poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rin Taktykiem

Na widok mgły zrozumiałam-to demon. Ale aury są dwie, jedna silniejsza, druga słabsza. Demon i uzdolniony. Najsilniejszy i najsłabsza. To chyba tamta para, co zaatakowała tamtą kotołaczke. Co by tu z nimi zrobić... Zaraz zniszcą tarcze, a Len zemdleje... Ostatnia deska ratunku wtedy odpada...
-AGH!- krzyknął blondyn. Niewiele myślałam a podeszłam do niego i złapałam za dłoń. Trochę się uspokoił ale to wszystko.
-Mam pomysł! Len, zaraz dezaktywujesz pole siłowe.
-Oszalałaś?! Zabiją nas!- zaprzeczył blondyn. W odpowiedzi wyszeptałam mu na ucho, po co ma to zrobić, jakiego czaru potem użyć.
-Magnus!- Czy jak mu tam było- tez masz pomoc.
-Nie chce mi się...- odparł znudzony.
Zostawiłam blondyna, i podeszłam do pana znudzonego. Zagrał mi ma nerwach i to ostro.
-Słuchaj.- wyciągnęłam miecz, i złapałam za ostrze. Chwyciłam za jego ramie, i przycisnęłam drewnianą rękojeść do miejsca gdzie ma serce.- Uwierz, nie chcesz się przekonać ile mam siły, i jak bezwzględna jestem- chyba nauczyłam się mówić bezdusznie- jak będzie potrzeba, osobiście cie przekuję tą tępą rękojeścią.- pod dłonią poczułam dreszcz. Chyba właśnie go przeszedł.- Albo wykałaczką wydłube ci oko... Co wolisz, wampirku?- spytałam ironicznie. Potem szeptem powiedziałam co ma zrobić. Ma do wyboru: zabić lub osłabić. Jedno i drugie wiąże się z posiłkiem dla niego.
Teatralnie odeszłam od czarnowłosego i podeszłam do Lena. Przygotowałam się do biegu.
-Rin? Jesteś pewna? Dasz rade?
-Ja bym się bardziej o was martwiła...
-Dobra... 3... 2... Teraz!- z ostatnim słowem tarcza, która nas chroniła znikła. A ten "dym" zbliżył się niebezpiecznie blisko.
Pobiegłam przed siebie, rozpraszając jeden z nich. Widać było że ten drugi dym, bliżej Magnusa, nie ma bladego pojęcia co tak właściwie robi. Wróciłam się szybko i używając Shiro niby przekułam ten dym. Nie bez powodu, przyjęłam pozę jakbym kogoś przebiła mieczem. Lewą ręką dzierżyłam miecz, a prawą podpierałam, tak to chyba nazwać można, zwieńczenie uchwytu. Uśmiechnął się szyderczo, w geście "Czy ty naprawdę myślisz że mi coś zrobisz?".
-Owszem, myślę tak.- w trakcie tych słów, blondyn rzucił czar.
Okolice wypełnił ryk. Ten dymek, który przekułam stał się normalną postacią, normalnym ciałem, w którym tkwił mój miecz. Starałam się trafić tak, by gościa nie zabić, więc trafiłam tuż obok wątroby. Szkoda byłoby mi tej dziewczynki. Jest pod jego opieką, albo, wybrał ją na swoją żonę. Czar pobierający energie, w kategorii słońca. Demon stał przede mną w postaci "ludzkiej", dlatego że zabrakło mu energi. Po chwili dziewczyna upadła na ziemię. Magnus w tępie ekspresowym złapał ją i ugryzł. Szybko omdlała. Chyba uczynił to w geście teatralnym, i napił się ociupinę.
-Polecam czekoladę, szybciej się twoja podopieczna zregeneruje- dodałam spokojnie, po czym ostrzem wykonałam obrót, tylko po to by go bardziej osłabić.-Teraz!- wyciągnęłam miecz z rogacza.
Krzyknęłam na znak ucieczki. Len znów złapał Magnusa, a ja pobiegłam. Uciekaliśmy, naprawdę szybko. Kierunek: niby dom mój i Lena. Szczerze? Nigdy tak szybko nie przebiłam się przez całe miasto i kilometr dalej. Usiadłam zmęczona przed drzwiami.
-Sorka- powiedział blondyn drapiąc się niezręcznie po tyle głowy- Poleciałem za daleko... Jak chcesz mogę cię odstawić do domu. Bo "odlecieć" brzmi dziwnie...- zwrócił się do Magnusa.
Może będzie chciał trochę zostać? Poszłam do kuchni w tym domku i wyszłam z kolejną butelką wody, i polałam nim miecz by oczyścić go z krwi. Dziwny ten dzień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz