Paczka owinięta roślinami wczłapała na liściach na piętro. I rozpadła się. Skoro zostaje tutaj... To ustawię w około rośliny ala nadajniki i wciągające promieniowanie i inne. I tak też zrobiłam. Okolica tego domu w promieniu 500 metrów jest pod moją ochroną.
-W końcu nie będę sama... Nie będę siedziała w tym zamczysku! Choć było i bezpiecznie i wygodnie...
Trochę im o sobie opowiedziałam, i oni mnie o sobie. To dziwne, ale są bardzo sympatyczni, wszyscy. Dziwnie się czuję w ich towarzystwie... Tak, ciepło mi na sercu. Chyba chce tu zostać.
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Apokalipso
Len
-Apocalipso.- poprawiłem czmycha i spojrzałem na dziewczynę- A wiec boisz się wampirów, tak?- przytaknęła- Tego nie masz co się bać. Jest pocieszny i trochę głupi- powiedziałem z uśmiechem.
- A więc znasz ognistą. Cos k niej wiesz?
-Po za tym że jest idiotką bez perspektyw? Nie- pojechała... Chyba jest na kobite wściekła, jak i Rin, bo bardzo mnie gówniara osłabiła.
-Słuchaj- znów zacząłem- Nasza grupa liczy tyle osób ile widzisz i jesteśmy przeciw jej i demonowi...
-Chętnie dołączę. Można powiedzieć że zastąpić blaura. Moje rośliny leczą ekspresowo...
Magnus
-Oh...Przykro mi... -Powiedziałem cicho.
-Wujek Len, ciocia Rin i ciocia Apo...linaria -Alex mamrotała pod nosem
Apokalipso
-Wampir bardzo do ciebie podobny, zabił moich rodziców... A demon zabił moją siostrę... To- powiedzialam pokazując mu medalion- jest po niej.
Po raz pierwszy powiedziałam to tak szczerze...
-Ciocia...?- powtórzyłam po małym wampirku.- Czemu... Ciocia?
Teraz to mnie całkowicie zdezorientowała...
Magnus
-Ciocia?-Spytała, spoglądając na nią. To było słodkie. Ona ją zna? Właściwie to kim ona jest?
-Możesz mi to wyjaśnić?-Spytałem, patrząc na dziewczynę.
Miia
Czy mi się wydaje, czy ona odetchnęła z ulgą?
Rzuciła się na łóżko, odpychając mnie lekko.
- A sytuacja? - zapytała.
- Hm.. Aktualnie... Chyba wszyscy żywi są podzieleni na dwie grupy... Z czego przeciwna mi i... Nie, nam, jest większa... W ogóle, to mam pomysł. - uśmiechnęłam się - Dziki pomysł.
Zastrzygła uszami. - mów!
- Ten potwór, od którego mnie uratowałaś... Jest podatny na magię. Możnaby go wykorzystać jako broń. Sprawić, że utraci swoją wolną wolę i użyć go przeciwko nim...
Zasnęła. Kurde. Chyba nawet nie zarejestrowała tego, co powiedziałam.
Alyss
Alice
niedziela, 30 sierpnia 2015
Apokalipso po za domem
Wyszłam. Nie wiem czemu, ale spakowałam cały swój dobytek, i wyszlam z zamczyska. Dobytek to: cztery sukienki, dwie pary baletek jedne obcasy, trochę rzeczy z laboratorium, jeden kitel. Jeden kombinezon, a z 4 śpiwory, bóg wie ile kocy, jeszcze więcej uśmiechu i rośliny. Ah, no tak... Pamiątka po siostrze... Medalion założyłam na szyje. Dowędrowałam do jakiegoś domku. Wyczuwałam energie, na pewno wśród mich nie ma demona... Pójdę do nich... Za moim krokiem wyrastały rośliny które pochłaniały trujące gazy i promieniowanie radioaktywne. Zapukałam do drzwi.
-Heeeej- zawołałam promienie gdy tylko klamka się ruszyła, przywitała mnie blond kotołaczka, z mieczem...- Spokojnie, nic wam nie zrobię... Mam pytanie, jest tu uzdolniona ognia???
Jak odpowie że tak, poprostu Spale tą chatę...
-Nie, znasz ją?
-Nie zagrała mi na nerwach... Nie lubię jej...
Zaprosiła mnie do środka i przedstawiła mi wszystkich.
- A ty jak masz na imię...?- spytał anioł.
Wyrwał mnie tym z zamyśleń, starałam się zapamiętać ich imiona...
-Apokalipso, uzdolniona roślinności. W praktyce panuje jeszcze nad wodą lodem i ogniem.
-Tylko ja tu nic nie umiem...- powiedział... Magnu... Chwila... Wampir...
Wystraszyłam się go... Był w cholerę podobny do tego co zabił moich rodziców. Schowałam się za Rin, ta zdecydowanie nie wiedziała co się dzieje. Wystawiłam lekko czubek głowy zza jej pleców, wciąż zakrywając się przed jego wzrokiem.
-Boje się go...- wskazałam na zdezorientowanego wampira.
Magnus
-Spokojnie...-powiedziałem cicho, starając się ją uspokoić, ale zbytnio mi to nie szło. Raczej nie sprawdzę się zbyt dobrze w roli ojca... Starałem się usłyszeć cokolwiek z dołu. Szczerze mówiąc, bałem się.
Rin
-Alex...- powiedziałam i złapałam dziewczynkę pod ramionami, po czym ją podniosłam i przytuliłam- Mogę powiedzieć jedynie że jesteś bezpieczna. Jesteś z tatą, i z nami... Nie wiem jak chcesz nas nazywać, ale to twój wybór...
Odstawiłam małą na ziemie, od razu pobiegła do taty.
-Magnus- zaczepił anioł- zwracam honor... Eh... Nie ogarniam teraz tego wszystkiego...
Rozległo się pukanie do drzwi... Standardowo, idę otworzyć je ja... Z mieczem w pogotowiu.
sobota, 29 sierpnia 2015
Magnus
-Byliśmy ze sobą dość długo... wtedy byliśmy na wycieczce za granicą-wskazałem na zdjęcie. -to miała być.. podróż przed ślubna... po powrocie zrobiła awanture... nie wiem o co... spakowała się i wyszła. Szukałem ją ale.... tak po prostu zniknęła. Tyle wytłumaczeń chyba wystarczy...
To było dla mnie w pewien, nieznany mi dotąd sposób ciężkie, ale po rozmowie troche mi ulżyło.
-Nigdy mi nie powiedziała....
Len
-Czekaj, co?! Zaręczonym?!- wykrzyczałem.
Przeleć-oświadcz się-zostaw. Na tą chwile tak to wygląda.
-Dobra... Alex nigdzie nie zostawimy... - stwierdziła kotołaczka- Trening, jak znajdziemy jeszcze kogokolwiek, innego do grupy. Ludu potrzeba, ludu~ A na tą chwile...
-Opowiadaj.- skończyłem za nią. Niby ciekawość pierwszym stopniem do pikeła, no ale jednak. Jestem bardzo ciekawe jak to było.
Magnus
-musicie mnie nauczyć walczyć, to może się do czegoś przydam.-mruknąłem. Między palcami nadal obracałem zdjęcie. Głupi byłem. Teraz dopiero byłem w stanie wyjaśnić całą sytuacje z Alex.
-Jej matka i ja byliśmy kiedyś zaręczeni-Powiedziałem znów spuszczając głowę
piątek, 28 sierpnia 2015
Rin
Len spał. Nie mam pojęcia co mu się śniło. Ale wyglądał na najstraszniejszy możliwy istniejący koszmar. Pogładziłam go po poliku, obudził się.
-Ona jest straszna...- wydukał Lod nosem, i złapał mnie za rękę.- Rin, nigdy więcej mnie z nią samych nie zostawiaj!
-Dobra... Ale... Nie wiem o co ci chodzi.
-Z Alex.
-Co?! Len, spałeś, to był sen...
-Sen?!
Chwilę z nim pogadałam i się uspokoił. Podeszłam do Magnusa. I łapiąc go za ramię powiedziałam:
-Teraz poprosze o wersje rozszerzoną... I dokładną...- powiedziałam lekko... Hm... Zdenerwowana... Tak, zdenerwowana.
Len przyczłapał, i usiadł ciężko na łóżku. Złapał mnie za rękę. Ścisnęłam ją mocno, czuł się pewniej.
-Magnus, zamieszkacie tutaj?- spytał blondyn.- Ten demon...
-Poruszałam już ten temat, ale odpowiedzi nie mam.
Damian
Jeśli przeżyje ten dzień, będę z siebie bardzo dumny.
Dziewczyna zachwycała się nad wszystkim. Ja miałem nadzieję, że szybko stąd pójdziemy.
Oby tylko jakiegoś klauna nie spotkać.
- Patrz! Tam są lustra! - krzyknęła i zaczęła mnie ciągnąć to jakiegoś... czegoś.
Zacząłem układać modlitwę.
Alyss
-Hej! chodźmy tam!!-Wykrzyknęłam wesoło. Przeskoczyłam na kolejną gałąź. Nie wydawało mi się. Wróciłam na ziemie. Pobiegłam w stronę ogrodzenia. Ominęłam płot i byłam już na terenie olbrzymiego, opuszczonego parku rozrywki. Co prawda był nieco zniszczony, nie było prądu i żadne z urządzeń nie działało, ale to nie zmienia faktu że można się pobawić.
Magnus
Len siedział skulony pod ścianą. Kiedy Rin zaczęła go gładzić po plecach żeby go uspokoić, odkryła że chłopak po prostu śpi. Pewnie ma okropne koszmary skoro tak wygląda.
-Możemy porozmawiać?-Spytałem siadając na brzegu łóżka w którym siedziała dziewczynka. Odłożyła konsole na bok. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
-Posłuchaj, gdzie jest teraz twoja mamusia?-Spytałem w końcu.
-W niebie...-Powiedziała cichutko.
-Przykro mi.... -Spuściłem głowę.- A dlaczego nazwałaś mnie swoim tatusiem?-Dodałem
-Bo tak jest-Powiedziała całkowicie poważnie. Szybko sięgnęła do kieszonki i wyjęła zdjęcie. Powoli wziąłem je do ręki. Gwen. Ja i Gwen podczas wycieczki do Florencji. Sam teraz nie wiem, jak mnie przekonała by tam jechać. Pamiętam, że jakiś czas później się pokłóciliśmy, w sumie nie wiem o co. Od tamtego czasu już jej nie widziałem i już nie zobaczę. Zerknąłem na dziewczynkę. Teraz wszystko układa się w jedną całość.
-Mamusia tak powiedziała, jak mi to dała-Powiedziała smutno.
-Ja... nie wiedziałem...-powiedziałem cicho. Powoli podszedłem do okna.
Miia
Białowłosa kobieta... Skądś ją kojarzę.
- Heeej... Nie tak prędko, uszkodzisz się. - powiedziała ciepło. - co cię wzięło, aby walczyć z tym wielkim potworem?
Duma.
- Gdzie ja... Jestem? Kim ty jesteś... - położyłam się z powrotem. Ciągle trafiam z miejsca na miejsce, pod czyjąś opiekę. Wnerwia mnie to.
- Jestem Alice... Kotołaczka. Chyba mnie kiedyś złapaliście z tym demonem...
Zaśmiałam się zakłopotana.
- To był jego pomysł... Em... Teraz ty złapałaś mnie... - podkurczyłam nogi - Muszę zacząć siedzieć w domu. Nawet nie wiem, czy tam wrócę w jednym kawałku. - schowałam głowę między kolanami - No, dalej mścji się na mnie, pewnie masz na to ochotę.
Kotołaczka spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
- On mnie złapał, nie ty.. - poklepała mnie po głowie - Jestem lekko zła, ale po co się mścić? Popilnuję cię.
- To jest twój dom? - zapytałam - nie wygląda...
- Znaczy... To tylko tymczasowa kryjówka...
- Mogę się do ciebie przyłączyć? - zapytałam, lekko speszona całą sytuacją.
Ziewnęła.
- Czemu nie? Ale obiecaj, że pozwolisz mi się wyspać.
Nie wiedziałam, czy udaje miłą czy taką jest. Wiedziałam jedno - jak się wyśpi, to będzie dobrze.
Tou leniwie się przeciągnęła, po czym ułożyła się na łóżku i zasnęła.
czwartek, 27 sierpnia 2015
Alice
Dziewczyna. I jakiś zwierz. Albo zwierzopodobne. Sama nie wiem. Nie wyglądali na zagrożenie, szczególnie, że blondynka chyba zemdlała. Osobiście nie lubię mdleć. Zwykle to nie jest zbyt miłe uczucie.
Wyszłam z domu. Zwierzak na mnie warknął, a ja uniosłam ręce w geście pokoju. Zapewne nie pomagało, że w łapce trzymałam sztylet.
- Nic jej nie zrobię. O ile wy mi nic nie zrobicie.
Zaczęłam do nie iść. Ktosiek nie reagował.
Ledwo udało mi się zanieść ją do domu. Nie jestem siłaczem!
Len
-Tatuś...- powtarzała w kółko- Tatuś...- co z nią nie tak.- Tato!- krzyknęłam bijąc szybę, na szczęście jej nie wybijając, wyraźnie patrzyła na Magnusa. No, no, nie dawno musiał się zabawiać... O czym ja do cholery myślę?!
-Spokojnie będzie cały- powiedziałem na pocieszenie i zmierzwiłem dziecku włosy.
Czując mój dotyk odwróciła się gwałtownie, i pokazała wyraźnie swoje kły. Odsunąłem się na krok, potem dwa a i potem trzy. cały czas maszerowała moją w stronę. Z każdym jej krokiem ja też robiłem jeden. Nie mogę iść dalej. Obróciłem się gwałtownie za siebie-ściana. Fak! Jaja sobie robicie, nie?! To już przesada!
-Co zrobiłeś tatusiowi!?-wykrzyczała- On nie umie walczyć! To po co tam biegnie?!
-N-nie wiem...- odpowiedziałem wystraszony. Magnus, cholero jedna, wracaj i ogarnij swoją córeczkę, zanim mnie zje!
Zrobiła taką minę, że i twardziel by wymiękł... Wystraszyłem się, naprawdę. Po chwili odwróciła się i polazła do okna. Usiadłem. Skuliłem się. Nie miałem zamiaru się ruszać. Wyglądałem pewnie jak roztrzęsiony dzieciak który zobaczył rodziców w sypialni kiedy NIE POWINNO go tam być. Co ich tak długo nie ma? Oszaleję! Boję się... Magnus, Rin Błagam! Wtem, z dołu doszedł mnie huk. To Rin i Magnus! Wrócili! Chciałem wstać i schować się za nimi, ale... Nie mogłem... Bałem się... Wczłapali na górę z torbami, prawdopodobnie, to bagaż blondynki.
-Tato!- mała rzuciła się czarnowłosemu na szyję- Tato!
-Len, co się stało- ktoś się mną zainteresował!
Lekko wskazałem ręką na dziewczynkę i spojrzałem na nią drżącym wzrokiem, i powiedziałem równie trzęsącym się głosem:
-Ona... Jest straszna!
Magnus osłupiał, a dziewczynka zaczęła się radośnie śmiać.
-Ona?-zadał mi pytanie wskazując na nią palcem
-Tak, ona!- powiedziałem raz jeszcze i skupiłem się jeszcze bardziej.
Blondynka przyszła do mnie i kucnęła tuż obok, po mojej prawej i zaczęła mnie uspokajać i głaskać po plecach. Że, anioł, tak dał się dziecku...-Boje się...- wydukałem raz jeszcze, zwijając się w jeszcze ciaśniejszą kulkę. Blondynka objęła mnie w barkach. Czy reszta dnia ma zlecieć na ogarnianiu mojej osoby po szoku?
Magnus
-Nie wiem o co jej chodziło...Później porozmawiam, dowiem się.-Powiedziałem. Właśnie wtedy sterta przedmiotów postanowiła opuścić moje ręce, przez co stałem się dywanem w przedpokoju. Blondynka wyciągnęła do mnie rękę. Chętnie skorzystałem z jej pomocy.
-Im więcej w drużynie różnych ras, tym grupa jest silniejsza.-Zamyśliłem się. -Chociaż akurat ja, zbytnio się nie przydam-Zacząłem zbierać graty z podłogi. Nie zamierzam walczyć tylko przez upijanie krwi. Chcę być prawdziwym zawodnikiem tej drużyny.
-Jeżeli ten olbrzym, nie zniszczy wszystkiego wokół, to później się przejdę poszukać rekrutów.-Westchnąłem, wnosząc toboły po schodach. Czułem się co najmniej jak alpinista.
Rin
Pobiegłam, mgła była straszna. Utrudniała, nawet mi patrzeć na świat. Skoro tamten stwór atakuje tą powaloną dziewczynę, to droga wolna. Po krótkim sprincie w końcu złapałam wampira. Zasłoniłam mu usta i odchyliłam jego głowę do tyłu opierając ją o swoje ramie. Przy okazji stracił równowagę.
-Oszalałeś?!-wyszeptałam mu do ucha- Jak idzie na nią to okej. Jest szalona, swoją drogą... musimy znaleźć kotołaczki i poważnie porozmawiać. I ewentualnych uzdolnionych. Ona i Demon, muszą zostać albo unicestwieni, albo wynieść się stąd na dobre.
Nie pozwalając mu iść samemu, po prostu odholowałam go z powrotem do domku. No dobra, nie d końca. Zahaczyliśmy o moją kryjówkę i spakowałam calutki swój dobytek. To że kazałam mu tachać 3/4 całości, to inna sprawa... Przeprowadzam się tam. A może, głupim by nie było znaleźć takiego mieszkania dla wszystkich? No bo, znalibyśmy się, i łatwiej byłoby kontrolować to wszystko...
-Magnus, czemu ta mała, krzyknęła Tatusiu? Coś ty odwalił...?- zadałam pytanie wprost, po co kłamać, połowa drogi była za nami- Swoją drogą. Może przeniesiesz się do tego domku. Duży, jest jeszcze trzecie piętro i w ogóle... Ogarnięcie takiej wspólnej "kryjówki" to raczej dobry pomysł...
Magnus
-A ja Magnus-Dopiero teraz się odezwałem. -Zgubiłaś się?-Spytałem po krótkiej chwili. Trzeba się dowiedzieć skąd jest, czy ma gdzie wracać i takie tam. Przez dłuższy czas nie odpowiadała, ale widać że coś jest nie tak. Chyba ją to uraziło. Albo nawet zabolało. Już otworzyła ustka żeby coś powiedzieć... ale wtedy ziemia się zatrzęsła. Zerwałem się z miejsca. Szybko podbiegłem do okna.
-Jeżeli ktoś atakuje kochankę demona, to jest raczej naszym sprzymierzeńcem czy wspólnym wrogiem?-Pytanie było skierowane do anioła i kotołaczki. Wielki stwór raczej nie wyglądał na kogoś, kto chce nam pomóc. Szybko wybiegłem z pokoju. Usłyszałem krzyk dziewczynki. Rozpaczliwe "tatusiu". Czułem że nie mogłem teraz tak po prostu wrócić. Po prostu pobiegłem do wyjścia. Na zewnątrz panowała teraz gęsta mgła. Pył unosił się w powietrzu. Dopiero teraz do mnie dotarło jaki głupi jestem... Nie potrafię przecież walczyć.
Miia
Szkoda, że się pokłóciłaś.
Nie przesadzaj. Ona zachowywała się jak jakieś dziecko z autyzmem, zamknięte w swoim bezpiecznym świecie!
Potrzebujesz przyjaciółki.
Nie bądź jak moja matka.
Muszę cię chronić.
Mój przyszły mąż mnie ochroni.
Jak będziesz odrzucać każdego, kogo napotkasz, każdego, kto wyciągnie do ciebie rękę, to zostaniesz sama.
Mam Kaoru.
Nawet za mną nie poszedł. Zrozum, nie możesz pokładać całej nadziei w jednej osobie!
On cię po prostu porwał, zmusił do towarzystwa. Podoba ci się to? Zapomniałam, jak nazywa się ta choroba, ale zachowujesz się tak, jakbyć go kochała. Ofiara kocha swojego oprawcę.
Nie-na-tu-ral-ne.
Przestań.
Musisz przyjąć to do świadomości. Mimo, że władasz ogniem, nie jesteś potężna. Narobiłaś sobie wrogów. Teraz załagodź wasze stosunki. Ale jak? Wszyscy cię kojarzą z tym demonem. Jak przydupasa jakiegoś.
Tou. Proszę. Po prostu chodźmy do ratusza...
I schowajmy się, czekając na naszego wybawiciela? Skończysz jak ona. Tylko, że masz partnera do rozmów. Mózg jej wyblakł od tych wszystkich roślinek, to prawda. Ale staraj się mieć dobre kontakty z każdym, kogo napotkasz.
Skoro tak sądzisz...
Na ulicach nie było żywej duszy. Kopnęłam kamyk. Potoczył się do przypadkowej kałuży kwasu. Sekunda... Od kiedy w mieście są kałuże z kwasem wielkości samochodu? Coś było nie tak...i to bardzo.
Usłyszałam pomruk. Ale...to nie była Tou.
Gigantyczny radioaktywny potwór. Na obrzeżach miasta.
Stwór był cały... Kamienny? Jak się poruszał, widziałam kwasowe złączenia jego nóg. Otworzył paszczę, i wyrwał kawałek wieżowca. Przepraszam, połowę. Potrząsnął tym jak pies zabawką i rzucił w naszą stronę.
Biegnij!
Schowałam się za innym budynkiem. Miał małe oczka... Może mnie nie zauważy.
Przypomniało mi się coś. Jak jeden zmysł nie domaga, inne pracują za niego. Słuch, węch i odczucie drgań podłoża miał mocniej wyczulone...najpewniej. Wystrzeliłam kulkę ognia w kałużę po drugiej stronie ulicy. Wybuchła, odciągając uwagę kreatury ode mnie.
Widziałam złączenia jego łapy, stojącej bardzo blisko mnie. Może pozbawiając go środka ciężkości jakoś przetrwam?
Kolejna ognista kula.
Plan działał! Potwór zakołysał się i upadł z silnym grzmotnięciem. Wiercił się. Zamiast trafić w szyję, strzeliłam mu w oko. A szyję...miał bardzo grubą. Jeden strzał nie wystarczy.
Zauważył mnie. Kurde...
W ostatnim momencie schowałam się przed wystrzałem kwasu. Tou...Tou!?
Siedziała mu na głowie, grzmocąć rogatym ogonem po powiekach. Nie mógł jej nawet dosięgnąć karłowatymi łapami. Wystawił kolejną łapę. Teraz, albo nigdy.
Paraliżujący ryk wypełnił miasto.
Wyglądałam Tou. Zniknęła.
Otarła mi się o nogę.
Już jestem. A teraz, załatwmy tego potwora...
Stworzyłam ogromne ogniste działo. Cel..pal...ognia!
Część łba odpadła.
Załadowałam jeszcze raz.
I kolejny.
Ostatni strzał.
Kolos leżał nieżywy. Ale... Kawałki kamienia, które odłupałyśmy, zaczęły drgać i unosić się.
Odbudowywuje się!?
Zaczęłam biec. Do domu, do domu... Kluczyłam między uliczkami.
Byłam wyczerpana. Tou zawadzała mi, siedząc na ramieniu. Padłam na ziemię. Obraz zaniknął.
Rin
-Hejo- powiedziałam pogodnie do małej, uśmiechając się.-Jestem Rin, a ty?
-Hej, ja jestem Len.
Powiedział anioł po chwili, obydwoje spojrzeliśmy na Magnusa, no chłopie, coś pogadak z nią, dowiedz się czegoś! Cokolwiek! Zapytaj się, tobie prędzej odpowie jak nam, geniuszu! Co ja mogę zrobić? Czekać. Tak jak i Len. Ale ta mała to oczka ma piękne, jak za niebieskim nie przepadam, to te są piękne...
środa, 26 sierpnia 2015
Magnus
-Cześć-powiedziała, patrząc na nas wielkimi błękitnymi oczkami.
Len
-Używałeś zaklęcia czasu?- spytała a ja zaprzeczyłem.
-Magnus!- krzyknąłem by go zlokalizować.
-Na górze!- odparł mi głos wampira. Tam tez nas jeszcze nie było. Z Rin poszliśmy na góre. Idealnie zachowana chatka. Przysiadłem na podłodze obok łóżka. Kotołaczka usiadła obok.
-Nie myślałam że będziesz bawił się w tatulka... Jesteś opiekuńczy.- stwierdziła.
Nie odezwałem się, to delikatny temat, a na takich tematach dobry nie jestem, szybko cos sknoce...
Magnus
Rin (odkrywa dom! .w.)
Powolny loanding- podstawa do bycia pociesznym wampirkiem.
-Ale z czym?- spytałam z założonymi rękami na piersi.
Zupełnie nie rozumiem o co mu chodzi. Przeszedł mnie dreszcz. Zrobiło się zimno. A moje biedne ciuchy są... Gdzieś w mieście. Po akcji demona i uzdolnionej, wątpie że będą na miejscu. Ale kto wie. Były schowane w gruzowisku. Odwróciłam się na pięcie i otworzyłam drzwi do kolejnego pokoju, nie wiem czemu jeszcze go nie sprawdzaliśmy.
-Ziemia obiecana...- wydukałam cicho po czym poprułam w głąb.
Pomieszczenie, trzy komputery, kayboard, gitara, akustyk i elektryczna, nuty, teksty, o gigantycznej ilości kocyków nie wspominając. Są jeszcze jedne drzwi. Poszlam je otworzyć... Matko...
-Studio nagrań!- sama sobie nie wierzyłam, nie wiem jak...
Zamknęłam drzwi z trzaskiem i złapałam za kocyki, trzy bo czemu nie? Wróciłam do reszty, dałam im je.
-Po co mi to?- spytał blondyn.
-Mnie zimno, nie wiem jak wam...- odparłam i spróbowałam okryć się nakryciem. Raz , drugi trzeci, zawsze spadało.
-Sierota...- wymamotał pod nosem i złapał za jeden róg koca i naciągną go na mnie.- O czym ty tam mowiłaś? Studio nagrań?
-Ta... To musiał być dom muzyka czu coś. Magnus zakryć ją kocem, razem z tobą?
Spytałam. W sumie nadal nie rozumiem kim ona jest. Ale zaufam słowom "jest bezbronna", choć raz...
Magnus (Robi się coooooooraz ciekawiej :D )
-Co nie zmienia faktu, że nie mogę wstać-Mruknąłem.-Tak czy siak...Jest zagubionym dzieckiem. I jest chyba bezbronna. Nie zrobi nam krzywdy... Raczej.
-co fakt, to fakt. Jest bezbronna, demon jakaś uzdolniona i kotołaki... Niebezpiecznie tu dla niej- powiedział len.
-A ty tak nie mrucz, bo krewnymi zostaniemy~- zaczepila Rin. Przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie zrozumieć co powiedziała. W końcu puknąłem się w czoło.
-A właśnie... Co zamierzacie?-Spytałem po krótkiej chwili.
Len
-Nie mam bladego pojęcia.- odparła blondynka- Może to być koszmar. Co pożera energię... Ale watpie... Nie mam bladego pojęcia kto to.
-Na mnie Magnus nie patrz- pomachałem przed sobą przecząco- Po za tym, że nie mam radnego sensownego wytłumaczenia co ona tu robi, to ta tu kotołaczka wie ode mnie dużo więcej o tym mieście i jego sekretach.
-Jedno mnie ciekawi...- znów zaczęła Rin- Czemu nie istnieją duchy? Bali się? Że będą dalej niszczyć???
W sumie... Ma racje... Skoro mamy anioły i demony, czemu nie ma czegoś o co się oni kłócą? Czyli dusz ludzkich...? Pewnie to zawiły temat, ale jednak ciekawy. I to bardzo.
-Magnusa. Jakieś pomysły kim ona jest?- spytałem stojąc nad znajomym- A co z nią... Twoja decyzja...
Alyss
-Przepraszam-powtórzyłam znów. Wdrapałam się na jego plecy.
-To gdzie idziemy?
-Przed siebie-Westchnął. Miałam wrażenie że ma mnie dość. A ja chciałam znaleźć sobie przyjaciela. No i przeżyć przygodę, od śmierci ostatnich ludzi świat stał się nudny.
Alice
Naprawdę nie chce stąd się ruszać.
Miałam niezłą zabawę. Co dziwne, zostało jeszcze trochę prądu, co jest cudem.
W trakcie tego uświadomiłam sobie, że nic nie wiem. W sensie o sytuacji za oknem. Nie jestem z tego powodu zachwycona.
A zabawki kiedyś się skończą.
Nienawidzę zewnętrznego świata i nie chce do niego wracać. A trzeba coś jeść, pić... Choć i to jest trudne do znalezienia.
Fuck.
Idę spać.
Wku... Apokalipso
-Tou, -kociak spojrzał na mnie- pilnuj swojej głupiutkiej pani. Nie obejrzy się kiedy a zginie. Wiesz, wybrałam dawno.- stwierdziłam odwrócona do dziewczyny plecami- zawsze, będę przeciw demonom. Jednego już zabiłam- stwierdziłam spoglądając na nią jednym okiem- I do trudnych to nie należało. Więc pilnuj swojego kochasia... Nie mam litości.
Podniosłam rękę a wrota otworzyły się. Dziewczyna znikła za nimi w mgnieniu oka. I dobrze. Nie będę jej trawić. Po jej zachowaniu wnioskuje że ona i ten demonem to jedna strona, a reszta jest drugą drużyną. Nawet wampira zniosę. Byleby tą dwójkę roznieść na kawałki. W porównaniu do niej... JA MAM GDZIE WRÓCIĆ! Poszłam do laboratorium, by się odstresować. Po kilku godzinach badań stworzyłam nasionko. Nie jedno a dziesięć. Wysiałam jedno. Po chwili wyrósł ciemno szary pęd. Na zwieńczeniu jego zakwita kwiat, i u boku wyskoczyły dwa liście. Nie był to zwykły kwiat a ognisty kwiat, jak i liście...
-Piękny!- powiedziałam w śmiechu- Ciekawe czy go opanuje...- przez przypadek wylałam na niego zielony barwnik... Nie uwierzycie! Zaczął płonąć na zielono!- Czyli...
Wzięłam 5 ziarenek i zabarwiłam je kolorami tęczy. No i oczywiście siódma czerwień była pierwotnym nasionem. Rozesiałam je wszystkie w kolejności. Spróbowałam sprawić by wyrosły same i udało się! I to we wszystkich kolorach! Uniosłam ręce w gore, na znak szczęścia. Płomienie kwiatów uniosły się w górę. Szybko zgasiłam kwiaty, po prostu je ścięłam. Skoro udało mi się uzyskać ogień. To przez uzyskanie pigmentu będę mogła stworzyć wersje lodową czy wodną! Szybko odtworzyłam nasiono i wstrzyknęłam pigment wodny i lodowy. Znów zabarwiłam je kolorami tęczy i wysiałam. Wodny wyglądał identycznie jak ognisty, jedyna różnica to woda i ogień, logiczne! Lodowy wyglądał trochę inaczej. Był cały lodowy, i miał tylko jeden liść, w sumie, to odstający kawałek lodu. Wszystkie trzy urokliwe kwiatki, reagowały na ruchy mojej ręki. W praktyce panuje nad roślinnością, wodą, ogniem i lodem. Każdy z tych żywiołów jest majestatyczny i zabójczy. Może duszę jutro na miasto? Rok stąd nie wychodziłam... Która to...? O, czternasta... A zaczęłam o 17... Aha... Poczłapałam do sypialni i padłam na łóżko, zasnęłam w mgnieniu oka.
Miia (zamknąć się wszyscy, admin może!)
- Wrócić. - powiedziałam - Wrócić do niego.
Zielona zasępiła się jeszcze bardziej.
- I co chcesz z nim robić? Znowu narażać życie, ranić innych, czerpać z tego korzyści? To jest niemoralne. Nie lepiej zostać tutaj, w schronieniu, w bezpiecznym miejscu? Nawet twój zwierzak chciał, byś była bezpieczna! Nie rozumiesz, że wszystko ci komunikuje, że nie nadajesz się do walki o przetrwanie!? - rozzłościła się - Potęga zawarta w naszej Mocy jest wielka, ale nie trzeba jej wykorzystywać w taki sposób! Ja staram się coś odbudować, coś, co zniszczyli ludzie. Czuję, że natura mnie potrzebuje! - krzyknęła.
Echo rozniosło się po pustej sali.
Patrzyłam się na nią nienawistnie.
- Ja potrzebuję jego. I destrukcji. Wynika z tego, że jednak potrafię tylko niszczyć, wręcz mi z tym dobrze! - odpowiedziałam jej pociskiem za pocisk - Natura, kwiatki i bławatki. Ty chyba nie wiesz, co się dzieje tak naprawdę poza twoim półświatkiem. - wstałam - Tam jest prawdziwe życie. W tym mieście. Zrujnowanym. Tam trwa wojna. Będziesz musiała się postawić po jednej ze stron. Nie ma tam podziału tak naprawdę na dobrych i złych. Szanse nie są równe, ale można to wygrać i zakończyć ten spór. Potem można się brać za budowę nowego świata. Twoje usilne starania są aktualnie po nic. Równie dobrze, Ten z Dołu i Ten z Góry mogą się sami stawić na polu bitwy. A wtedy nic neutralnego nie przeżyje. - skierowałam się do drzwi, kotka podreptała za mną. - Wybieraj.
Apokalipso
-Jakoś z wampirem, miałaś problem, kuh?- chyba przesadziłam. Jestem mroczna...
To nie zawsze tak że jestem wesoła, pogodna i inne. Często jestem poważna, tak że sama siebie nie poznaję.
-Czemu mnie nie lubisz?- spytałam wprost. Po co owijać w bawełnę? To bez sensu. Tylko bym się namęczyła, a po co mi to?- Nie powinno się przypadkiem dać każdemu szansy?
Wstałam i poszłam do przechowywalni nasion, Tou poszła za mną. Zdjęłam z jej głowy jednego motylka i nakrmiłam nasionem rośliny, która produkuje wodę.
-Słuchaj Tou. Gdy będziesz chciała pić, niech ten motylem zatrzepocze skrzydełkami. Jego pyłek sprawi że szybko wyrośnie zielony pęd, z liśćmi w kształcie miski.- kucnęłam przed zwierzaczkiem i pusciłam motyla, ten wylądował na swoim poprzednim miejscu- Pozwól jej wrócić.- powiedziałam delikatnie- to że on nieupilnował innych to inna sprawa. Ale cały czas starał się zapewnić jej rozrywkę. I rozkochać w sobie, nie wiem czy mu się to nie udało...- Przekręciła główkę pytająco- Chyba twoja pani kocha tamtego demona!- uśmiechnęłam się promiennie.
Skąd wiem? Demony mają bardzo przytłaczającą aurę i gdy ktoś przebywa z nimi dłużej, apsorbuje jej część. Rośliny w pobliżu takiego osobnika słabną. Podniosłam się niechętnie, i załapałam za woreczek. Wrzuciłam do niego połowę nasion, Wodnika- tego co produkuje świeżą wodę. Wróciłyśmy do Mii.
-Łap- powiedziałam, i rzuciłam w nią pakunkiem- Są tam nasiona rośliny produkującej czystą wodę.
W sumie dzięki roślinom, jakie stworzyłam panuje chyba wszystkimi dziedzinami uzdolnionych. Przysiadłam na moim fotelu i napiłam się wody.
-Co chcesz teraz zrobić?- mój ton głosu dalej był śmiertelnie poważny. Nie wiem, co się dzieje, dawno nie byłam ponura tak długo...
Miia
- Mamo...nie budź mnie...jeszcze pięć minut... - ziewnęłam, otwierając oczy. - Mama?
Jakaś dziewczyna koło mnie. Tou macha łapką przy twarzy. Co ja wygaduję!?
- O Jezu... - przetarłam czoło - Gdzie my...ja..kim..
- Jestem Apokalipso, mów mi Kalipso! Przyniosła cię tutaj twoja kocia przyjaciółka! Jest bardzo miła! - zaśmiała się, potrząsając moją dłonią - Dałam jej wody i w ogóle...
- Nie tak szybko,nie trawię tego. Tou mnie tu przyniosła, ale dlaczego? - przerwałam jej w pół zdania. Świergotała jak najęta.
- Chyba ją zwabił leczniczy krzak... Jesteś Miia, tak? Nie pytam się o nazwisko, bo ja własnego nie mam. Jesteś uzdolniona? - podparła się na łokciach - miło cię poznać!
Psiknęłam. Cholerne pyłki. Spojrzałam na Kalipso z pewnym rodzajem odrazy, który odczuwam tylko do pewnej grupy osób. Ona do niej należała. Wielka optymistka, pełna życia, wiecznie roześmiana i gadatliwa. Pewnie nieszczera.
- Tak. Jestem uzdolniona, specjalność - ogień. - zfajczyłam kawałek bluszczu na nodze - Nie potrzebuję tego zielska. Mój żywioł też potrafi leczyć.
wtorek, 25 sierpnia 2015
Apokalipso
-Widzisz nic się nie stało.- odparłam.
Gdy pnącze mnie puściło wzięłam kota pod przednimi łapkami i na wyprostowanych ramionach przyjżałam się jej. Po chwili podniosłam moje szanowane cztery litery i zaczelam tańczyć po pustym pokoju. Tańczyłam z Tou w takt tego co nuciłam. Zwierzę patrztło się na mnie jak na idiotkę. Ale za złe mi chyba tego nie miała. Na koniec tańca podrzuciłam ją do góry. Wylądowała lekko w moich rekach. Chyba się nie wystraszyła, albo nie zdążyła zareagować. Odstawiłam ją na ziemie a ona szybko powędrowała do swej właścicielki. Szturchnęła ją parę razy z łapki, chyba się przebudzała... Przestawiłam krzesło bliżej dziewczyny. I przysiadłam na nim. Może w końcu kogoś poznam...?
Post nieoficjalnie zredagowany przez Tou
Magnus
-Hej... możecie sprawdzić co tam ma?-Spytałem wskazując na różową torbę na jej pleckach. Blondyn Przykucnął. Chwilę siłował się z zapięciem po czym wyjął z stamtąd dużego, białego pluszaka i konsole do gier.
-To wszystko, nie jest chyba tak niebezpieczna-Powiedział.
-Więc po co mogła tu przyjść?-Spytałem
Rin
Otworzyłam ostrożnie drzwi. Co jest do cholery grane?!
-Magnus!!!- ryknęłam a dziewczyna miała to w poważaniu i spała dalej- Co jest do cholery grane?!
-Sam chciałbym wiedzieć o co chodzi!- jęknął.
No pięknie... A może to koszmar? To z tych co potem zabija wysysając całą energię...? Usiadłam obok Lena i założyłam nogę na nogę. Bo czemu nie? Czemu, jej nie wywalę za drzwi? Chyba litość, a zarazem ciekawość zabrania mi to zrobić...
Magnus
-Ja otworzę-Rin podeszła do drzwi i wyciągnęła jeden ze swoich mieczy. Ostrożnie otworzyła. W progu stanęła dziewczynka. Powoli weszła do środka, bez chwili zastanowienia położyła się koło mnie i zasnęła. Co jest grane??
Apokalipso
To musiał być ryk zwierzaczka! Pomyślałam i pobiegłam by roztworzyć wrota zamku, który utrzymuje w jako takim porządku. Stanęłam przed bramą. Zamknęłam oczy, i wyprostowałam rękę przed siebie- tym ruchem napięłam bluszcz. Przesunęłam dłoń na zewnątrz od klatki piersiowej, tym oto sposobem otworzyły się wrota. Kotek! Ale ej, cos na nim jest... Uzdolniona. Ognia, innym sposobem spaliłaby się. Podeszłam przed zwierzaka i wyciągnęłam rękę, tak jakbym chciała ją pogłaskać. Bluszcz leczniczy owinął jej szyje i uplutł obrożę. Na dziewczynie zaś zawiązała się bransoletka. Obydwie przestały płonąć. Wtedy pogłaskałam Tou. Widzę ją pierwszy raz. Ale przez to że, chciała ratować swoją panią, zwabił ją mój krzak leczniczy. Ruszyłam dłonią a dziewczynę oplatać zaczęły pędy z płatkami zielonych róż jako liśćmi.
-Spokojnie- stwierdziłam- Nieważne co ci jest, to cię wyleczy.
Widziałam jak płatki przy szyi najpierw przechodziła czerń a potem wypełniła czerwień. Taka reakcja jest tylko na ugryzienie wampira. Czyli jednak jakiś tu jest...
-Tou, jesteś śmieszna!- powiedziałam nie zwracając uwagi na właścicielkę., dotknęłam jednego z motyli, szybko przeszedł na moją dłoń. Posadziłam go na swym ramieniu- A jak mi z tym do twarzy?- spytałam i zaczęłam kręcić piruety w śmiechu.- Tobie Tou jednak bardziej pasuje! I Hops!- odrzuciłam skrzydlate stworzonko które wylądowało spowrotem na swoim miejscu, na główce kotka.
Plącza powoli puściły, wiec poszłam do bramy i zgięłam się w pół.
-Zapraszam.- powiedziałam wskazując do środka. Gdy Tou wczłapała do środka weszlam i ja. A wrota zamknęły się juz bez mojego skinienia. Na stole czekał już wegetariański posiłek i dużo wody. Stworzyłam roślinę która produkuje wodę w liściach przypominających miski. Ogromna srebrna misa była pełna krystalicznej wody.
-Ah, Mam cie zmienić w kota... - odpięłam jedną róże z mych włosów i starałam ją w ręku na pył. Tou w między czasie posadziła swoją właścicielkę na krześle niedaleko mnie. Położyła głowę tuż przed moimi stopami, a ja opruszyłam jej głowę tym że pyłkiem. Rozbłysła zielonym blaskiem, i po chwili wróciła do swoich " naturalnych" rozmiarów.- A więc takim słodziakiem jesteś!- złapałam ją w obwodzie pod przednimi łapkami i uniosłam do góry. Usmiechnęłam się, i lekko pomiziałam kota nosem.-Dobra...
Postawiłam ją na ziemi, między mną a jej właścicielką. Pstryknęłam palcami, a przed kotem wyrosła misa wody, oraz misa pełna sałaty z kocimiętką.
-Po za zmutowanymi przez promieniowanie, zmodyfikowanymi przeze mnie, władam także nad pierwotnymi roślinami. Jedz i pij spokojnie. Wszystko jest zdrowe, czyste, i nie zatrute, nie wspominając że świeże. Jestem Apokalipso, ale mów mi Kalipso. A ty jak się nazywasz?- spyatłam promienie.
Dlatego mówią że jestem dziecinna... Chyba, a może to przez wygląd...?
Len
-Nie. Będzie się ciebie bała. I tej tu panienki- powiedziałem wskazując na blondynkę.
Do tego, ro drugi koniec miasta- dodałem sam do siebie. Czuje że jestem słaby. Że przez tamtą barierę, mam bardzo mało energi.
-Len.- skupiłem na dziewczynie swoją uwagę. Poczułem jak coś ciężkiego uderza o moją pierś. Była to moja łza.- Energia którą pobrałam jest w nim. Zaapsorbujesz ją w około 45 minut.
-Skąd wiesz, że brakuje mi energii?
-Twoje oczy są ciemniejsze, widać na pierwszy rzut oka.-odparła.
Obejrzałem dookoła kryształ, który kiedyś był moją łzą. Półprzezroczysty, niebieskawy kryształek, w kształcie łzy. Owinięty u góry rzemykiem- na którym wisiał na mej szyi. Musiała go znaleźć gdzieś w okolicy tego zdarzenia...
-Magnus, rozgość się- powiedziałem wchodząc do salonu.
Miia
Jechałam na czymś....miękkim. Otwarłam oczy. Tou!? Kiedyś ty tak urosła...
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam się jej.
Odpowiedziała głośnym pomrukiem.
- Ale jak to, daleko od niego!? Przecież miałyśmy u niego dom!
Nic nie odpowiedziała. Czułam pod sobą, jak ruszają się jej łopatki. Zagłębiałyśmy się w las, nawet nie wiem, od ilu godzin. Nagle usiadła. Tak gwałtownie, że spadłam z jej grzbietu na jasnozielony mech.
Wstałam, pocierając obolały zadek.
- Co do... - spojrzałam na gigantyczne ruiny, obrośnięte bluszczem i inną roślinnością, której nie mogłam zidentyfikować. - Gdzieżeś mnie zaniosła!?
Chrząknęła...tak...nie po zwierzęcemu.
- Dom!? My tu mamy mieszkać? - obadałam obmurszałą kolumnę - Ty mówisz serio?
Przez zielone liście drzew sączyło się delikatne światło. Tou jakoś tu pasowała... z tym swoim magicznym wyglądem i motylimi skrzydłami na łbie, które aktualnie trzepotały, jakby chciały odlecieć.
Otworzyła paszczę, ukazując potężne kły, po czym ryknęła z całej siły. Zakryłam uszy.
Mimo lekkiego zagłuszenia, nadal słyszałam ten pełen mocy ryk.
Ustało.
Stare wrota otwarły się ze skrzypnięciem.
Wyjrzała przez nie brązowowłosa dziewczyna, z zielonymi różami na sukience.
Damian
Nie umiem sobie poradzić z plączącymi dziewczynami czy tam kotołaczkami.
- Ee.. Nie płacz...? - Niepewnie pogłaskałem ją po głowie, jak kota.
Nie wydaję mi się, żebym tak mocno uderzył. Chociaż może...?
Dalej ruszaliśmy się przed siebie.
Wydawało mi się, że widzę bardzo dziwny dym. Leciał gdzieś. Tak dziwnie.
Alyss
-Nie chciałam -powiedziałam smutno. -przepraszam
Damian
- Chcesz mnie zabić? - zapytałem kotołaczkę na moich plecach. Westchnąłem boleśnie. Co za beznadziejny dzień.
Jako druga odpowiedz, też jej walnąłem w czoło. Why not?
W sumie lepszy taki towarzysz jak żaden.
Alyss
Magnus
-Krew tej dziewczyny... Smakowała jak siarka-powiedziałem obojętnym tonem. Dziewczyna która szła przede mną, gwałtownie się odwróciła i nadepnęła mi na stopę. Z całej siły.Syknąłem za bólu.
-Skąd ty właściwie wiesz jak smakuje siarka?-spytała jednak, lekko uśmiechnięta.
-Lizało się w dzieciństwie zapałki-Zaśmiałem się. Brzmiało to jak żart, chociaż w dzieciństwie robiłem duuuuużo dziwnych rzeczy. To było 80 lat temu. W tej chwili poczułem się jak staruszek.
-W każdym bądź razie.... też jest niebezpieczna.-Powiedziałem po chwili, już zupełnie poważnie.-Może nas nawet podpalić.Oby nie.
Kaoru
Cholerny skurczybyk. Przyłożyłem rękę do miejsca, w które otrzymałem cios. Rana zaczęła się zasklepiać.
- Miia? - podbiegłem do jej bezwładnego ciałka - Żyjesz?
Z tętnicy sączyła się krew. Tou cichutko miauknęła. Spojrzałem na nią, a ta strząsnęła z siebie jakiś pyłek, prosto na swoją panią. Podziałało. Krew znikła.
Muszę się czegoś więcej dowiedzieć o tym stworzeniu.
Przyłożyłem palce do jej szyi. Wzdrygnęła się. Pewnie to ją boli. Czułem puls. Na szczęście. Mogliśmy strącić ich z tego dachu...
Otwarła oczy. Uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki... - straciła przytomność z nowu.
Jej ciało zajęło się ogniem.
Prędko puściłem jej szyję.
Co...
Poruszała się jak jakaś kukiełka, ciągnięta za sznurki. Wstała, wychylając się to w przód, to w tył. Ogniem zajęła się też jej pupilka. Aż przysiadłem. Wyglądało to niesamowicie.
Nagle zwierzątko urosło do rozmiarów konia. Patrzyłem na nie osłupiały.
A Miia tak po prostu przelewitowała na jego grzbiet i ogień zgasł.
Sekunda... jej własny żywioł.... się nią zajął?
Teraz czułem respekt, patrząc się prosto w oczy tego... no, kota.
Jednym kłapnięciem mogła mi odgryźć łeb.
Patrzyła się na mnie czymś w stylu "To wszystko twoja wina".
Zwierzę odwróciło się do mnie tyłem, i poszło w stronę przeciwną do miasta, prosto w las.
Tu mamy się rozstać?
Najwyraźniej nie byłem dobrym opiekunem dla Mii.
Czułem coś... przez te trzy tysiące lat nauczyłem się zabijać, ale nie opiekować się kimś. Przykre. Tyle czasu, całe moje życie, czerpałem przyjemność z nieszczęścia innych.
"Torturuj, albo będziesz torurowany. "
To były słowa mojej matki...
Rozmyślałem o tym, idąc z powrotem do ratusza. Teraz wydawał się taki... wielki. Opuszczony. Zimny.
Jak przedtem.
Nie wiedziałem, co się dzieje z Miią. Nie chciałem.
Jej kotek się nią zajmie. Tak będzie najlepiej.
Targany wszystkim, tylko nie pozytywnymi myślami, bezsilnie opadłem na łóżko. Ilu ja mam teraz wrogów?
Dwie kotołaczki, anioł i wampir. I jeden gigantyczny, puszysty ochroniarz. Razem... pięcioro.
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Rin Taktykiem
Na widok mgły zrozumiałam-to demon. Ale aury są dwie, jedna silniejsza, druga słabsza. Demon i uzdolniony. Najsilniejszy i najsłabsza. To chyba tamta para, co zaatakowała tamtą kotołaczke. Co by tu z nimi zrobić... Zaraz zniszcą tarcze, a Len zemdleje... Ostatnia deska ratunku wtedy odpada...
-AGH!- krzyknął blondyn. Niewiele myślałam a podeszłam do niego i złapałam za dłoń. Trochę się uspokoił ale to wszystko.
-Mam pomysł! Len, zaraz dezaktywujesz pole siłowe.
-Oszalałaś?! Zabiją nas!- zaprzeczył blondyn. W odpowiedzi wyszeptałam mu na ucho, po co ma to zrobić, jakiego czaru potem użyć.
-Magnus!- Czy jak mu tam było- tez masz pomoc.
-Nie chce mi się...- odparł znudzony.
Zostawiłam blondyna, i podeszłam do pana znudzonego. Zagrał mi ma nerwach i to ostro.
-Słuchaj.- wyciągnęłam miecz, i złapałam za ostrze. Chwyciłam za jego ramie, i przycisnęłam drewnianą rękojeść do miejsca gdzie ma serce.- Uwierz, nie chcesz się przekonać ile mam siły, i jak bezwzględna jestem- chyba nauczyłam się mówić bezdusznie- jak będzie potrzeba, osobiście cie przekuję tą tępą rękojeścią.- pod dłonią poczułam dreszcz. Chyba właśnie go przeszedł.- Albo wykałaczką wydłube ci oko... Co wolisz, wampirku?- spytałam ironicznie. Potem szeptem powiedziałam co ma zrobić. Ma do wyboru: zabić lub osłabić. Jedno i drugie wiąże się z posiłkiem dla niego.
Teatralnie odeszłam od czarnowłosego i podeszłam do Lena. Przygotowałam się do biegu.
-Rin? Jesteś pewna? Dasz rade?
-Ja bym się bardziej o was martwiła...
-Dobra... 3... 2... Teraz!- z ostatnim słowem tarcza, która nas chroniła znikła. A ten "dym" zbliżył się niebezpiecznie blisko.
Pobiegłam przed siebie, rozpraszając jeden z nich. Widać było że ten drugi dym, bliżej Magnusa, nie ma bladego pojęcia co tak właściwie robi. Wróciłam się szybko i używając Shiro niby przekułam ten dym. Nie bez powodu, przyjęłam pozę jakbym kogoś przebiła mieczem. Lewą ręką dzierżyłam miecz, a prawą podpierałam, tak to chyba nazwać można, zwieńczenie uchwytu. Uśmiechnął się szyderczo, w geście "Czy ty naprawdę myślisz że mi coś zrobisz?".
-Owszem, myślę tak.- w trakcie tych słów, blondyn rzucił czar.
Okolice wypełnił ryk. Ten dymek, który przekułam stał się normalną postacią, normalnym ciałem, w którym tkwił mój miecz. Starałam się trafić tak, by gościa nie zabić, więc trafiłam tuż obok wątroby. Szkoda byłoby mi tej dziewczynki. Jest pod jego opieką, albo, wybrał ją na swoją żonę. Czar pobierający energie, w kategorii słońca. Demon stał przede mną w postaci "ludzkiej", dlatego że zabrakło mu energi. Po chwili dziewczyna upadła na ziemię. Magnus w tępie ekspresowym złapał ją i ugryzł. Szybko omdlała. Chyba uczynił to w geście teatralnym, i napił się ociupinę.
-Polecam czekoladę, szybciej się twoja podopieczna zregeneruje- dodałam spokojnie, po czym ostrzem wykonałam obrót, tylko po to by go bardziej osłabić.-Teraz!- wyciągnęłam miecz z rogacza.
Krzyknęłam na znak ucieczki. Len znów złapał Magnusa, a ja pobiegłam. Uciekaliśmy, naprawdę szybko. Kierunek: niby dom mój i Lena. Szczerze? Nigdy tak szybko nie przebiłam się przez całe miasto i kilometr dalej. Usiadłam zmęczona przed drzwiami.
-Sorka- powiedział blondyn drapiąc się niezręcznie po tyle głowy- Poleciałem za daleko... Jak chcesz mogę cię odstawić do domu. Bo "odlecieć" brzmi dziwnie...- zwrócił się do Magnusa.
Może będzie chciał trochę zostać? Poszłam do kuchni w tym domku i wyszłam z kolejną butelką wody, i polałam nim miecz by oczyścić go z krwi. Dziwny ten dzień...
Kaoru
- Hmm... czemu nie? - oczy jej zabłysły - Może...trąba powietrzna?
To był całkiem całkiem pomysł. Zacząłem nami kręcić i kręcić, coraz szybciej i szybciej... w końcu powstał ciemnoszary wir.
- Przedstawienie czas zacząć! - Zarechotałem - Energio, przybywam!
Rozpierniczaliśmy przedmieścia, gdy nagle pewna świetlista tarcza przykuła moją uwagę...
- Masz ochotę rozwalić twór tego bożego przydupasa? - pokazałem na pole siłowe błyszczące w lesie - Ostatnio przeszkodził mi w obiedzie...
- hm... dobra! Kurs na południowy zachód!
Dobrze się bawiła. To najważniejsze.
Jak chcę zdobyć jej zaufanie, to muszę sprawić, by miała jak najlepsze wspomnienia.
- Rozdzielamy się, ty i Tou razem, a ja sam. Będziesz nietykalna jako dym, więc nic ci się nie stanie. Latałaś całkiem dobrze, więc nie martw się.
Podlecieliśmy bardzo blisko do kopuły. Widziałem ich przerażone twarze.
- Teraz! - lekko odepchnąłem Miię na lewo - Po prostu tam podleć i przyj na kopułę!
Zrobiła, jak kazałem.
Len
-Możesz być na mnie zły- spojrzał na mnie dziwnie- Ale musimy stąd wiać.
Powiedziałem dość pewnie. Po czym szybko zleciałem na dół. Złapałem blondynkę za rękę i wzbiłem się z powrotem w górę.
-E-ej! Co ty wyrabiasz?!- spytała lekko podirytowana, zignorowałem.
Wzleciałem wyżej i złapałem Magnusa za dłoń, zrywając go na równe nogi. Poleciałem w stronę polany. W pewnym momencie wiatr silnie nas zniósł i prawie uderzyliśmy w budynek. W ostatniej chwili go wyminąłem. Po minucie byliśmy już na miejscu na polanie. Wypowiedziałem zaklęcie które utworzyło barierę. Teraz im to wytłumaczyć.
-Tam nie było bezpiecznie. Zbliża się silny huragan- w dalszej wypowiedzi, przeszkodziła mi dachówka. która walnęła w pole siłowe. Jedyny minus tego zaklęcia, że jak coś uderzy w pole siłowe z impetem to boli i mnie- Ugh!- wydukałem jedynie, i znów szybko wzmocniłem tarczę.- Bo wiecie jak coś mocno przywali w tarcze, to mnie też to boli... Nieważne. Widzicie, zrywają się dachy i tak dalej, najbezpieczniejsza jest jednak polana. Najmniej tu doleci i w ogóle. Na marginesie Magnus, Rin. Rin, Magnus- przedstawiłem ich sobie dość śpiesznie- Z Rin znam się nie od dziś. Ale trochę bliżej poznaliśmy się wczoraj. Można powiedzieć od podstaw. Z Magnusem się zapoznałem dziś, ale to chyba wszyscy wiemy...
Kurde, żeby ten huragan szybko minął, jeszcze takie ze cztery walnięcia dachówką i mdleje... Ciekawe jak długo wytrzymam. Ledwo znając gościa, ratuje mu dupe. No ciekawie się zapowiadają najbliższe godziny...
Magnus
-A gdzie ci się spieszy?-spytałem nagle. Może i to było dość głupie pytanie, ale zbyt wiele nie zostało. Na pewno nie do pracy, szkoły i inne takie. Może dziewczyna? Zanim zdążył odpowiedzieć, upadliśmy z impetem na plecy. Gdybym miał troszkę więcej tłuszczu, to może miałbym jakąś amortyzacje. Niestety poobijałem sobie kości. Syknąłem z bólu. Właściwie to co to było? Wiatr? Huragan? Coś co jeszcze dodatkowo nas zniszczy?
Miia
Przytuliłam go z całej siły.
- Eej...bo mnie u-udusisz! - wycharczał - Dziewczyno, ale ty masz krzepy w tych drobnych rączkach... - puściłam odrobinę - No, to... Ehm... Chcesz zobaczyć, jak się podróżuje dymem?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Co?
W odpowiedzi zmienił się w chmurę czarnego pyłu z szyderczym uśmiechem.
Kłąb dymu skierował ku mojej ręce.
- Dotknij. - zachęcił - Nie parzę.
W tym samym momencie wystrzelił w górę. Razem z mną.
Zaczęliśmy się mieszać. Szybowaliśmy nad miastem, niczym para dymnych węży.
- Chcesz poczuć się jak duch? - zapytał, przekrzykując pęd wiatru.
- Tak! - mój środek zapłonął - To jest świetneee!
Skierował nas obojga na parę siedzącą na sky tower. Dwóch chłopaków... Pedzie? A mniejsza.
- Przygotuj się!
Wlecieliśmy prosto w nich, przewracając ich z barierki na dach.
Nagle między nami pojawiła się zielonkawa, mała chmurka... Toksyczne opary? Chmurka miauknęła .
- Tou! - krzyknęłam - co ty tutaj robisz!?
Len
Wampir. Zauważyłem bo miał kły.
-Okej.- odparłem- Ale za długo posiedzieć nie mogę.-dodałem.
Nie usiadłem, a przystanąłem przy barierce, i oparłem się o nią. Rozejerzałem się, widok nieczego sobie. Napewno, zachwyciłbym się, gdyby nie to że taki mogę mieć na co dzień. I gdyby nie ta gęsta chmura, zielonych, toksycznych oparów radioaktywnych...
-Jestem Len, a ty?- zapytałem z nadzieją że mi odpowie. Niewiele osób tu jest chętnych do pogaduszek.
niedziela, 23 sierpnia 2015
Magnus
-Znamy się?-Spytałem obojętnie. -Nie sądzę -Dodałem szybko.
Podszedłem do krawędzi. Postawiłem stopę na barierce, szybko się wciągnąłem na nią i usiadłem na wyższej jej części. Nogi swobodnie wisiały nad ruinami. Wystarczy tylko skoczyć i będzie po wszystkim.
-Chcesz się dosiąść?-spytałem nagle. Czułem że chyba muszę się komuś wygadać. Niby mam wszystko gdzieś ale.... ale wszystkie myśli kłębią się w głowie tak, że gniotą już w czaszkę.
Len
Kotołaczka uciekła. Rin była troszkę zasmucona tym faktem. No nic... Wyszliśmy z mieszkania i poszliśmy w głąb miasta. Była jakaś nie spruchniała ławka, nie obrośnięta czymś co powinno nazywać się rośliną. Przysiadłem czekając na ruch blondynki.
-Ktoś jest na punkcie widokowym- powiedziała zapatrzona na górę.-Może pomożesz mu zejść?-Spytała.
Nie jestem pewny. Co to, kto to. Zabije mnie? Czy przyjmie pomocną dłoń? Nieważne... Umiem się wybronić.
-Polecę, i się zapytam. Tylko się nigdzie stąd nie ruszaj. Demon dalej gdzieś tu jest...
Wzbiłem się do góry, starałem się nie wdychać oparów. Nie szkodzą mi, ale jednak to nieprzyjemne drapanie w płucach, jest nie do zniesienia. Przebiłem się przez zieloną chmurę. Wciąż wisząc w powietrzu, spytałem:
-EJ! Pomóc ci dostać się na dół?- odwrócił się w moją stronę, nie miał uszu ogona ni nic. Albo syren, albo wampir, albo uzdolniony. Innego wyjścia nie ma.
sobota, 22 sierpnia 2015
Damian
Usiadła na ziemi patrząc się na mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Ale zostawiać damę w potrzebie... Potrząsnąłem głową i dalej szedłem. Jeśli za mną pójdzie niech idzie, co jej będę bronić? Tak samo jak nie pójdzie.
To ma być jej ostateczna decyzja.
piątek, 21 sierpnia 2015
Alyss | Magnus
Poszłam powoli za nim. Nie zwracał na mnie zbytnio uwagi, więc nawet się nie odzywałam. Poczułam ciarki na plecach. Wszystko tu było takie.... bez życia. Przyspieszyłam troszkę i po chwili dogoniłam mojego wybawcę.
-więc.... co mogę zrobić żeby się odwdzięczyć?-uśmiechnęłam się słodko. Złapałam się jego ramienia i mocno się uwiesiłam na nim.
~~~Magnus~~~
W tym budynku znajdywało się dawniej mnóstwo sklepów. Wielu ludzi przewijało się tutaj codziennie. Teraz tylko rośliny i czasami zmutowane zwierzęta. No i my. Nadnaturalni. Czy jakoś tak. Na samym szczycie kiedyś był punkt widokowy. Było widać całą stolice... i nawet więcej. Teraz już za późno. wziąłem głęboki oddech. Bałem się co zastanę na górze. Ale chcę wiedzieć czego mogę się spodziewać tam w dole. Zacząłem wspinać się po konstrukcji, oplecionej zmodyfikowanym bluszczem. Liście pomagały mi przy wspinaczce, która była coraz bardziej niebezpieczna. Zerknąłem w dół. Trzeba iść dalej. Nie można się zatrzymywać. Z każdym kolejnym piętrem czułem że jest mi coraz bardziej wszystko jedno. Czy będę żyć czy nie. Co za różnica. Świata już nie zmienię. Wciągnąłem się na dach. Powoli się podniosłem. Podszedłem do miejsca gdzie kiedyś była barierka. Poniszczone budynki. brudne rzeki. Ostatnie istoty. Zielony dym przysłaniający światło słoneczne. W tym obrazie było jednak coś pięknego. Takie małe światełko nadziei. Może taki świat będzie lepszy?
czwartek, 20 sierpnia 2015
Alice
Pobiegłam.
Nawet nie wiem ile biegłam.
Wiem, że w końcu znalazłam się przed w miarę zachowanym domem. Weszłam. Od razu uderzył do mnie zapach zgnilizny i takie tam. Znacznie lepszy niż ten na podwórku.
Rozejrzałam się.
Dom miał dwa piętra połączone schodami. Na parterze były jakieś pokoju, coś co wyglądało na kuchnię i łazienkę. Na górze podobny zestaw tyle, że bez kuchni.
Patrząc na to co tu zostawili ludzie, poczułam się strasznie samotna.
Laptop.
Bez nadziei włączyłam go. Bardzo mało prawdopodobne... O! Windows? Dlaczego zawsze Windows! Sprawdziłam stan baterii. Może być. Dam radę coś tam porobić przez chwilę.
Czemu nie spróbować włączyć przeglądarki?
Brak łącza z internetem.
- Ech... - westchnęłam.
Coś tam nim się pobawiłam, zanim się wyłączył z braku prądu.
Po zasłonięciu okien i ogólnemu zabezpieczeniu, poszłam spać. Usłyszę każdego kto wejdzie.
- Dobranoc - powiedziałam pustemu domowi.
środa, 19 sierpnia 2015
Kaoru
Alice
Coś pożyczy... Aha.
Szybko oceniłam swoje opcję. Może popełnić samobójstwo by nie czuł satysfakcji?
Dziura w ścianę ze mną. Łańcuchy.
Pewnie nic nie da, ale. I tak umieram.
Przyczepiłam się do ściany i zaczęłam powoli się do niej przylepiać. Mam nadzieję, że łańcuszki do czegoś przeczepione są inaczej będzie źle.
Takie czołganie się.
- Barani łbie, won ode mnie! Nie lubię owiec! - krzyknęłam, patrząc na niego z nienawiścią. Łańcuchy wyrastają z jego pleców.
O kurwa.
Mam jebane szczęście. Chlip, chlip.
Jak coś to już nie płakałam. to było takie... Ech, nieważne.
Barani łeb coraz bardziej się do mnie przystawiał. Nagle przybliżył swoją twarz do mojej.
Walnęłam go z bani, ale coś mi nie wyszło.
Jeśli przeżyje, zacznę pracować nad siłą.
Baranek mnie pocałował.
Poczułam, jak ubywa mi energii. Wysysa ją.
Unieruchomił mi głowę.
ALYSS NIENAWIDZĘ CIE!
Kaoru
- Tak... Na dwór. Mam dość tych czterech ścian! - oznajmiła - Czas na przygodę!
- Radzę weź butelkę z wodą... Czystej nigdzie nie znajdziesz.
- Ogień i woda!? Żartujesz.. - spojrzała na mnie krzywo.
- Nie mów no, że nie możesz się odwodnić... - podniosłem się. - to nielogiczne.
- A jest coś suchszego od ognia?
No nie.
Wyszliśmy z domu.
- Bierzesz ją? - wskazałem na jej zwierzaka - nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
- Zawsze ze mną jest. - podrapała kota po głowie.
Włócząc się bez celu po ulicach wśród trujących oparów, poczułem lekkie ciągnięcie za rękaw.
- Hm? - mruknąłem, patrząc na Miię.
- Dasz mi szalik? - zapytała cicho - krztuszę się...
- Jasny gwint, zapomniałem! - szybko zdjąłem czerwony szal z szyi - Nie pamiętałem, że opary ci szkodzą... - uścisnąłem ją. - wybaczysz?
Pokazała mi język, po czym schowała twarz za krwawo zabarwionym materiałem.
Usłyszałem płacz.
Odciągnąłem Miię do dziury w ścianie sąsiedniego budynku.
Zasłoniłem jej usta.
Słuchaj. - powiedziałem bezgłośnie.
Przestała się szamotać.
Płacząca osoba coraz bardziej się zbliżała. Ostrza na łańcuchach miałem w pogotowiu. Mogły to przecież być krokodyle łzy. Ktoś mógł próbować zwabić tym sposobem ofiary.
Osoba była w zasięgu wzroku. Kobieta? Tak. Kotołak. Najpewniej. Te sprytne stworzenia potrafią wiele przeżyć... Sekunda... To jest jedna z tych bliźniaczek z lasu?
Rodzeństwo nigdy się nie powinno rozstawać...
Przycisnąłem Miię do siebie.
- Znając życie, jest niegroźna,zwłaszcza teraz, gdy zalewa się łzami. - szepnąłem - Piękna zdobycz. -dodałem w myślach.
Nakazałem Mii zostać tutaj.
Zakradłem się bliżej. Słyszałem jak opada na ziemię. Na 100% ma deprechę... Chyba wiem dlaczego.
Łańcuchy wiły się jak węże. Jeszcze kawałek...
Chyba je zauważyła. Ale ucieczka na nic, są świetne w swoim fachu. Krzyknęła. Opięły jej kostkę i zaciągnęły po ziemi do wyrwy w ścianie.
Kotołaczka wiła się jak opętana.
- Puszczaj mnie! Czego ty chcesz ode mnie... - szamotała się dalej - przestań!
Miia szybko podkradła się do niej i odebrała sztylet.
Zarechotałem.
- Miia, popilnuj jej broni. Może się nam przyda. I nie patrz.
Przykucnąłem koło dziewczyny, unieruchomionej na ziemi.
- Co masz zamiar ze mną zrobić? - jęknęła - zabić?
Widziałem jej przerażenie w oczach.
- Coś...pożyczę.
Rin
Kierowaliśmy się powoli w stronę miasta. Wczoraj był naprawdę ładny dzień. Ten domek jest ładnie zachowany, może się tam przeniosę? Ale... To miejsce Lena. Moje gruzy złe nie są. Dobre też nie... Westchnęłam głęboko, po chwili poczułam spojrzenie na mojej osobie. -Coś nie tak?-spytał.
-Eh spoko, chcę po prostu znaleźć sobie nowy domek. Gruzowisko do najlepszych nie należy, najgorszych też nie. Chociaż nikt mnie tam nie szuka. Po za jakimiś demonami. Dorwały mnie raz, czy dwa. Nie zabiły, zabrały energię.
-Te demony są... Grrr- jakby przeszły go ciarki- okropne. Po moich skrzydłach łatwo stwierdzić że jeden we mnie siedzi. Taaa... Jestem opętany... Pojawia się gdy jestem samotny.
-Przecież wiem.- wytrzeszczył oczy i spojrzał na mnie z niedowierzaniem- No, nauczyłam się rozpoznawać aury ras... jakoś szybko mi to nie wychodzi, ale...
-Dobre i to- wtrącił.
Poczłapaliśmy do hipermarketu- nie mam ochoty na rybę, a tam troszke czaru i dobre jedzenie! Weszliśmy do opuszczonego gigantycznego magazynu. Z odruchu wzięłam chleb- albo coś co kiedyś nim było. Jakaś woda, coś co podobno jest mięsem- nie chcę mi się wierzyć ale Okej...
Ułożyłam na podłodze i poprosiłam Lena o czar cofnięcia czasu. Żywność wróciła do swojej pierwotnej postaci, i była świeża- miały po jakąś godzinę. Zrobiłam szybkie prowizoryczne kanapki. Wpałaszowaliśmy je szybko, nikt dawno takiego czegoś nie jadł. Nie ma składników nawet tych żeby coś wyhodować, żeby coś potem zebrać ( ew. Zabić) i ugotować. Poszliśmy dalej. Szliśmy po całkowicie pustych uliczkach. Zobaczyłam dwie sylwetki, a obok wyczułam ( słabo, bo słabo ale jednak) kotołaka. Mimo że widziałam że to ten demon, który chciał mi kiedyś coś zrobić. ( Ta kiedyś... Za każdym razem to był on!) Oni oddalili się trochę, a ja? Ja pobiegłam do gruzu. Nic nie widziałam, przywidzenie?
-Czar maskujący.- powiedział zza mojego ramienia anioł, jego drobnym skinieniem dłoni, pojawiła się drobna kotołaczka. Mogę ją porównać do płatka śniegu. Białe włosy jasna cera i niebieska sukieneczka. Chwila, czy to nie jedna z sióstr, to gdzie druga?! Rozejrzałam się gwałtownie- Nic. Pusto, nikogo nie ma po za naszą trójką.
-Co z nią zrobimy?- spytałam niepewnie.
- Demon wyssał z niej energię. Musi odpocząć i tyle, a to za dobrym miejscem do tego nie jest.- rzucił czar i jej ciało zaczęło lewitowac.- Bierz sztylet idziemy do najbliższej lokacji.
Jedynie przytaknęłam chwyciłam za broń i pobiegłam za nimi. Natrafiliśmy na jakiś blok. W pierwszym lepszym mieszkaniu wyważyłam drzwi. Blondyn znów użył zaklęcia czasu i pomieszczenia stały się dość przytulne. Ułożył dziewczynę na łóżku, ja położyłam obok niej sztylet. Sama poszłam po krzesła do kuchni i postawiłam je niedaleko śpiącej. Usiadłam, no nic trzeba jej popilnować, prawda?
wtorek, 18 sierpnia 2015
Miia
Zaczęłam się śmiać i wić jeszcze bardziej.
Po chwili Kaoru przestał i też rechotał.
Łańcuchy puściły. Śmiałam się, masując obolałe nadgarstki.
- Jejuuu... Ja myślałam, że mnie chcesz... - zakaszlałam - chcesz mnie...
- Zgwałcić? - zapytał, ocierając łzę. Popłakał się ze śmiechu? - Po co? Za młoda jesteś, poza tym nie czerpię z tego przyjemności.
Poklepał mnie po głowie.
- To...z czego czerpiesz przyjemność? - zapytałam.
- Z twojego uśmiechu! - przechylił głowę - Uśmiechaj się więcej, a nie będę taki ponury!
Mimowolnie kąciki ust poszły mi w górę.
Usiadłam, a Tou przyszła po dawkę pieszczot. Miziając ją za uchem, usłyszałam:
- Wiesz, że tak naprawdę możesz stąd wyjść w każdej chwili? - powiedział. - mówiłem, że nie możesz używać Mocy, co jest prawdą, ale przez drzwi się prześlizgniesz.
Wybałuszyłam oczy.
- Co!? - wstałam, zrzucając oburzoną Tou na demona. - Specjalnie mnie okłamałeś!?
Wzruszył ramionami.
- Po prostu nie chciałem, abyś uciekła. Pewnie i tak to zrobisz. Ale czy masz gdzie pójść?
Zamilkłam. Cholera, mówił prawdę.
Damian
- Nie wytrzymała? - A ja nie mogłem się powstrzymać.
- Można tak powiedzieć.
Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej. Ciekawe czy za mną idzie. Idzie, bo ją słyszę.
Lepszej towarzyszki nie mogłem sobie znaleźć.
Alyss
-Czuje? Szczerze mówiąc, bywało lepiej - powiedziałam, mimowolnie się uśmiechając. Wzięłam głęboki oddech, przez co zakrztusiłam się oparami z trującej wody. Przeklęłam pod nosem.
-A właśnie, jestem Alyss - Przedstawiałam się, po czym wyciągnęłam w stronę rudzielca swoją zakrwawioną dłoń.
Kaoru
- Odpowiem na wszystkie twoje pytania. - wyszeptałem jej do ucha, bardzo cicho. Widziałem jak się lekko czerwieni, więc kontynuowałem. - Pytaj o co chcesz, no nie wstydź się...
Przełknęła ślinę. Nic nie mówiła.
Moje usta lekko dotknęły jej ucha.
- P-przestań! - pisknęła, budząc kota śpiącego pod stołem. - To się zaczyna robić dziwne! - spojrzała na mnie lekko przerażona.
Łańcuchy zaczęły oplatać jej nogi.
- W żadnym wypadku. - oczy mi rozbłysły - to najnormalniejsza rzecz, jaka mogłaby ci się teraz przydarzyć. - uśmiechnąłem się triumfująco.
Srebrne łańcuchy ściągnęły ją na podłogę.
- C-co ty robisz!? - krzyknęła, wijąc się.
- Poprawiam sobie humor.
Krzyczała, gdy łańcuchy zaczęły oplatać jej ręce.
- Ciszej, kochanie, jeszcze ktoś tu przyjdzie na pewną śmierć. - pochyliłem się nad nią.
Ucichła.
Łza pociekła jej po policzku.
Przyłożyłem głowę tam, gdzie ma serce. Wsłuchiwałem się w jego przyśpieszone bicie, miętosząc w międzyczasie jej dłoń.
- Wiesz, ja też jestem ciekawy innych ras. Zwłaszcza anatomii. - delikatnie przejechałem palcami po jej gładkiej szyi, po czym skierowałem dłoń niżej. O wiele.
Alice
Rzuciłam się na łóżko. Pewnie zareagowałam za ostro. Prawie na pewno. I znając Alyss i jej sposób rozumowania, odejdzie.
Fuck.
Rozejrzałam się po ,,domu". Beznadziejne schronienie z kominem. Torba.
Chyba jednak mam coś ze siostrą wspólnego.
Spakowałam się. Mimo swego lenistwa, wszem i wobec ogłaszam, że to miejsce dla kota jest beznadziejne.
Dlaczego łzy mi ciekną po twarzy?
No to do zobaczenia Alyss... Pewnie się jeszcze spotkamy. Ale. Nie. Może kiedyś.
Wyszłam na radioaktywne miasto.
Siostry Chova to naprawdę są idiotki.
Damian
Naprawdę nienawidzę każdej spędzonej tutaj chwili. Spojrzałem na swoje palce. Przeleciała między nimi iskra. Idę dalej.
To co ludzkość ze sobą zrobiła, jest... Straszne. Co sprawiło, że nawet pod koniec nie umieli się ogarnąć?
Ciekawe za ile dni nastąpi koniec świata.
Przystanąłem. Widziałem dwie sylwetki niedaleko mnie. Jedna trzymała drugą. Oprawca i ofiara. Zacisnąłem rękę na pałce. Trzeba będzie znaleźć coś ostrego. Ale to później.
Zacząłem się skradać. Gdy byłem dosyć blisko, na odległość, przez ziemię, dotarł ładunek, który sprawił, że zemdlał.
Nie lubię zabijać.
Podszedłem do niedoszłej ofiary. Była to dziewczyna. Kotołak. Miała zranione ręce i szyje.
- Jak się czujesz? - spytałem.
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Len ( Trochę wspomnień)
Padało, jakby niebo tęskniło za moim bratem. Zginął, zasłaniając mnie przed demonem i strzałem z ludzkiej broni. Niby go leczyłem, ale jestem młody. Podszedł do mnie drobny kociak. To była ona, ocierała się o moje nogi, chcę bym ją podniósł? Na to wychodzi. Chwyciłem ją i posadziłem na swoich kolanach. Była biała, miała jasnobrązową łatkę na plecach i na jednym uchu, na drugim miała czarną. Miauczy, każe mi na siebie spojrzeć. Szturchała moją dłoń nosem, starała się za wszelką cenę mnie zdekoncetrować. Mądry kotek. Pogłaskałem zwierzaka, po czym, powoli zacząłem płakać. Rozkleiłem się totalnie, zacząłem jej dziękować i przytulać się do niej. Tak minęło kilka najbliższych dni, nie wiem jak to wytrzymała... Potem znikła w krzakach- tyle ją widziałem.
Tak. Znów mi to się śniło, lepsze to jak demony... otworzyłem lekko oczy, a tuż przed nimi były uszy. Kocie, czarne uszy. Czekaj co?! Zarumieniłem się i chciałem się zrywać. Ale... Ale coś naciskało na moje upierzone skrzydło. Ona na nim leżała... Ej, swoją drogą nie mam bladego pojęcia jak ma na imię... Poczekam. Znów zakryłem kocicę białym skrzydłem. Wstawiłem dłoń przed siebie, po co? Jakbym chciał złapać za jej... dłoń. W tym momencie wyręczyła mnie. Złapała za moją dlon5i przytuliła się do niej. Jest taka słodka. To dziwne, w tak pomylonym, zniszczonym świecie... Agh, nieważne! Nie kazała mi długo czekać aż się obudzi. Otworzyła oczy i wstała błyskawicznie. I przyciągnęła się, po czym usiadła spowrotem.
-W sumie...- zacząłem niepewnie- To jak masz na imię.
-Rin.
-Witaj, "Prawa", jestem "Lewy" A tak na serio to Len, jestem Len.
Zaśmiała się cicho pod nosem zasłaniając subtelnie usta. Śmieszyło ją to- mnie też. Wstałem i otworzyłem drzwi.
-Idziemy?- spytałem wskazując wyjście.
-Ta... - wyszła za drzwi- Jak wczoraj niebo było w miarę tak dziś jest okropne. Nie widać nawet słońca!
-Ją tam je widzę...
-Gdzie?
-Kilka metrów przede...- co ja właśnie mówię...- Nie! Nie!- pomachałem rękami przecząco- Faktycznie! Nie ma słońca, to tylko prześwit! Nie! Nie widać go!- zaprzeczyłem kolejny raz. Poczułem że jestem czerwony, a niech to! Ale, nie zostawię jej, to moja okazja, by zdobyć przyjaciela i nie być już samotnym. Boję się bycia samotnym. To dziwne uczucie, wypala mnie, zabiera mi energię- dodatkowo przez demona, który gdzieś tam we mnie siedzi...
Miia
Nikt nie mógł używać magii w domu. Nawet on. Właściwie, nie przedstawił się nawet. Byłam kompletnie bezbronna.
Usiadł w głębokim, czerwonym fotelu. Ja zaczęłam przysuwać sobie drugi, ale on wskazał na swoje kolana. Usiadłam niepewnie.
- Uhm...przyszły mężu, jak mam cię nazywać? - zapytałam, niepewna każdego słowa.
- Jestem Kaoru, możesz nazywać mnie jak chcesz. - położył mi dłoń na policzku -A ty, kochanie?
Zarumieniłam się.
- Miia. - spojrzałam w bok - Nazywaj mnie...też jak chcesz.
- Dobrze, kochana. - ręka zsunęła się na moje biodro - Czegokolwiek zapragniesz.
Dotknęłam jego rogów. Zawsze ciekawiło mnie, jak to jest mieć nieludzkie ciało.
- Jak to jest...mieć rogi? Urodziłeś się już z takimi? - zapytałam.
-Nie, urosły mi. Jak byłem mały miałem centymetrowe zalążki. - uśmiechnął się. - Widzę, że jesteś ciekawa.
- Trochę... ciekawią mnie inne rasy,po prostu...
Alyss
Nadal cała umorusana popiołem, poszłam w stronę rzeki. Podobno nie można pić teraz wody, jest skażona, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Nad zbiornikiem można było dostrzec ledwo widoczną zieloną poświatę. Przykucnęłam i wzięłam trochę wody w ręce. Szczypało, moja skóra zaczęła się rozpuszczać, a to co z niej zostało pływało po powierzchni razem z krwią. Bolało. upuściłam ciecz na ziemię, od razu wsiąknęła w suche podłoże. Nadal ciekła mi krew. KREWKA! CZERWONA!
Mimo bólu, zaczęłam tworzyć czerwone wzory na białym "fartuszku" od sukienki.
Nagle ktoś przyłożył mi nóż do gardła.
-Chyba w końcu znalazłem obiad-wychrypiał. Bałam się ruszyć. On chyba nie zamierza mnie zabić?! Ej ja chce żyć!
Znów odezwały się moje tiki. Gwałtownie poruszyłam głową, przez co nóż naciął mi skórę.
Wkurzona Alice
Spojrzałam na swoje ubranie, potem na siostrę. Zacisnęłam pieści. Zwykle nie jestem zbyt gwałtowna, ale... To jest przesada. Okej wiem, że Alyss jest chora etc. Ale... No fuck...
Wzięłam głęboki oddech.
- Czy ty wiesz co zrobiłaś? - wycedziłam. Pod wpływem mojego wzroku, zaczęła przepraszać. Może kiedy indziej coś do dało. Ale nie dziś. - Zaczęłam dobrze choć raz w tym cholernym świecie dzień! A ty kurwa, jak zwykle musiałaś go zniszczyć! Wiesz ile ja nad nią pracowałam! MILIONY GODZIN! Dlaczego do jasnej nędzy nie możesz choć raz się uspokoić! Ta do cholery, PRZEPRASZAJ dalej! Ale ja mam cię dość! Jeszcze raz coś takiego zrobisz, a się POŻEGNAMY!
Dla efektu jeszcze walnęłam jej z liścia. Poszłam zdenerwowana łagodnie mówiąc do domu. Ta, domu.
Czy wszyscy chcą mi zniszczyć dzień!?
Rin
Ucieszyłam się. Skrycie zawsze traktowałam go jako przyjaciela. Pukanie? Było jakieś... Dziwne? Dochodziło od dołu drzwi... Albo ktoś stukał butem, albo to potworek czy coś. Blondyn powoli uchylił drzwi, miałam rację. Ogromne zmutowane szczury, wielkości owczarka niemieckiego. Pamiętam, bo mój ostatni właściciel go miał, niestety bidula zdechł. A nawet gościa lubiłam...
-Haaa!- razem z krzykiem wzięłam jeden wielki zamach Kuro. Tym sposobem, zamiast dwóch irytujących szczurów, mamy cztery kawałki zwłok...
Po mojej minie nie trudno było wywnioskować że NIE mam najmniejszego zamiaru ich dotykać.
Jednym skiniem palca, wyrzucił je energią daleko po za dom. W stronę miasta, nie wiem czy kogoś nie trafiło... Poszłam do kuchni i znalazłam butelkę wody. Wyszłam więc na zewnątrz, i przeczyściłam ostrze, po całej operacji spowrotem schowałam je do pochwy.
-Zmieniłaś się.- powiedział opierając sie o futrynę drzwi. Swoją drogą, cała chatka była dobrze zachowana.- No wiesz, miecze, zaradność i podobne, niby ludzkie ciało i takie tam.- zaśmiał się cichutko.
-A... A wiesz że to przez ciebie?
-Wiem. I jakoś tego nie żałuję.- odpowiedział z uśmiechem.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Był jakiś opał, i kominek. Więc co... Lubię ogień to... Szybko rozpaliłam w kominku. Ułożyłam drewno i węgiel po czym krzesiwem rozpaliłam ogień. Usiadłam około 3 metrów od źródła ciepła, nie przepadam za nim. Siedziałam i obserwowałam fale energi.
-Lubisz ogień, co?- spytał niepewnie. Było to słuchać w jego głosie.
-Zawsze lubiłam.- odpowiedziałam delikatnie.
Usiadł obok mnie. Poczułam jak coś okrywa moje plecy... Było to jego białe skrzydło. Spojrzałam na niego, dość podejrzliwie, on jedynie przekrzywił pytająco głowę.
-No co?- spytał ostrożnie. Czuję, że nie chce mi zrobić najmniejszej przykrości.
-Nic. Dawno się nie widzieliśmy... około 76 lat, nie?
-Coś koło tego...-odpowiedział.
-A powiedz... Jak się trzymasz, od śmierci Twojego brata?
-Dalej, jestem samotny, wywalił mnie z nieba, do piekła nie przyjmą, wszystko rozgrywa się tu. Po za tym, wtedy co mnie pocieszałaś to mi bardzo pomogłaś.
-Ta... Dzięki tobie żyje więc...
Usłyszałam spokojny i systematyczny oddech, a po chwili poczułam ciężar na moim ramieniu. Zasnął. Dobra, nie mam serca go zostawić. Pamiętam jak łkał i krzyczał że boi się samotności. Położyłam się tak na środku, kładąc blondyna obok. Tak jakoś wyszło że leżałam zakryta jego białym skrzydłem... Zasnęłam niedługo po nim...
niedziela, 16 sierpnia 2015
Kaoru
Podrapałem się po rogu.
Czas sprawdzić, jak się miewa moja narzeczona. Powinienem jej coś przynieść? Jakiś prezent?
Nagle zauważyłem samotną czerwoną wstążkę na ziemi. Jednak nie jestem aż tak zmęczony.
Podniosłem znalezisko, po czym schowałem się za drzewem, podsłuchując rozmowę.
Jedna gadała bez ładu i składu. Druga... Była nieźle wkur... Chyba za chwilę wybuchnie.
Jednak nie będę się mieszał. Jako dym, jestem nieuchwytny, ale za to rozpraszalny... W postaci mojej obecnej lepiej nie narażać się na uszkodzenie. Powoli zacząłem się oddalać. Nastąpiłem na gałązkę. Chyba mnie zauważyły. Odleciałem jak najszybciej się dało.
Szybując nad miastem, obserwowałem ulice. Samotny brunet spacerował przy dawnym centrum handlowym. Pewnie nie człowiek. Istoty najbardziej zbliżone do człowieka, mają w sobie jak najwięcej energii. Te, dla których czas się zatrzynał, czyli wampiry, demony lub anioły, nie mają energii życiowej prawie wcale. Znając życie to jeden z nich.
Tuż przed drzwiami mojego domostwa zatrzymałem się, odetchnąłem głęboko. Muszę być cierpliwy. W końcu będzie gotowa...ale jeszcze nie teraz.
Prześlizgnąłem się przez szparę w drzwiach.
- Kochana? - zapytałem - jesteś tu?
Wkroczyłem do dawnej sali posiedzeń, którą przemeblowałem na sypialnię. Leżała na łóżku pod kołdrą, tyłem do mnie.
Miała na sobie.. Podkoszulek? Nie zdziwiło mnie to. Sweter musiał być za ciepły. Jej jasne włosy delikatnie spływały na poduszkę. Bezszelestnie wszedłem na łóżko za nią.
- Witaj. - obróciła się, patrząc na mnie pustymi oczyma, bez emocji. - Jak było?
Urok zaczynał na nią działać, czy mi się wydawało?
- Kiepsko. Nie mam szczęścia dzisiaj. Całe skradłaś ty. - dotknąłem jej policzka. Zaróżowiła się lekko. - No, dalej, uśmiechnij się. Nigdzie nie jest tak bezpiecznie, jak tu.
Spuściła wzrok. Góra lodowa się roztapia.
Przytuliła się do mnie, cichutko łkając. Jeszcze jest dzieckiem...
- Tęsknisz za domem i rodziną, tak? - uśmiechnąłem się, głaszcząc ją po głowie - Nie martw się. Ja będę twoją nową rodziną.
Zacisnęła ręce w piąstki, przyciskając się mocniej do mnie. Oo tak. Właśnie. Walczy z emocjami, bo wie, że nie przetrwałaby zbyt długo beze mnie i tego schronienia, a równocześnie chce uciec, choć nie ma dokąd. Ludzka logika jest łatwa do rozszyfrowania. Resztki lodu spadły do morza.
Rozpłakała się na dobre. Gładziłem ją po plecach, głowie... Jak jakieś zwierzątko.
Siedzieliśmy tak, póki nie przestała płakać.
- Skoro tak...skoro muszę tu zostać... Nie mam w końcu gdzie iść... To postaram się być dobrą przyszłą żoną dla ciebie... - przełknęła ślinę - Na przykład, zrobię ci kolację... - powiedziała łamiącym się głosem.
Spojrzałem jej w zapuchnięte od płaczu oczy.
- A ja postaram się być dobrym przyszłym mężem, który pomoże swojej przyszłej żonie w przygotowaniu kolacji.
Wstałem, czekając na nią. Podniosła się. Założyła szybko z powrotem sweter.
Będę musiał wykombinować jej jakieś inne ciuchy. Nie może chodzić wiecznie tak samo ubrana.
Zaprowadziłem ją do kuchni.
- Ten ratusz wydaje się być ogromny... - zastanawiała się - czy to efekt zaklęcia?
- Im ktoś bardziej chcę się wydostać, tym większy i bardziej skomplikowany się wydaje. - uśmiechnąłem się - Jeszcze nie możesz pogodzić się ze swoją przyszłością?
- Ciężko... - chwyciła bochen chleba i nóż - nie może to do mnie dojść.
Tou zaczęła się łasić do jej nóg.
- Jesteś głodna? - zapytała zwierzaka, który głośno zamruczał.
Rzuciła mu kromkę chleba.
Po przygotowaniu kolacji myliśmy naczynia. Ogółem, jak z zewnątrz ratusz wyglądał na ruinę, tak wiązanka zaklęć utrzymywała środek w lepszym stanie.
Alyss
-No cześć!-powiedziałam wesoło, wypełzając na biały dywan. Szybko wstałam i się otrzepałam, paskudząc przy okazji wszystko dookoła. Złapałam się sukienki Alice i właśnie wtedy odezwała się moja choroba. Szarpnęłam gwałtownie za koronkę, przez co oderwałam spory kawałek materiału. Widząc złość na jej twarzy, od razu szybko wstałam i wybiegłam z domu.
-Hej siostrzyczko zobacz jakie brzydkie niebo!!-powiedziałam wesołym głosikiem mimo że zapach przyprawiał mnie o mdłości.
Miia
Ale ten świat jest ochydny.
Tou spacerowała koło mnie, dumnie unosząc głowę. Nagle się zjeżyła.
- Tou? Wszystko w porządku? - przykucnęłam - Wyczułaś kogoś?
Wyszczerzyła kły. Jakieś sto metrów od nas stał chłopak. Rogaty.Białowłosy. Ruszył w naszą stronę. Przyszykowałam się. Nie chcę zabijać, ale najpewniej będzie to konieczne. - Witam. - powiedział, uśmiechając się - Widzę cię tu pierwszy raz. A dziwne...tak niewielu ludzi tu zostało. - wyczułam ironię.
Jestem w połowie człowiekiem...
Tou stroszyła się dalej. Zapaliłam płomyk w dłoni. Dla bezpieczeństwa.
- Coś ty taka nierozmowna? Nie mów, że się mnie boisz.
Zmrużyłam oczy. Ty jesteś cholera prawie nieśmiertelny. Odwal się.
Obszedł mnie dookoła. Podążałam za nim wzrokiem. Zauważyłam łańcuchy zwisające swobodnie z jego spodni. Broń? Chyba.
- Wygląda na to, że jesteś dość młoda, panienko. - ciągnął dalej swoim aksamitnym głosem - Nie pozwolisz sobie na pogawędkę z takim starcem jak ja? Czy nie zasługuję na twoją uwagę? - przykucnął koło mnie - Zobacz, nie morduję cię. Zadowolona? Uraczysz mnie swoją odpowiedzią?
- Nie nabiorę się na takie słodkie słówka, szanowny panie demonie. Jestem dla ciebie kolejną potencjalną ofiarą, nieprawdaż? - odpowiedziałam pięknym za nadobne - Którą się bawisz.
Wstałam. On też. Tou wskoczyła między nas. Chciałam się wycofać, ale za mną była obmurszała ściana. Przylgnęłam do niej. Demon jakby to wszystko zaplanował. Uśmiechając się w ten dziwny sposób, przyparł mnie do ściany jeszcze mocniej. Jego oczy zaczęły zmieniać barwy... Wpadałam w trans.
Nagle zaklnął coś pod nosem i przestał mnie podpierać. Spojrzałam w dół, lekko nieprzytomna. Tou... Ugryzła go w łydkę...
Kopnął ją gdzieś daleko. Chciałam tam pobiec, ale chwycił mnie w pół.
- Co ty robisz, zboczeńcu jeden!? - nafukałam na niego - Postaw mnie!
- Nie, droga panno. Czeka cię mnóstwo przygotowań... - zarechotał - twoja pociecha za chwilę wstanie, przecież nie jest niedołężna. Próbowałam dokonać samozapłonu, by uciec, ale coś nie mogłam. Blokował mnie? Niemożliwe... A może? Poczułam, jak zwinięte w pięści ręce są powoli oplatane przez łańcuchy.
- O co tu chodzi!? - krzyknęłam, na skraju rozpaczy - Co zamierzasz ze mną zrobić!?
Zaśmiał się.
- Gdyby to było takie proste. - kątem oka zauważyłam, że Tou powoli wstaje. - Wiesz co osobniki danego gatunku robią, by przetrwać?
Zatkało mnie.
Że on...i...ja!?
- Poczekaj, kochasiu, nie tak prędko. Ja nawet... Nie jestem jeszcze...
- Oj, cichutko. - przerwał mi - zostaniesz moją żoną prędzej czy później. Ciężko znaleźć samiczkę o tak cudnej buzi jak twoja. - coś mnie połechtało w środku. - Nie martw się, naprawdę. Nie będę cię bił.
Przełknęłam ślinę. On chyba oszalał... Z drugiej strony... Jest nawet przystojny. Jeśli bym miała mieć męża...
Co ja pierdolę.
Aktualnie jakiś nieznajomy demon ciągnie mnie do jego kryjówki, by się ze mną ochajtać i ja nie mogę użyć mocy, by się bronić. Wcale się w nim nie kocham. Wcale...
Wędrowaliśmy przez cuchnące ulice. Powolutku zbliżaliśmy się do starego ratusza. Czyżby tam była jego kryjówka?
Wsunął się przez uchylone drzwi, z tak zardzewiałymi nawiasami, że nie szło by ich otworzyć bez niszczenia framugi. Tou wślizgnęła się za nami. Nie gryzła go. Nie chciała znowu oberwać. Mogło to jej połamać żebra.
Postawił mnie na podłodze. Wreszcie.
- Bariera antymagiczna, którą założyłem, nie pozwoli ci wyjść bez mojej wiedzy. - zakomunikował. - Na piętrze znajdują się zapasy jedzenia. Ludzkiego. Ja wyruszam na polowanie.
Zmienił się w czarny dym i poleciał.
(P.S. to wydarzenie poprzedzające alcję z lenem i rin, okej?)