Usłyszałam coś na zewnątrz. W sumie nawet nie jestem pewna co to. Ale coś na pewno. Ruszyłam do okna ze swoim sztyletem trzymając go mocno. Spojrzałam przez szparkę.
Dziewczyna. I jakiś zwierz. Albo zwierzopodobne. Sama nie wiem. Nie wyglądali na zagrożenie, szczególnie, że blondynka chyba zemdlała. Osobiście nie lubię mdleć. Zwykle to nie jest zbyt miłe uczucie.
Wyszłam z domu. Zwierzak na mnie warknął, a ja uniosłam ręce w geście pokoju. Zapewne nie pomagało, że w łapce trzymałam sztylet.
- Nic jej nie zrobię. O ile wy mi nic nie zrobicie.
Zaczęłam do nie iść. Ktosiek nie reagował.
Ledwo udało mi się zanieść ją do domu. Nie jestem siłaczem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz