak masz na imię...?- spytał anioł.
Wyrwał mnie tym z zamyśleń, starałam się zapamiętać ich imiona...
-Apokalipso, uzdolniona roślinności. W praktyce panuje jeszcze nad wodą lodem i ogniem.
-Tylko ja tu nic nie umiem...- powiedział... Magnu... Chwila... Wampir...
Wystraszyłam się go... Był w cholerę podobny do tego co zabił moich rodziców. Schowałam się za Rin, ta zdecydowanie nie wiedziała co się dzieje. Wystawiłam lekko czubek głowy zza jej pleców, wciąż zakrywając się przed jego wzrokiem.
-Boje się go...- wskazałam na zdezorientowanego wampira.
niedziela, 30 sierpnia 2015
Apokalipso po za domem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz