Idąc ulicą, kopnęłam samotnie rzuconą, spleśniałą puszkę.
Ale ten świat jest ochydny.
Tou spacerowała koło mnie, dumnie unosząc głowę. Nagle się zjeżyła.
- Tou? Wszystko w porządku? - przykucnęłam - Wyczułaś kogoś?
Wyszczerzyła kły. Jakieś sto metrów od nas stał chłopak. Rogaty.Białowłosy. Ruszył w naszą stronę. Przyszykowałam się. Nie chcę zabijać, ale najpewniej będzie to konieczne. - Witam. - powiedział, uśmiechając się - Widzę cię tu pierwszy raz. A dziwne...tak niewielu ludzi tu zostało. - wyczułam ironię.
Jestem w połowie człowiekiem...
Tou stroszyła się dalej. Zapaliłam płomyk w dłoni. Dla bezpieczeństwa.
- Coś ty taka nierozmowna? Nie mów, że się mnie boisz.
Zmrużyłam oczy. Ty jesteś cholera prawie nieśmiertelny. Odwal się.
Obszedł mnie dookoła. Podążałam za nim wzrokiem. Zauważyłam łańcuchy zwisające swobodnie z jego spodni. Broń? Chyba.
- Wygląda na to, że jesteś dość młoda, panienko. - ciągnął dalej swoim aksamitnym głosem - Nie pozwolisz sobie na pogawędkę z takim starcem jak ja? Czy nie zasługuję na twoją uwagę? - przykucnął koło mnie - Zobacz, nie morduję cię. Zadowolona? Uraczysz mnie swoją odpowiedzią?
- Nie nabiorę się na takie słodkie słówka, szanowny panie demonie. Jestem dla ciebie kolejną potencjalną ofiarą, nieprawdaż? - odpowiedziałam pięknym za nadobne - Którą się bawisz.
Wstałam. On też. Tou wskoczyła między nas. Chciałam się wycofać, ale za mną była obmurszała ściana. Przylgnęłam do niej. Demon jakby to wszystko zaplanował. Uśmiechając się w ten dziwny sposób, przyparł mnie do ściany jeszcze mocniej. Jego oczy zaczęły zmieniać barwy... Wpadałam w trans.
Nagle zaklnął coś pod nosem i przestał mnie podpierać. Spojrzałam w dół, lekko nieprzytomna. Tou... Ugryzła go w łydkę...
Kopnął ją gdzieś daleko. Chciałam tam pobiec, ale chwycił mnie w pół.
- Co ty robisz, zboczeńcu jeden!? - nafukałam na niego - Postaw mnie!
- Nie, droga panno. Czeka cię mnóstwo przygotowań... - zarechotał - twoja pociecha za chwilę wstanie, przecież nie jest niedołężna. Próbowałam dokonać samozapłonu, by uciec, ale coś nie mogłam. Blokował mnie? Niemożliwe... A może? Poczułam, jak zwinięte w pięści ręce są powoli oplatane przez łańcuchy.
- O co tu chodzi!? - krzyknęłam, na skraju rozpaczy - Co zamierzasz ze mną zrobić!?
Zaśmiał się.
- Gdyby to było takie proste. - kątem oka zauważyłam, że Tou powoli wstaje. - Wiesz co osobniki danego gatunku robią, by przetrwać?
Zatkało mnie.
Że on...i...ja!?
- Poczekaj, kochasiu, nie tak prędko. Ja nawet... Nie jestem jeszcze...
- Oj, cichutko. - przerwał mi - zostaniesz moją żoną prędzej czy później. Ciężko znaleźć samiczkę o tak cudnej buzi jak twoja. - coś mnie połechtało w środku. - Nie martw się, naprawdę. Nie będę cię bił.
Przełknęłam ślinę. On chyba oszalał... Z drugiej strony... Jest nawet przystojny. Jeśli bym miała mieć męża...
Co ja pierdolę.
Aktualnie jakiś nieznajomy demon ciągnie mnie do jego kryjówki, by się ze mną ochajtać i ja nie mogę użyć mocy, by się bronić. Wcale się w nim nie kocham. Wcale...
Wędrowaliśmy przez cuchnące ulice. Powolutku zbliżaliśmy się do starego ratusza. Czyżby tam była jego kryjówka?
Wsunął się przez uchylone drzwi, z tak zardzewiałymi nawiasami, że nie szło by ich otworzyć bez niszczenia framugi. Tou wślizgnęła się za nami. Nie gryzła go. Nie chciała znowu oberwać. Mogło to jej połamać żebra.
Postawił mnie na podłodze. Wreszcie.
- Bariera antymagiczna, którą założyłem, nie pozwoli ci wyjść bez mojej wiedzy. - zakomunikował. - Na piętrze znajdują się zapasy jedzenia. Ludzkiego. Ja wyruszam na polowanie.
Zmienił się w czarny dym i poleciał.
(P.S. to wydarzenie poprzedzające alcję z lenem i rin, okej?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz