czwartek, 31 grudnia 2015

Mizu

Chcąc nie chcąc w końcu dotarłam do centrum miasta... chyba... Moją uwagę przykuły lodowe kwiaty rosnące dookoła. Ciekawe, czy były takie od początku, czy może zamarzły? Przez poświęcenie całej uwagi na podziwianie roślin nie zauważyłam gałęzi i potykając się, stoczyłam się w krzaki. Zanim zdążyłam wygrzebać się z liściastej pułapki, usłyszałam dziewczęcy głos. Wychyliłam głowę chcąc przyjrzeć się dziewczynie. Była ładna. Na pewno ładniejsza od właściciela kruków spotkanego wcześniej. Wyciągnęłam ręce w jej stronę. Pnącza się nastroszyły, ale to wszystko. Westchnęłam tylko i z powrotem schowałam się w krzaki. Trochę się powierciłam, a następnie z lekkim trudem wypełzłam z krzaków. Spojrzałam jeszcze raz na dziewczynę. Podbiegłam do niej szybko, przyłożyłam swoje zimne dłonie do jej twarzy. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Doprawdy... dlaczego nikt nie wydaje z siebie okrzyków doznania mini szoku termicznego? Odskoczyłam od niej i bez słowa ruszyłam przed siebie. Nagle przede mną zaczęły wyrastać kwiaty z lodu i wody, które prawdopodobnie miały zagrodzić mi drogę. Zamrażając wodne kwiaty udało mi się stworzyć gradzinę, która uderzając w niektóre lodowe rośliny skruszyła je i utworzyła przejście. Obróciłam się w stronę dziewczyny wgapiając się w jej oczy. Czego ona ode mnie oczekuje?

środa, 30 grudnia 2015

Sanae

Postanowiłam wyjść z ukrycia. Od kiedy pamiętam, chowam się za ścianami i trochę mi się to znudziło...możliwe, że wcześniej miało to jakiś sens, ale teraz żadnego.  Wyszłam na zewnątrz.
Hawaaa!~
Przeciągnęłam się powoli i dotknęłam jednego z cienistych pnączy, chwilowo pojawiających się na moich plecach.
Czasami cienie lepiej wiedziały o tym co czułam, ode mnie.
Teraz chyba się denerwowałam? Płakałam?
To ja potrafię płakać?  No cóż...kiedyś nie musiałam!  Nie miałam powodu!  Zapomniałam, że wciąż nie potrafię się do tego przystosować. Oh... A oto i kolejna głupota z mojej strony.
Wysunęłam głowę zza zniszczonej ściany, ponownie związując włosy. Upadek z samego szczytu na samo dno naprawdę boli. Pomyśleć że gdybym nie była taka łagodna...
Zauważyłam grupę kilku istot. Hmm... Zazwyczaj podeszłabym od razu, ale ani nie chcę być oglądana teraz, ani nie chcę konfrontacji z aniołem...
Tyle problemów! Niepotrzebnie!
Wzięłam miecz do ręki (tak na wszelki wypadek)  i postanowiłam zostać przy ścianie. Żebym tak mogła chwilowo nie płakać, to byłoby miło...

Apokalipso

Ostatnimi czasy mogę wychodzić sama. Nie to że mi zabraniali, tylko moje rośliny działają jak płuca miasta.
W sumie to... Jesteśmy w okresie zimowym~ Czemu by więc nie przystroić miasta?- z taką myślą wstałam z łóżka.
Gdy kotołaczka siedziała przy kominku, a pajęczyca tłukła się jeszcze na górze- zbiegłam po schodach. Złapałam za sałatkę i zjadłam jeden półmisek w którym prawdopodobnie była moja porcja. Zostawiłam im świeżej wody i wyszłam.
Udałam się do centralnego "Parku" tego miasta. Tam w mniej więcej środku przestrzeni którą chciałam ozdobić, mogłam to zrobić najszybciej. Co tu mówić, stanęłam, i sprawiłam by tęcza lodowych kwiatów wzrosła wokoło mnie. Następnie z impetem skoczyłam, by korzenie rozrosły się szybciej, i przejęły możliwy obszar. Co oznaczało, że całe miasto i okolice ozdobiłam kolorowymi kwiatami i soplami. W podskokach zaczęłam kierować się w stronę domu. Jednak szelest w krzakach, i odruch obronny wyrobiony od lat nakazał mi przystać. Na jeden delikatny ruch dłoni za mną wyrosło na oko 20 stosunkowo agresywnych pnącz. Moja sukienka zafalowała, a mnie samej zrobił się zimno... Oj Kalipso, musisz coś uszyć...
-KIM JESTEŚ?!- krzyknęłam srogo.

wtorek, 29 grudnia 2015

Mizu

Nie bardzo zrozumiałam jego słowa, ale postanowiłam w to nie brnąć. Obserwowałam ptaki dopóki nie zniknęły mi z pola widzenia. Ciekawe ile osób żyje w tym miejscu. Z mojego położenia byłam w stanie zobaczyć dachy budynków. Stałam w miejscu i rozważałam wszystkie za i przeciw pójścia w tamtym kierunku. Nagle wiatr zwiększył się oślepiając śniegiem i utrudniając utrzymanie się na nogach. Wiał w stronę owego miasta.
-Już dobrze, dobrze... pójdę tam... - szepnęłam. Zaraz po tym jak ruszyłam, wiatr się uspokoił.

Fiddlesticks

Spacerowałem sobie tanecznym krokiem po zamarzniętych polach, zbierając do kupy niedobitków z mojej małej potyczki. Nic wielkiego, już są pochowani... Jakieś trzy osoby, których los mnie nie obchodził.
Sam do siebie wzruszyłem ramionami.
Z lekką ulgą wstąpiłem na miękki śnieg z zlodowaciałej ziemi. Kije strasznie się na tym ślizgają.
Co ja tam widzę! Dzieciak!
Jako, że mam wieczny wyszczerz na twarzy. nie muszę się specjalnie uśmiechać w czyjąś stronę.
Ze świecącymi oczami podszedłem do przypominającej laleczkę z porcelany dziewczynki, stając stopą (a raczej końcem kija) tuż przed jej nosem, wręcz zatopionym w śniegu. Chyba mnie nie zauważyła.
- Od kiedy dzieciaki chodzą same po polach? - zaskrzeczałem, nie umiem już normalnie mówić, podkładając kosę do jej skrzydełek.
Odwróciła się w moją stronę. Wpatrywała się we mnie przez jakiś czas, po czym przyłożyła swoje dłonie do mojej prowizorycznej twarzy. Po chwili zabrała ręce i znów zaczęła  mnie ignorować.
Co to do jasnej miało być?
- Nie przegrzało ci się pod kopułą? - popukałem ją w głowę, nadal zachowywała się jakbym był powietrzem.
Nagle spojrzała na mnie jak na jakiegoś ułoma.
-Co chcesz... - powiedziała cicho, ale dobitnie.
- Na początku chciałem ciebie pozbawić skrzydełek albo życia, jeszcze się nie mogę zdecydować - kruki zaczęły tworzyć wkoło nas krąg, jak ja je kocham - A teraz zapytam się czym ty jesteś?
Dziewczynka nabrała powietrza, aż się jej policzki napompowały, a następnie zaczęła mówić.
-Jakby na to nie patrzeć, czego byś nie zrobił wyszłoby na to samo, tylko w innym tempie... - odczekała chwilę jakby się zapowietrzyła - poza tym nie jestem pewna czy w takim wypadku opłaca mi się tłumaczyć czym jestem...
- Wait, ty to jesteś jeden z deszcowców czy jakiś takich? Was to szło kroić milion razyni wiecznie wracaliście do kupy... - zamyśliłem się i machnięciem ręki wzburzyłem ptaki di lotu, sam udałem się w stronę miasta - Miłej randki ze śniegiem! - zaświszczałem i oddaliłem się.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

MizuMizu

Otworzyłam oczy. Jak długo spałam? Gdzie jestem? Powoli usiadłam czując pod rękami miły, śnieżny puch. Wstałam bez większego problemu, otrzepując swoje skrzydełka ze śniegu. Jak przyjemnie obudzić się w takich warunkach. Zaczęłam delikatnie sunąć po śniegu. Wszystko wydawało się takie martwe... wręcz cudowne. Ciekawe jak długo jeszcze będzie trwała ta cudna pogoda? Oby jak najdłużej... Zastanawia mnie, czy ktoś w ogóle żyje. A jeśli... zostałam sama? To byłoby... byłoby... wspaniałe! Nikt by wtedy nie miał nic przeciwko wiecznej zimie! Uśmiechnęłam się delikatnie na samą myśl, ale szybko uświadomiłam sobie, że to mało prawdopodobne. Przesunęłam ręką po różdżce. Dałabym wszystko, aby ten krajobraz utrzymywał się przez wieki.

sobota, 19 grudnia 2015

Rin

-Dzięki za komplement!-krzyknęłam z pokoju- Zaraz tam pójdę!
Aha. Tymczasem moje oczy jak pinć złotych wlepiały sie w magiczny ogień. Chłopak wciąż spał na moich plecach. Nie dbalam o to. Ogień ~ Pajęczyca wczłapała do pomieszczenia. Na ten widok parsknęła widocznym śmiechem. Ja niczym pięciolatka wgapiająca sie w ogień, jak w zabawkę za witryną. I wydawałoby sie zmęczony tym widokiem dzien w dzień anioł stróż, tylko tak to można ubrać w słowa. W końcu, z transu wybudziło mnie głośne burczenie brzucha. Mojego, jak i anioła. Spojrzeliśmy na siebie, i równocześnie roześmialiśmy sie doniśnie. Jednak nadal tylko my siedzieliśmy przy stole. Na zewnątrz jak makiem zasiał. Cicho, biało, zimno. Powiedzialabym że to biegun północny, a nie świat po apokalipsie. No cóż, może te nowe gatunki mają jakiś dobry wpływ na ziemię?

Rachnera

Przeciągnęłam się. Już ranek?
Wiele się pozmieniało. Ale nie ze mną...
Przejrzałam się w lustrze. Wielki pajęczy odwłok nadal był częścią mojego ciała.
Zagryzłam wargę i wciągnęłam na siebie zwykły t-shirt. Podpełzłam do pokoju wampirka. Uchyliłam drzwi, jeszcze spał. Aż bym coś z nim zrobiła.... Ale nie teraz. Podeszłam bliżej i nachyliłam się nad nim.
- Wstawaj! - poklepałam go po policzkach - rano już!
Mruknął coś w odpowiedzi gdy wychodziłam.
Będąc już w kuchni zauważyłam posiłek. Aż się oblizałam.
- Rin, postarałaś się... - objęłam moje miejsce przy stole.

piątek, 18 grudnia 2015

Rin

Żwawo wyskoczyłam z łóżka. Ogródek, jaki zafundowała nam Apokalipso jest świetny! Wiele dawnych warzyw. I kilka ...ekhem 'zmutowanych' warzyw mięsnych... Że tak ujmę, świeżo, zdrowo, ale z GMO i nic z tym nie zrobisz~  Sporządziłam porządniejszy posiłek dla kilku osób. Nasza grupka, jak była tak jest, tyle że... Kilka osób nie przetrwało... Niestety. Kotołaczka, tak mocno poraniona, zmarła. A jej siostra zniknęła w lesie i nie wróciła. Nie było to zbyt wesołe, kiedy przy obchodzie, znalazłam ją, zmarła prawdopodobnie na hipotermię... Magnus, Alex, czyli jego córka, ja, Len, Rachnera, i Apokalipso. Tak jakby, jesteśmy w jednym obozowisku. Obozowisku w którym kocham drzeć ryj. Domowe studio nagrań, kocham cię (<3) Śpiewam ile wlezie. Dalej rośliny wodne Kalipso były przydatne. Wody nie idzie tak łatwo oczyścić. No i też wchłania ona za wiele drobnoustrojów i innych takich tam... Zaraz. Skończyłam w kuchni, rozstawiłam posiłek przy stole, po czym powędrowałam do salonu. Uwaliłam się na kanapie i zakryłam kocykiem. Zima. Po co jest tak zimno? A co globalnym ociepleniem? Heh? Zwlekłam się jednak po chwili. Rozpaliłam w kominku, by ogrzać cały dom. Momentalnie było cieplej o jakieś 1,5 stopnia. Do tego MOGĘ OBSERWOWAĆ OGIEŃ! Moje esyfloresy, czerwoniutkie, pomarańczutkie! Ah! Zapatrzona w cud, nie zauważyłam że do pokoju wparował skrzydlaty. Oparł się o moje plecy, zabrał część koca, i znów przysnął. Powstawajcie! Wszystko gotowe no...!

niedziela, 13 grudnia 2015

NOWY ROZDZIAŁ!

Nowe. Nowe, wszystko nowe! No dobra, z wyjątkami...

Burza energtyczna, od wielu wieków zwiastuje koniec, bądź początek. Ta, zaś zapowiadała początek, dla kilku ras. Odrodzenie- coś na co każdy czeka. Z popiołu w ciało obrócone rasy zaczęły gnać w stronę najlepiej zachowanego miasta.

Krótki rozejm kilku istot, odnowił wielką osadę do czasów jej świetności. Przywrócił prąd i mieszkania, żywność łatwo dostępną... Do tego niektóre obszary nie są zanieczyszczone i napromieniowane. Jednak brakuje zasad, brakuje rządzącego nie tylko miastem a i całym światem. Wskazuje na to że wszystkie istoty myślące są blisko siebie, przez co walka trwa. Trwa i nie ma końca... Od przywędrowania tu kilkunastu bardziej, lub mniej skłóconych myślących, minęło kilkanaście miesięcy. Wszystko zaczyna się jeszcze raz. Szukanie sojuszy jeszcze raz, unikanie wrogów kolejny raz. Wszystko może się zdarzyć...

czwartek, 3 grudnia 2015

Kaoru ;__;

- Jesteście okrutne...  Matko, zabije cię, uduszę, posiekam, ugotuję na twardo i rzucę w piekielne czeluście na pożarcie potępionym! - krzyknąłem bezgłośnie, wypełniając powietrze dookoła dymem. 
Wyrwałem zdjęcia krztuszącym się dziewczynom i schowałem za pazuchę, zanim dym się rozrzedził.
- Koniec tego dobrego. - mruknąłem.

wtorek, 1 grudnia 2015

Evelyne

-O patrz kolejne! Tu mamy dziudzuusia!- krzyknęłam rzuczając się na zdjęcia by wyrobić się przed panem domu. Zdobylam je!- w geście triumfu uniosłam je do gory, a odbierającego się do nich chloptasia zatrzymałam druga dłonią.
-Mia!Chodź! Od tego cukrzycy można dostać! <3
-Słodkie;- jęknęła dnośnie. Chłopak będzie miał z nami przerąbane. . .

Miia

- Jaki byłeś rozkoszny! - uśmiechnęłam się na widok zdjęcia Kaoru w śpioszkach - Ale miałeś małe róóóżkii - śmiałam się patrząc na kolejne zdjęcia - A zobacz to, w szkole! - pokazałam Evelyn zdjęcie mojego męża wśród gromady dzieciaków - wywrócił się!
Znęcałyśmy się nad nim...ale z drugiej strony... Wreszcie mam coś do powiedzenia!
- Przestańcie, błagam - opadł bezwładnie na krzesło - Jesteście okrutne... ;_____;

Evelyne

Sprawnym ruchem dłoni, wytrąciłam fotografie z rąk chłopaka, i pozbawiłam je grawitacji. Przyleciały do mnie.
-Mia spójrz!- ryknęłam. Dziewczyna przyszła, obydwie, zaczęłyśmy zachwycać się małym Kaoru.
-Oddajcie mi to!- jęknął jakby w niemocy i zamiast użyć magi biegł w naszą strone niezdarnie.
-Cichaj!- Kolejnym ruchem dłoni wytrąciłam go z pola grawitacyjnego i unieruchomiłam ręce. Jeszce 20 fotek rogowcu~

Kaoru

Kaoru

- Matko, damy sobie radę sami, naprawdę - przystopowałem moją rodzicielkę chwytając za skrzydło - poza tym umiemy posługiwać się magią...
- Ona też? - chwyciła dłoń Mii - Uzdolniona  ognia? Cudownie! A więc, jeśli mnie będziecie potrzebować, to proście Kaoru~
Odleciała. W końcu.
- Zapraszam do siebie - wpuściłem obydwie do środka - wchodźcie.
Szybkim ruchem schowałem fotografie ustawione na kominku. Kuźwa, mamo...