środa, 19 sierpnia 2015

Kaoru

Zamknęła oczy, czułem, że jej głowa bezsilnie opada na moją dłoń. 
Chyba pożyczyłem odrobinę za dużo.
Oderwałem usta. Jak już mówiłem, względem kobiet jestem uprzejmy i ich nie zabijam. Ale ta jedna ewidentnie mi smakowała. 
Nie.
Położyłem ją na gruzie i nakryłem ją zaklęciem maskującym.
Miia do mnie podeszła.
- Jest nieprzytomna, tak? - zapytała.
- Owszem. - zmrużyłem oczy - patrzyłaś?
- Nie, skąd. - nawet nie mrugnęła.
 Położyła sztylet z powrotem na jego miejsce przy właścicielce. Tou cichutko miauknęła, patrząc na kotołaczkę. Chyba umie znikać, bo jej nie widziałem, odkąd się tu schowaliśmy.
Podniosłem się. 
- No cóż... co chcesz porobić? - spojrzałem w jej żółciutkie oczy - mów, czego pragniesz. 
Speszyła się.
- Weź nie gadaj jak Lucyfer. Chciałam po prostu się przewietrzyć.
Oblizałem usta. Może tym razem zrobię wyjątek? 
Kaoru, opanuj się. Nie możesz. To już obżarstwo.
- Nie gadam jak Lucyfer, chcę miło spędzić czas. - właśnie zdałem sobie sprawę z debilizmu mojej wypowiedzi. Kazałem jej uczestniczyć w przypadkowym napadzie... 
- Znaczy...e...chodzi mi o to, że... no..nie zawsze wiem czego chcesz... ciężko mi się dostosować to faktu, że mam ciebie pod opieką... - zaciąłem się. Co powiedzieć... nie wiem jak postępować z o wiele młodszą przedstawicielką płci pięknej, która nie zostanie moim posiłkiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz