Zjedliśmy kolację. Ogółem... nie było mi źle. Miałam dom, wielki, lecz przytulny, obcy, ale znajomy. I...oprawcę, który weźmie mnie za żonę. Albo zabije.
Nikt nie mógł używać magii w domu. Nawet on. Właściwie, nie przedstawił się nawet. Byłam kompletnie bezbronna.
Usiadł w głębokim, czerwonym fotelu. Ja zaczęłam przysuwać sobie drugi, ale on wskazał na swoje kolana. Usiadłam niepewnie.
- Uhm...przyszły mężu, jak mam cię nazywać? - zapytałam, niepewna każdego słowa.
- Jestem Kaoru, możesz nazywać mnie jak chcesz. - położył mi dłoń na policzku -A ty, kochanie?
Zarumieniłam się.
- Miia. - spojrzałam w bok - Nazywaj mnie...też jak chcesz.
- Dobrze, kochana. - ręka zsunęła się na moje biodro - Czegokolwiek zapragniesz.
Dotknęłam jego rogów. Zawsze ciekawiło mnie, jak to jest mieć nieludzkie ciało.
- Jak to jest...mieć rogi? Urodziłeś się już z takimi? - zapytałam.
-Nie, urosły mi. Jak byłem mały miałem centymetrowe zalążki. - uśmiechnął się. - Widzę, że jesteś ciekawa.
- Trochę... ciekawią mnie inne rasy,po prostu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz