wtorek, 25 sierpnia 2015

Apokalipso

Ojciec ojcem, każdy ma innego. To małe jest biedne. Ojciec zostawił. A to coś, jak dziadzio! Zaczęłam rechotać pod nosem. On był idiota... Aua!- z zamyśleń wyrwał mnie ból w kolanie. Bluszcz delikatnie je owinął. Pewnie niechcący uderzyła tym swoim pancernym ogonkiem.
-Widzisz nic się nie stało.- odparłam.
Gdy pnącze mnie puściło wzięłam kota pod przednimi łapkami i na wyprostowanych ramionach przyjżałam się jej. Po chwili podniosłam moje szanowane cztery litery i zaczelam tańczyć po pustym pokoju. Tańczyłam z Tou w takt tego co nuciłam. Zwierzę patrztło się na mnie jak na idiotkę. Ale za złe mi chyba tego nie miała. Na koniec tańca podrzuciłam ją do góry. Wylądowała lekko w moich rekach. Chyba się nie wystraszyła, albo nie zdążyła zareagować. Odstawiłam ją na ziemie a ona szybko powędrowała do swej właścicielki. Szturchnęła ją parę razy z łapki, chyba się przebudzała... Przestawiłam krzesło bliżej dziewczyny. I przysiadłam na nim. Może w końcu kogoś poznam...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz