środa, 2 września 2015

Rachnera

Drugim miejscem lubianym przeze mnie jest ten opuszczony park rozrywki...
Zawieszałam właśnie kolejną pajęczynę nad dawnym sklepikiem z watą cukrową, gdy usłyszałam głosy dwojga osób.
- Fe, dużo tu tych pajęczyn - odezwał się męski głos - wszystko się lepi do mnie.
- Nie przesadzaj, faaaajniee tu! - pisnęła całkowicie zadowolona dziewczyna - Tyyyle do zobaczenia!
Schowałam się za budyneczkiem, obserwując ich z daleka. Podeszli bliżej.
Jedna z moich nóg przypadkowo nadepnęła na puszkę,czyniąc sporo hałasu. Ciężko się chowa, gdy jest się tak ogromnym...
Widziałam ich dokładnie. Kotołaczka i... Hmm... Pewnie uzdolniony, nie ma broni ani żadnych rogów, czy skrzydeł... Muszę uważać. Zaatakować, czy podejść po przyjacielsku?
Wybrałam drugą opcję. Wychyliłam się zza ściany.
- Cze-eść!
Ledwo uchyliłam się od energetycznego pocisku.
- A to za co!? - krzyknęłam, pokazując im się całkowicie.
Nie chcieli odpowiadać... Wmurowałam ich?
Chłopak otrząsnął się pierwszy.
- Nie podchodź, póki nie powiesz, jakie masz zamiary... - słyszałam lęk w jego głosie - bo użyję na tobie tysiąca voltów..
Przysiadłam (tak, jest to możliwe).
- Więc nie podchodzę. - uśmiechnęłam się - Nie mam żadnych złych zamiarów -"a jakże!" zaśmiałam się w duchu - zauważyłam was jak tutaj spacerowałam.
Kotołaczka pociągnęła rudzielca za ramię.
- Ona nas nie chce skrzywdzić, zobacz no. Równie dobrze mogła na nas naskoczyć już dawno...  - spojrzała w moją stronę - Prawda, pani...
- Rachnera. - splotłam palce dłoni - to... Panie szefuniu, jaki jest twój werdykt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz