Rażony piorunem rozsypałem się w cząstki energii, by potem połączyć się znowu. Anioły... Nie cierpię ich. Musiał mi przeszkadzać!? Zabrał mi obiad sprzed nosa. No cóż... Zmęczony dzisiaj już jestem.
Podrapałem się po rogu.
Czas sprawdzić, jak się miewa moja narzeczona. Powinienem jej coś przynieść? Jakiś prezent?
Nagle zauważyłem samotną czerwoną wstążkę na ziemi. Jednak nie jestem aż tak zmęczony.
Podniosłem znalezisko, po czym schowałem się za drzewem, podsłuchując rozmowę.
Jedna gadała bez ładu i składu. Druga... Była nieźle wkur... Chyba za chwilę wybuchnie.
Jednak nie będę się mieszał. Jako dym, jestem nieuchwytny, ale za to rozpraszalny... W postaci mojej obecnej lepiej nie narażać się na uszkodzenie. Powoli zacząłem się oddalać. Nastąpiłem na gałązkę. Chyba mnie zauważyły. Odleciałem jak najszybciej się dało.
Szybując nad miastem, obserwowałem ulice. Samotny brunet spacerował przy dawnym centrum handlowym. Pewnie nie człowiek. Istoty najbardziej zbliżone do człowieka, mają w sobie jak najwięcej energii. Te, dla których czas się zatrzynał, czyli wampiry, demony lub anioły, nie mają energii życiowej prawie wcale. Znając życie to jeden z nich.
Tuż przed drzwiami mojego domostwa zatrzymałem się, odetchnąłem głęboko. Muszę być cierpliwy. W końcu będzie gotowa...ale jeszcze nie teraz.
Prześlizgnąłem się przez szparę w drzwiach.
- Kochana? - zapytałem - jesteś tu?
Wkroczyłem do dawnej sali posiedzeń, którą przemeblowałem na sypialnię. Leżała na łóżku pod kołdrą, tyłem do mnie.
Miała na sobie.. Podkoszulek? Nie zdziwiło mnie to. Sweter musiał być za ciepły. Jej jasne włosy delikatnie spływały na poduszkę. Bezszelestnie wszedłem na łóżko za nią.
- Witaj. - obróciła się, patrząc na mnie pustymi oczyma, bez emocji. - Jak było?
Urok zaczynał na nią działać, czy mi się wydawało?
- Kiepsko. Nie mam szczęścia dzisiaj. Całe skradłaś ty. - dotknąłem jej policzka. Zaróżowiła się lekko. - No, dalej, uśmiechnij się. Nigdzie nie jest tak bezpiecznie, jak tu.
Spuściła wzrok. Góra lodowa się roztapia.
Przytuliła się do mnie, cichutko łkając. Jeszcze jest dzieckiem...
- Tęsknisz za domem i rodziną, tak? - uśmiechnąłem się, głaszcząc ją po głowie - Nie martw się. Ja będę twoją nową rodziną.
Zacisnęła ręce w piąstki, przyciskając się mocniej do mnie. Oo tak. Właśnie. Walczy z emocjami, bo wie, że nie przetrwałaby zbyt długo beze mnie i tego schronienia, a równocześnie chce uciec, choć nie ma dokąd. Ludzka logika jest łatwa do rozszyfrowania. Resztki lodu spadły do morza.
Rozpłakała się na dobre. Gładziłem ją po plecach, głowie... Jak jakieś zwierzątko.
Siedzieliśmy tak, póki nie przestała płakać.
- Skoro tak...skoro muszę tu zostać... Nie mam w końcu gdzie iść... To postaram się być dobrą przyszłą żoną dla ciebie... - przełknęła ślinę - Na przykład, zrobię ci kolację... - powiedziała łamiącym się głosem.
Spojrzałem jej w zapuchnięte od płaczu oczy.
- A ja postaram się być dobrym przyszłym mężem, który pomoże swojej przyszłej żonie w przygotowaniu kolacji.
Wstałem, czekając na nią. Podniosła się. Założyła szybko z powrotem sweter.
Będę musiał wykombinować jej jakieś inne ciuchy. Nie może chodzić wiecznie tak samo ubrana.
Zaprowadziłem ją do kuchni.
- Ten ratusz wydaje się być ogromny... - zastanawiała się - czy to efekt zaklęcia?
- Im ktoś bardziej chcę się wydostać, tym większy i bardziej skomplikowany się wydaje. - uśmiechnąłem się - Jeszcze nie możesz pogodzić się ze swoją przyszłością?
- Ciężko... - chwyciła bochen chleba i nóż - nie może to do mnie dojść.
Tou zaczęła się łasić do jej nóg.
- Jesteś głodna? - zapytała zwierzaka, który głośno zamruczał.
Rzuciła mu kromkę chleba.
Po przygotowaniu kolacji myliśmy naczynia. Ogółem, jak z zewnątrz ratusz wyglądał na ruinę, tak wiązanka zaklęć utrzymywała środek w lepszym stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz