Uspokoiłam się prawie natychmiast. Cholerna Alyss! Jak nic będzie odpowiadała za moją śmierć.
Coś pożyczy... Aha.
Szybko oceniłam swoje opcję. Może popełnić samobójstwo by nie czuł satysfakcji?
Dziura w ścianę ze mną. Łańcuchy.
Pewnie nic nie da, ale. I tak umieram.
Przyczepiłam się do ściany i zaczęłam powoli się do niej przylepiać. Mam nadzieję, że łańcuszki do czegoś przeczepione są inaczej będzie źle.
Takie czołganie się.
- Barani łbie, won ode mnie! Nie lubię owiec! - krzyknęłam, patrząc na niego z nienawiścią. Łańcuchy wyrastają z jego pleców.
O kurwa.
Mam jebane szczęście. Chlip, chlip.
Jak coś to już nie płakałam. to było takie... Ech, nieważne.
Barani łeb coraz bardziej się do mnie przystawiał. Nagle przybliżył swoją twarz do mojej.
Walnęłam go z bani, ale coś mi nie wyszło.
Jeśli przeżyje, zacznę pracować nad siłą.
Baranek mnie pocałował.
Poczułam, jak ubywa mi energii. Wysysa ją.
Unieruchomił mi głowę.
ALYSS NIENAWIDZĘ CIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz